Jedna z największych sensacji w historii boksu! "Pulchny dzieciak" mistrzem świata

Andy Ruiz Jr przez kontakty z gangami mógł skończyć w więzieniu. Jeszcze niedawno rozważał zakończenie kariery. Na szczęście wrócił - "pulchny dzieciak" sprawił jedną z największych sensacji w historii, pokonując wielkiego Anthony'ego Joshuę. W sobotę odbędzie się rewanż.

Kiedy po serii potężnych ciosów i dwóch nokdaunach okazało się, że niepokonany wcześniej Anthony Joshua nie jest w stanie kontynuować walki z Andym Ruizem Jr., trybuny hali Madison Square Garden oniemiały ze zdziwienia. Brytyjski mistrz wagi ciężkiej, który posturą przypomina bardziej kulturystę niż pięściarza, padł przed o głowę niższym "pulchnym dzieciakiem". Joshua, dla którego miał być to łatwy debiut na amerykańskich ringach, po walce zamiast pozować do zdjęć z obronionymi pasami mógł tylko oglądać plecy rywala, na których wytatuowany jest napis "zwycięski".

A przecież do tej walki prawdopodobnie nigdy by nie doszło, gdyby zeszłoroczny pogromca Tomasza Adamka - Jarrell Miller - nie został zawieszony za stosowanie niedozwolonych substancji. Ruiz Jr, chociaż na przygotowania do walki miał tylko miesiąc, podjął się wyzwania i sprawił jedną z największych sensacji w historii. Thomas Hauser, biograf Muhammada Alego, porównał nawet tę walkę do słynnego pojedynku z 1964 roku, w którym Cassius Clay niespodziewanie pokonał wielkiego mistrza, Sonny'ego Listona.

Ruiz Jr zaszokował świat. Z nieznanego "grubaska" stał się pierwszym mistrzem świata wagi ciężkiej z Meksyku i jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci tego kraju. W sobotę, w Arabii Saudyjskiej, Ruiz Jr i Joshua znów staną naprzeciwko siebie. Początek rewanżowej walki około godziny 22 polskiego czasu.

Bardziej meksykański niż Meksykanie

Ruiz Jr urodził się w Imperial w USA, miejscowości położonej 25 kilometrów od granicy amerykańsko-meksykańskiej. Obecny mistrz świata jest synem meksykańskich emigrantów, dlatego nigdy nie miał wątpliwości, który kraj chce reprezentować. 

- Każdy, kto myśli, że nie jestem Meksykaninem tylko dlatego, że urodziłem się w USA, jest w błędzie. Moi rodzice podchodzą z Mexicali i czuję się Meksykaninem bardziej niż wielu ludzi tam urodzonych. Nigdy nie wstydziłem się pochodzenia i zawsze walczę za kraj - powiedział Ruiz Jr w rozmowie z ESPN.

Jego historia jest podobna do wielu zawodowych pięściarzy. Ruiza Jr niespecjalnie obchodziła szkoła, z liceum został wyrzucony za regularne wszczynanie bójek. Zanim zdecydował się na boks, pracował w firmie budowlanej ojca. Ale wszystko mogło skończyć się dużo gorzej.

- Boks uratował mi życie. W okolicy, w której się wychowywałem, było mnóstwo gangów, prowadzałem się z nieodpowiednimi ludźmi. Część z nich siedzi w więzieniu, część widuję dziś na ulicy bez środków do życia - powiedział.

Ruiz Jr mógł skończyć tak samo. Na porzucenie ulicznego życia naciskała jego matka, która obawiała się o życie syna. Nie bez podstaw. Jednego wieczora, gdy Ruiz Jr wracał z ojcem do domu, został napadnięty i dotkliwie pobity. - Skończył w szpitalu, do dziś pamiętam jego zakrwawioną twarz - wspomina matka Meksykanina w rozmowie z ESPN. Po tamtym wydarzeniu jej syn postanowił porzucić szemrane towarzystwo i zająć się sportem.

