Wimbledon 2014. Kubot: Wypadam z setki ATP, ale w singlu walczę dalej

Genialnie serwujący Kanadyjczyk Milos Raonic pokonał Łukasza Kubota w III rundzie Wimbledonu 7:6 (7-2), 7:6 (7-4), 6:2. Polak, który przed rokiem sięgnął w Londynie ćwierćfinału, spadnie z 72. miejsca na liście ATP w okolice 132. pozycji. - Mówiłem przed rokiem, że przedłużyłem sobie karierę o rok. Ale nie zamierzam się teraz poddawać, walczę dalej, także w singlu, bo czuję, że gram dobry jakościowo tenis - mówił Kubot po porażce z Raonicem.

Spotkanie Janowicza z Kubotem rozgrywane było na raty, bo w sobotę na kortach przy Church Road długo rządził deszcz.

Polak mówił przed meczem, że to będzie pojedynek na asy i returny, bo obaj serwują doskonale - Kanadyjczyk posłał w dwóch pierwszych rundach 47 asów, Polak - 43.

I Kubot się nie pomylił, to była rzeczywiście serwisowa bitwa. Minimalnie wygrał ją Raonic, który złamał Polaka w dwóch tie-breakach, a potem już na większym luzie przejął kontrolę w trzecim secie. Serwisowe statystyki mającego 196 cm wzrostu Kanadyjczyka były wprost bliskie ideału: 30 asów, 0 podwójnych błędów, 95 proc. piłek wygranych po pierwszym podaniu, 0 szans na przełamanie dla rywala. Swój najszybszy serwis Kanadyjczyk rozpędził do 222 km/godz.

Kubot serwował dobrze, świetnie atakował przy siatce, wygrał mnóstwo pięknych akcji wolejowych, ale w kluczowych momentach solidniej grał dziewiąty zawodnik rankingu ATP.

- Spodziewałem się takiego meczu, takiej serwisowej rywalizacji, to nie był atrakcyjny pojedynek dla kibiców, bo nie było praktycznie żadnych wymian, ale tak się gra na trawie. Przegrałem, bo rywal dużo lepiej wykorzystał szanse w tie-breakach. Zagrał w nich dobrze, a ja popełniłem proste błędy. Zepsułem dwa proste woleje w pierwszym secie, sam jestem sobie winien - mówił Kubot po meczu. - Im dłużej trwało spotkanie, tym większą pewność uderzeń miał Raonic. Doskonale wykorzystuje swój wzrost, praktycznie każdy gem serwisowy zaczynał od 30:0. Moim najlepszym uderzeniem jest return, ale on dziś nie pozwolił mi w ogóle włączyć go do gry. Kanadyjczyk pokazał, że nie przez przypadek jest dziś w dziesiątce na świecie. Był po prostu za dobry. Wiedziałem, że mogą decydować dwie-trzy piłki i tak było w dwóch pierwszych setach, ale nie udało mi się tych piłek wygrać - dodał Polak.

Kubot boleśnie odczuje porażkę w III rundzie, bo przed rokiem sięgnął ćwierćfinału i straci dużo punktów w rankingu ATP. Według wstępnych prognoz spadnie z 72. na 132. miejsce.

- Grałem o życie. Mówiłem przed rokiem, że przedłużam sobie tym ćwierćfinałem singlową karierę o rok. Teraz wypadam z setki, ale nie składam broni. Od kilku tygodni gram dobry tenis, jakość mojej gry jest dobra i chcę kontynuować karierę, czekam na swoją szansę - powiedział Kubot, który korzystając jeszcze ze starego rankingu, załapał się do turniejów w Bastad, Gstaad i Kitzbuehel na czerwonej mączce, a potem będzie szukał punktów w USA. - Nie patrzę na ranking, ale na to, czy dobrze gram. A czuję, że teraz gram dobrze i mogę jeszcze namieszać. Myślę, że zawaliłem początek roku, gdyby nie to, że poszedłem w ilość [turniejów], a nie w jakość, to pewnie już dawno utrzymałbym się w setce - zakończył Kubot, który nie wyjeżdża jeszcze z Londynu, bo gra w deblu ze Szwedem Robertem Lindstedtem. W II rundzie zmierzą się w poniedziałek z Australijczykami Lleytonem Hewittem i Chrisem Guccione.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.