Kamil Stoch włącza na MŚ tryb bojowy

Trzeba się podnieść z kolan i walczyć dalej - mówi najlepszy polski skoczek. W poniedziałek rozpoczęły się treningi na dużej skoczni w Predazzo. W czwartek konkurs indywidualny, w sobotę drużynowy. Śledź relacje na żywo w Sport.pl

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

- Najgorszy był wieczór po sobotnim konkursie, długo nie mogłem się otrząsnąć. Medal mistrzostw świata miałem w garści, ale w ostatniej chwili go wypuściłem. Po raz kolejny nie wykorzystałem szansy - mówi Kamil Stoch, który w sobotnim konkursie skoczył kapitalnie w serii próbnej, a po pierwszej punktowanej był drugi z realnymi szansami na podium.

Finałowy skok jednak zepsuł i spadł na ósme miejsce. - Może w tym sezonie za mało miałem sytuacji, w których po pierwszej serii byłem wysoko i później ważyły się losy podium? W Predazzo stawka była dużo większa i może dlatego trafił mi się zepsuty skok? Dwa pierwsze były najlepsze na mistrzostwach i w ogóle jedne z lepszych od miesiąca. Co się stało w drugim? Nie wiem. Wszystko było dobrze do momentu, w którym puściłem się belki startowej. A potem sam nie wiem, co się wydarzyło i dlaczego popełniłem błąd.

Polscy skoczkowie mieli luźniejszą niedzielę. Stoch porządnie się wyspał ("wstałem skoro świt o dziesiątej rano"), pograł na konsoli, a później razem z kolegami zbudowali tor dla zdalnie sterowanego samochodu, który przywiózł ze sobą Dawid Kubacki. Jego pasją jest modelarstwo i swoimi "zabawkami" urozmaica drużynie monotonię dni bez skakania.

Wczoraj sześcioosobowa drużyna wróciła na skocznię, na której przed rokiem Stoch wygrał zawody Pucharu Świata, a dziesięć lat temu złoty medal MŚ wywalczył Adam Małysz. Nazwiska czterech zawodników trener Łukasz Kruczek ogłosi we wtorek, dzień przed kwalifikacjami. Przed sobotnim konkursem na normalnej skoczni jego zespół dobrze spisywał się na treningach, ale w konkursie do trzydziestki awansowało tylko trzech skoczków.

- Za treningi nikt nie rozdaje medali, nie ma sensu podniecać się skokami próbnymi - mówi trener polskiej kadry. - Zawodnik, który jest pewny siebie i czuje, że ma formę, przeznacza treningi na testowanie kombinezonów czy nart i wtedy zajmuje dalekie miejsce. Niektórym wydaje się, że jest bez formy. W konkursie ten sam skoczek wybiera najlepszy sprzęt i skacze daleko. To żadna niespodzianka, że ten, kto skakał słabo na treningach, może wygrać konkurs. Tych, którzy błyszczeli na treningach, w zawodach wyprzedzają ci, którzy do tamtych skoków nie przywiązywali wagi. I wtedy z kolei mówi się, że mistrzowie treningu zepsuli skok. A oni nic nie zepsuli, skoczyli tak samo jak na treningach, tylko inni spisali się lepiej - opowiada Kruczek.

Stoch potwierdził tę regułę. Na treningach nie skakał dobrze, ale w konkursie na normalnej skoczni potrafił się zmobilizować, choć tylko na dwa skoki. - Kiedy jest rywalizacja, włączam tryb bojowy i stąd biorą się świetne skoki - mówi Stoch. - W sobotę jeszcze nie wszystko udało się jak należy, ale przed nami dwa konkursy. Sportowa złość siedzi we mnie, ale podczas zawodów raczej nie chciałbym działać pod jej wpływem. Ciężko jest cokolwiek osiągnąć, skacząc pod wpływem silnych emocji, a złość jest mocnym bodźcem. Żeby wszystko zrobić jak należy, trzeba być zrównoważonym, pewnym siebie i spokojnym. Mam nadzieję, że uda mi się zapomnieć o sobocie i poprzedni konkurs nie wpłynie na mnie negatywnie. Jeśli teraz znajdę się w identycznej sytuacji, to zachowam więcej zimnej krwi i wykorzystam to, co daje mi los. Nieraz podnosiłem się z takich albo i nawet gorszych opresji. W jednym konkursie była klapa, a następny potrafiłem wygrać. Nie ma osoby, która z minuty na minutę przestaje się zadręczać tym, co było. Tego już nie zmienię, więc staram się skupić na tym, co dzieje się teraz. Jak w piosence Marka Grechuty: "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy".

Polscy skoczkowie mieszkają w Predazzo w hotelu Montanara, przed przyjazdem ułożyli własne menu, które wysłali właścicielom. - Nie ma w nim wyszukanych potraw, ale na wieczór, w którym są kwalifikacje i trzeba oddać w sumie aż trzy skoki, zamówiliśmy steki. Tego dnia traci się wiele energii i tak uzupełniamy jej zapasy na konkurs - opowiada Stoch. - Lubię Predazzo i tutejszy klimat, dobrze się tu czuję. Moja ubiegłoroczna wygrana nie będzie miała w czwartek znaczenia. Zaczynamy od zera. Tworzy się nowa historia.

We wtorek na MŚ o 12.45 bieg kobiet na 10 km techniką dowolną bez Justyny Kowalczyk. Polska biegaczka może i miała ochotę wystartować, ale decyzję, by poświęcić ten czas na spokojny trening na turystycznej trasie w Lago di Tesero, podjął trener Aleksander Wierietielny. Od biegania "łyżwą" Kowalczyk bolą piszczele i trener - przy pełnej akceptacji i zrozumieniu zawodniczki - uznał, że nie ma sensu się szarpać. Tym bardziej że szanse na podium Polka miała niewielkie. Ostateczna decyzja zapadła po sobotnim biegu łączonym. 7,5-kilometrową pętlę techniką dowolną Kowalczyk ledwo wytrzymała i nie miała żadnych szans rywalizować z Norweżkami, które zajęły pierwsze cztery miejsca. Dlatego przygotowuje się do sobotniego startu na 30 km klasykiem - na trasie pojawi się w czwartek, pobiegnie na drugiej zmianie sztafety 4x5 km.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.