Wimbledon. Szymanik: Janowicz i Kubot awansują do czwartej rundy

- Szukanie rewanżu, emocji to paliwo do silnika Jurka Janowicza. Z kolei Łukasz Kubot uwielbia grać na trawie, Wimbledon to jego ulubiony turniej. Jestem optymistą, wierzę w chłopaków, będziemy mieli dwóch singlistów w czwartej rundzie - mówi kapitan tenisowej reprezentacji Polski Radosław Szymanik. W piątek 130. w rankingu ATP Kubot zagra z 27. Benoit Paire'em, a 22. Janowicz z 16. Nicolasem Almagro. Relacje na żywo z obu meczów w Sport.pl ok. godz. 16.

Łukasz Jachimiak: W trzeciej rundzie Wimbledonu Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot zmierzą się z wyżej notowanymi rywalami - jakie szanse daje pan pierwszemu z Polaków na osiągnięcie najlepszego wyniku w karierze, a drugiemu na wyrównanie wyniku sprzed dwóch lat?

Radosław Szymanik: Trzymam się tego, co zapowiadałem przed turniejem - nasi tenisiści grają dobrze, dlatego możemy się po nich spodziewać świetnych wyników. Troszkę jestem zawiedziony porażką Michała Przysiężnego [127. miejsce w rankingu ATP], bo grał bardzo, bardzo przyzwoicie, ale nie wykorzystał swojej szansy. Gdyby wygrał drugiego seta, czego był bliski, to mecz z Kevinem Andersonem [ATP 23] mógłby się inaczej potoczyć. Ale wracając do Jurka i Łukasza, to obaj są dla mnie faworytami na tej nawierzchni. Sądzę, że będziemy mieli dwóch singlistów w czwartej rundzie. Jestem bardzo dużym optymistą, wierzę w chłopaków.

Nie przejmuje się pan bilansem Kubota z Paire'em? Przecież Francuz wygrał ich wszystkie cztery spotkania.

- Zdecydowanie się tym nie przejmuję. Widziałem ich wszystkie mecze, pamiętam, jak wyglądały, sądzę, że Łukasz na trawie gra dużo lepiej, dlatego jeśli nie przydarzy mu się jakaś historia zdrowotna, to wygra. Każdy, kto słucha jego wywiadów i je czyta, wie, że on uwielbia grać na trawie, że Wimbledon to jego ulubiony turniej, że świetnie się w nim czuje. Dlatego jestem przekonany, że wyjdzie do walki z Paire'em bardzo dobrze nastawiony.

Kubot z Paire'em znają się dobrze, Janowicz z Almagro też miał już okazję zagrać i teraz mówi wprost, że chce się zrewanżować Hiszpanowi za porażkę w Australian Open, którą - jak sam twierdzi - poniósł dlatego, że przez odciski miał wtedy tylko pół dłoni.

- Trzeba zrozumieć, że Jurek to młody człowiek, który gra bardzo dobrze w tenisa, jest bardzo dobrym sportowcem, ale nie jest jeszcze bardzo doświadczony. On jeszcze myśli kategoriami rewanżu, ale jeśli przez kilka lat będzie w czołówce, a sądzę, że będzie co najmniej w pierwszej dziesiątce, to z różnymi przeciwnikami będzie miał rozegranych tyle spotkań, że nie będzie myślał o rewanżach. Na dzień dzisiejszy czuje się jeszcze nie do końca spełniony, wie, że dużo przed nim, więc po tej australijskiej porażce jego emocje są duże. Ale wszyscy Jurka znamy, wiemy, że nad emocjami potrafi zapanować. Dlatego wierzę, że zagra tak dobrze, jak w dwóch poprzednich rundach, a wtedy nie będziemy musieli obawiać się o wynik.

Janowiczowi takie postrzeganie świata służy? Szukanie rewanżu go nakręca, a nie spala?

- Oczywiście, to jest paliwo do jego silnika. Cieszę się, że jest tak charyzmatyczny. Sądzę, że dzięki temu wszyscy będziemy mieli mnóstwo radości z tego, co w najbliższych latach będzie robił na korcie. To zawsze będzie bardzo ekspresyjny zawodnik, dzięki czemu będzie też rozpoznawalną twarzą tenisa.

