Wimbledon. Polski szczyt w Londynie

Dzielą ich osobowość, warunki fizyczne i styl, łączy determinacja w dążeniu do celu. Jerzy Janowicz zagra z Łukaszem Kubotem o historyczny polski półfinał Wimbledonu

Komu kibicować? Janowiczowi czy Kubotowi? Zobacz, za kogo trzymają kciuki redaktorzy Sport.pl ?

Sport towarzyszył im od dziecka. Łukasz to syn byłego piłkarza Zagłębia Lubin Janusza Kubota, dziś trenera KS Polkowice. Siostra Paulina uprawiała siatkówkę. Dzisiejszy ćwierćfinalista najważniejszego turnieju tenisowego kopał piłkę, jeździł na obozy z juniorami Zagłębia, miał też bzika na punkcie NBA, nie ruszał się z domu bez ulubionej czapeczki Charlotte Hornets.

- Równolegle z piłką zacząłem uprawiać tenis. Spodobało mi się, choć lekko nie było. O 5.30 rano jechałem do hali w Lubinie pekaesem albo rowerem. Zimą przeraźliwie zimno. Ale katowaliśmy się, nie ma zmiłuj. Musieliśmy ćwiczyć o 6, bo potem hala była zajęta. Ludzie patrzyli na nas jak na kosmitów i pukali się w głowę. Moi rówieśnicy w tamtym czasie chodzili na dyskoteki. Ja szedłem swoją drogą - opowiadał Kubot "Gazecie".

Janowicz to syn łódzkich siatkarzy - Anny Szablot, byłej reprezentantki Polski, i Jerzego Janowicza seniora, niezłego ligowca. Czemu nie siatkówka? - Miłość nie wybiera. Podpatrywałem tatę, jak grał w tenisa po zakończeniu kariery. Spodobało mi się, pierwszy raz wziąłem rakietę, gdy miałem pięć lat, zacząłem trenować, oglądać tenis w telewizji. Moim idolem był Pete Sampras - wspominał Janowicz.

Trening rzecz święta

Za to, gdzie dziś są, obaj dziękują przede wszystkim rodzicom.

- Nie przelewało się. Żeby grać w IV lidze, dorobić i mi pomóc, ojciec wyjeżdżał za granicę. W Polsce nie było warunków do uprawiania tenisa, miałem szczęście, że załapałem stypendium w akademii Johna Newcombe'a w Teksasie, a potem kontrakt w lidze austriackiej - wspominał Kubot.

- Zwycięstwa dedykuję tacie, bo zawsze we mnie wierzył, chodził po prośbie do sponsorów. Jak wyrzucali go drzwiami, wracał oknem - opowiadał Janowicz. Gdy był juniorem, rodzice pompowali w jego karierę po 300 tys. zł rocznie. Tyle potrzeba, żeby opłacić trenerów, wyjazdy, sprzęt. - A zarabiasz zero, w juniorskich turniejach nie ma nagród. W kobiecym tenisie jest łatwiej, zaczynasz zarabiać wcześniej, w męskim dłużej dokładasz do interesu - wspominał Janowicz. W 2007 r. doszedł do juniorskiego finału US Open, ale wciąż nie interesował się nim żaden sponsor. Wtedy też odrzucił ofertę zmiany obywatelstwa od federacji Kataru. - Rodzicie sprzedali komis z komórkami, sklep z garniturami. Sprzedawali po kolei. Ale nie było zwątpienia, wierzyli we mnie cały czas. Zaryzykowali, postawili jak w ruletce na jeden numerek w kasynie. Wychodzi na to, że trafili - mówił Janowicz. Jeśli awansuje do półfinału, zarobi 400 tys. funtów (2 mln zł).

Łączy ich też profesjonalizm. - Najpracowitszy, najbardziej skoncentrowany na tenisie człowiek - mówią o Kubocie ci, którzy go znają. Trening to rzecz święta, potem odnowa biologiczna, masaż, dużo snu, odpowiednia dieta. Przed meczem ogląda na wideo rywali, uwielbia rozmawiać o taktyce.

Janowicz od 10. roku życia miał osobne zajęcia ze specjalistą od przygotowania fizycznego - Mieczysławem Bogusławskim. - Jurek we wszystkim chce być najlepszy, nie znam drugiej tak zdeterminowanej osoby. Gdy miał 18 lat, pojechaliśmy na sprawdziany do Polskiego Związku Tenisowego. Jak zaczął kręcić ergometrem, to z taką siłą, że zerwał pedał - opowiadał Bogusławski.

