Adam Kownacki urodził się w Polsce, ale w wieku siedmiu lat wyjechał z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Na zawodowym ringu 30-latek stoczył już 20 walk i wciąż jest niepokonany. Na Brooklynie jest sławny, ale w Polsce zrobiło się o nim głośno dopiero dwa lata temu, gdy znokautował Artura Szpilkę (22-4, 15 KO). W styczniu zeszłego roku pokonał Geralda Washingtona (20-3), byłego pretendenta do pasa mistrzowskiego, a siedem miesięcy później zwyciężył na punkty z doświadczonym Chrisem Arreolą (38-5-1, 33 KO). Kownacki wraca do ringu już 7 marca, gdzie zmierzy się z Robertem "Nordyckim Koszmarem" Heleniusem (29-3) w walce wieczoru gali na Brooklynie.
Adam Kownacki: Nie boję się o to. Jestem odpowiednio zmotywowany. Znalazłem się w takim miejscu kariery, że każda potencjalna wpadka mogłaby dla mnie oznaczać krok w tył, a nawet dwa kroki, więc spokojnie. Powiem więcej: to dla mnie będzie cenna walka, bo Helenius jest niewygodnym rywalem. Jest wysoki [ma dwa metry - przyp. red.] i silny. Ma też duże doświadczenie, bo walczył z Dillianem Whyte czy Dereckiem Chisorą.
To nie były plotki. Byłem bliski walki z Pulewem o pas, ale Bułgar miał wystąpić z Anthonym Joshuą, więc ciągle się to przeciągało w czasie, aż temat naturalnie upadł. Z kolei Breazeal zażyczył sobie zbyt dużych pieniędzy. Padło na Heleniusa, ale wcale nie żałuję takiego rywala.
Chyba tak. Ale zrozum, że boks to nie jest piłka nożna, gdzie masz rozpisany turniej i jasny kalendarz. W boksie jest wiele polityki, układów, układzików. Trudno przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Spójrz na ostatnią walkę Michała Cieślaka z Ilungu Makabu. Przecież to był jakieś jaja. Polak przegrał, ale ciągłe przekładanie terminu walki i ogólnie bajzel, jaki tam panował, na pewno mu nie pomógł. Myślę, że Cieślak może kiedyś zostać mistrzem świata, bo boksować potrafi, a w dodatku sprawia wrażenie kumatego i pracowitego gościa.
Cieślak opowiada o kulisach kuriozalnej walki [WIDEO]
Jeszcze kilka miesięcy temu byłem. Teraz się już z tym pogodziłem. Rozumiem ten biznes. Teraz największą walką do zrobienia jest starcie Deontay Wilder - Tyson Fury, gdzie od razu zapisana jest klauzula rewanżu. W między czasie pasów będzie bronił Anthony Joshua. Uczę się tego, by nie przejmować się rzeczami, na które nie ma się wpływu. Wkurzony, a nawet wku****y, to może być Whyte. On czeka jeszcze dłużej niż ja. A każda walka "na przeczekanie" może sprawić, że się potkniesz i nagle szansa na mistrzowski pas ci ucieknie.
Mariusz to stary wyga. Wie, jak przetrwać w ringu i umie dużo trików.
Jest na tyle doświadczony, że szybko zaczyna rozumieć boks rywala. Zobaczył, jak atakuje. I już po chwili jego garda była szczelniejsza. Świetnie przewiduje ciosy rywali i neutralizuje gardą ich siłę. Atakowałem: lewy, prawy i na koniec lewy sierp. Ale po chwili już to załapał. Jednak to dla mnie cenna lekcja, żeby stać się mniej przewidywalny.
Jeszcze nie gadaliśmy. Na razie tylko sparingi za nami. Ale z pewnością jeszcze wyskoczymy na obiad. Boksował z największymi, więc na pewno ma cenne uwagi.
Widzę, że już kumasz, że mnie irytują te ciągłe pytania o wagę. Po pierwsze możesz ważyć 120 kg i być grubasem z wielkim brzuchem, a możesz ważyć 120 kg i być wielkim schabem z siłowni. Tłuszcz nie waży tyle samo co mięśnie. Tym razem wniosę do ringu około 117 kg. Pamiętajcie: sześciopak na klacie nie walczy. Ale czuję się lepiej niż ostatnie, jem rozsądniej. To na pewno.
Przede wszystkim skracanie dystansu. Z trenerem też dużo katuję lewego prostego, żebym częściej korzystał z tej techniki.
On lubi być w cieniu. I za to go właśnie lubię. Skupiamy się na pracy. To świetny fachowiec. Trenuje nie tylko mnie, ma też wielu zawodników z UFC. A co do naszych relacji, to raczej jest jak starszy brat. O wszystkim możemy pogadać i pożartować.
Coraz więcej. Myślę, że około sześciu tysięcy. Przyjadą kibice nie tylko z Polski, lecz także dosłownie z całego świata: Irlandii, Włoch i tak dalej. Nie mogę się doczekać biało-czerwonych barw i głośnego dopingu. Z kolei wzrost mojej popularności wiąże się z tym, że jestem normalnym gościem. Nie udaję nikogo. Ludzie widzą, że się nie zmieniłem przez ostatnie lata. Pokazałem im, ja i moja rodzina, że możesz wyjechać do Stanów bez niczego i zrobić coś. Pokazuję, że ciężką pracą można coś osiągnąć, to motywuje kibiców. Ale jeszcze ostatniego słowa nie powiedziałem. Chcę zostać pierwszym polskim mistrzem świata w wadze ciężkiej.