Almagro taką postacią nie jest, ale to bardzo dobry zawodnik. Wiemy, że trawa nie jest jego ulubioną nawierzchnią, ale czy nie za łatwo uznajemy, że Janowicz powinien spokojnie go pokonać?

- Na pewno Hiszpana trzeba szanować i doceniać. Almagro świetnie serwuje, ma bardzo dobre uderzenia z głębi kortu. Na pewno jego spotkanie z Janowiczem będzie meczem dużych serwisów, nie ulega wątpliwości, że zobaczymy wymiany z tyłu kortu, że Almagro będzie próbował wywierać presję na Jurku swoim świetnym bekhendem. Ale Jurek niewątpliwie będzie starał się skracać wymiany i będziemy go widzieć przy siatce dużo częściej niż przeciwnika.

Jeśli Janowicz wygra, otworzy się przed nim droga do wielkiego sukcesu, bo po porażkach Rafaela Nadala i Rogera Federera aż do półfinału nie zmierzyłby się z nikim wyżej notowanym. Pan na pewno o tym wie, nie wierzę, że nie analizuje pan, na co w zaistniałych okolicznościach stać Janowicza i Kubota.

- Pewnie, że siedząc z boku patrzę sobie na drabinkę i myślę, co się może stać. Ale Jurek i Łukasz na pewno myślą tylko o swoich najbliższych meczach, ich sztab przygotowuje ich tylko do tych spotkań. Dalej się nie patrzy, bo nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu. Trzeba koncentrować się na swoim zadaniu, na taktyce, na uwypukleniu swoich mocnych stron, niczego nie wolno zaniedbać. Na pewno i Jurek, i Łukasz są świadomi sytuacji, jaka się wytworzyła, ale odcinają się od myślenia o niej, choć nie jest to łatwe, bo ludzie im o tym przypominają. Cóż, obaj są profesjonalistami, wiedzą, jak postępować.

Kubot jest dużo bardziej doświadczony, jemu w takiej sytuacji pewnie łatwiej zachować spokój i zwalczyć w sobie pokusę myślenia o wielkiej szansie. Nie obawia się pan, że Janowicz jednak może dać się ponieść marzeniom?

- O tym najlepiej powiedziałby on sam, ale ja bardzo dobrze znam i Łukasza, i Jurka i wiem, że obaj zawsze patrzą tylko na swoje najbliższe zadanie, na konkretnego rywala. Jestem o nich spokojny. Zwłaszcza że mają dobre sztaby, a od sztabów w takich sytuacjach też dużo zależy.

Sztab Kubota przed trzecią rundą miał chyba więcej pracy, bo on w drugiej rundzie nie grał z powodu kontuzji Steve'a Darcisa. Nie martwi się pan, że brak tego meczu wybił go z rytmu?

- W czwartek grał debla z Marcinem Matkowskim, rozegrał trzy sety, zanotował bardzo solidny występ. Obaj cały czas kontrolowali spotkanie, wygrali spokojnie, dlatego Łukasz nie będzie przemęczony, a będzie dobrze przygotowany. Poza tym on zna swojego przeciwnika, koleguje się z nim, w ciągu ostatnich siedmiu czy ośmiu miesięcy zagrał z nim trzy razy, wie, czego się spodziewać, na pewno będzie gotowy.

Kubot w parze z Matkowskim to skład debla na chwilę, czy szuka pan idealnego zestawienia na wrześniowy mecz z Australią o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa?

- Powtarzam to wszędzie i wszystkim - dla mnie parą numer jeden są Mariusz Fyrstenberg z Marcinem Matkowskim. Oni są bezwzględnie najlepsi w naszym całym układzie deblowym. Oczywiście para Marcina z Łukaszem jest wymuszona, bo Mariusz jest kontuzjowany i nie może grać na trawie. Marcin szukał partnera, zapytał, czy Łukasz z nim zagra, ten się zgodził, z czego się cieszę, bo się docierają, a to się może przydać, gdyby zaszła taka potrzeba. W ogóle dla mnie to bardzo dobrze, że kiedy coś się dzieje, to chłopcy szukają partnerów w swoim gronie. To pokazuje, że są zgranym zespołem.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.