Dzielą ich warunki fizyczne, a wraz z nimi siła serwisu. Ale nie są to różnice drastyczne. 31-letni Kubot ma 190 cm i nieźle serwuje, ale 203-centymetrowy Janowicz - buty w rozmiarze 48 - posłał kiedyś piłkę z prędkością 251 km/godz. Już na Wimbledonie ten pierwszy strzelił z prędkością 217, ten drugi - 225 km/godz., i pod tym względem jest liderem turnieju.

Inne były też życiowe drogi, które zaprowadziły ich do ćwierćfinału. Kubot przez większość kariery grał w debla, znalazł niszę do zarabiania pieniędzy, razem z Austriakiem Oliverem Marachem tworzył mocny duet. Dopiero cztery lata temu odważył się mocniej postawić na singla. - Zaryzykowałem, odpuściłem challengery, wybrałem eliminacje do większych turniejów. Debel dodał mi odwagi - wspominał Kubot.

Do singla i bardziej ofensywnej gry przy siatce przekonali go czescy trenerzy - ostatnio Jan Stoczes i Ivan Machytka. Kubot w 2005 r. dał sobie spokój z polską myślą szkoleniową, jego bazą treningową do dziś są Czechy. - Jak wyjeżdżałem z Polski, ciągle brakowało hal, by trenować zimą - mówił.

Janowicza ukształtowali polscy trenerzy, choć sukcesy odnosi dziś z Finem Kimem Tiilikainenem, żonatym z Polką, mieszkającym w Poznaniu. Janowicz od początku szukał szczęścia w singlu. - Za bardzo się spinałem, ale w końcu zastosowałem taktykę na "olewkę", czyli co będzie, to będzie - mówił rok temu. Zaczął wygrywać i przebił się do setki rankingu. - Uwierzył w siebie i maszyna zaskoczyła - mówią dziś ludzie z jego otoczenia.

Jeśli chodzi o osobowość, są na dwóch przeciwstawnych biegunach. Janowicz to wulkan emocji, gdy jest na korcie pod ścianą, gra najlepiej. Kubot jest raczej zamknięty w sobie, skupiony, łatwiej wybić go z rytmu. - Strasznie się denerwował w spotkaniu IV rundy, a chłodna głowa była kluczem do wygranej - mówił Stoczes po zwycięstwie Polaka z Adrianem Mannariną.

Kto awansuje do półfinału?

Faworytem jest Janowicz, wirtualnie już zawodnik z czołowej 20 rankingu (na 19. miejscu, Kubot po Wimbledonie przesunie się ze 130. na 62.). Janowicz ma za sobą wielkie zwycięstwa - z Andym Murrayem, Jo-Wilfriedem Tsongą, Richardem Gasquetem, wyrównany mecz z Rogerem Federerem. Kubot pokonał kilka lat temu Andy'ego Roddicka i Gaëla Monfilsa, ale ostatnio odbijał się od graczy z czołówki. Janowicz nazywany jest w brytyjskich mediach nowym tenisowym dominatorem, jedynym człowiekiem, który może zagrozić Andy'emu Murrayowi w półfinale. Kubota dziennikarze pytają głównie o kankana, jego firmowy taniec, którym celebruje zwycięstwa, i nazywają "outsiderem". Bukmacherzy też stawiają na Janowicza (1,2 do 4).

- W ćwierćfinale pokażemy z Jurkiem dobry tenis. Wygra ten, kto będzie miał lepszy dzień. To na pewno historyczny moment dla polskiego tenisa - powiedział Kubot. - Nie umiem w ogóle myśleć o tym meczu. To drugorzędna rzecz. Po prostu trzeba się cieszyć, że Polak zagra w półfinale Wielkiego Szlema - dodał Janowicz.

Jedynym, który w polskim obozie pokusił się o głębszą analizę, był deblista Marcin Matkowski, przyjaciel obu zawodników. - Najsilniejszą bronią Jerzyka jest serwis, Łukasza - return, pierwszy strzela z linii końcowej, drugi - chodzi do siatki, więc to będzie ciekawa konfrontacja. Jeśli Łukasz nie da Jerzykowi uciec na początku, to może być równe spotkanie. Ale jeśli Jurek odskoczy szybko i zacznie grać swój totalny tenis na luzie, to Łukaszowi będzie bardzo ciężko - powiedział Matkowski.

We wtorek Janowicz i Kubot pozowali reporterom w Londynie do zdjęć z biało-czerwoną flagą, pożyczoną od kibiców. Na wywiady zaprosiła ich m.in. BBC. Do nas, na czwarte piętro biura prasowego zaczęli przychodzić zagraniczni dziennikarze z pytaniami o polski tenis. W czwartek, przed prawdopodobnym spotkaniem półfinałowym z Andym Murrayem, Brytyjczycy będą się pewnie musieli ustawić w kolejce.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.