Ruiz Jr na treningi jeździł do Mexicali, gdzie jego dziadek prowadził salę treningową połączoną z siłownią. Amatorską karierę zakończył z imponującym bilansem 105-5. Dwie z pięciu porażek były jednak dotkliwe, bo zdecydowały o tym, że Meksykanin nie zakwalifikował się na igrzyska olimpijskie w Pekinie.

W 2009 roku Ruiz Jr przeszedł na zawodowstwo. I chociaż przez siedem lat zbudował imponujący rekord 29-0, to topowych rywali próżno tam szukać. Dopiero w grudniu 2016 roku Meksykanin dostał szansę walki o mistrzostwo świata. Tę o tytuł tytuł mistrza świata WBO, którego zrzekł się Tysona Fury, Ruiz Jr przegrał na punkty z Josephem Parkerem.

- Uważam, że zasłużyłem co najmniej na remis. Przecież to ja dyktowałem tempo przez większość walki. Żądam rewanżu - tak niezadowolony Meksykanin komentował jednogłośną decyzję sędziów. Do drugiej walki z Parkerem jednak nie doszło, a Ruiza Jr. w ringu nie zobaczyliśmy przez blisko półtora roku.

Plotki o depresji i szansa z Instagrama

Meksykanin był niezadowolony ze współpracy z promotorami. Denerwował się, że firma Top Rank nie oferuje mu dużych walk. - Nie pozwalają mi pokazać mojej wartości - mówił. Pięściarz miał problemy z utrzymaniem pięciorga dzieci, niektórzy spekulowali nawet, że wpadł w depresję. Wraz ze wzrostem liczby problemów wzrosła też waga mistrza. W pewnym momencie miał ważyć nawet 135 kilogramów.

- Potrzebowałem przerwy, musiałem spojrzeć na karierę z innej perspektywy. Miałem za sobą już 30 walk i musiałem zdecydować, co dalej. Przede wszystkim jednak chciałem spędzać więcej czasu z rodziną. Zaryzykowałem finansowo. Zacząłem inwestować pieniądze, budowałem domy. Jak każdy pięściarz poczułem jednak głód walk i wiedziałem, że wrócę silniejszy - wspominał tamten okres Ruiz Jr.

Meksykanin do ringu wrócił w marcu zeszłego roku i w 12 miesięcy pokonał kolejno Devina Vargasa, Kevina Johnsona i Alexandra Dimitrenkę. Po wygranej z Niemcem Ruiz Jr zapowiedział, że chce, by jego kolejnym rywalem był Adam Kownacki. Stawką pojedynku miało być prawo do walki o mistrzostwo świata. Szansa dla Meksykanina nieoczekiwanie przyszła jednak dużo wcześniej.

17 kwietnia Komisja Sportowa Stanu Nowy Jork poinformowała o zawieszeniu licencji Millera, przez co Amerykanin nie mógł stanąć do zaplanowanej na 1 czerwca walki z Joshuą. Promotor Brytyjczyka - Eddie Hearn - rozpoczął nerwowe poszukiwania przeciwnika dla swojej gwiazdy. Ruiz Jr zwietrzył swoją szansę. Meksykanin napisał do Hearna na Instagramie, zgłaszając gotowość do walki. Jak się później okazało, media społecznościowe na stałe zmieniły życie 30-latka.

- Wszyscy się ze mnie śmiali, mówili, że nigdy nie walczyłem z kimś tak silnym i dobrym jak Joshuą. Wiedziałem jednak, że on też nie walczył z kimś takim jak ja - mówił Ruiz Jr.

"Stary, jak ja to zrobiłem?"

1 maja, miesiąc przed walką, Meksykanin został ogłoszony zastępcą Millera i nowym rywalem Joshuy. Ruiz Jr nie dbał o to, że będzie to jego druga walka w ciągu siedmiu tygodni. Liczyła się tylko wygrana, na którą nikt nie dawał mu szans.

W czasie krótkiego obozu przygotowawczego przed walką z Joshuą Ruiz Jr zmienił się nie do poznania. Odstawił śmieciowe jedzenie, przeszedł na dietę, której podstawą były ryby i warzywa. - Ciągle zastanawiałem się, po co dają mi tę zieleninę - śmiał się Meksykanin. Efekty zobaczył tuż przed walką, do której schudł aż 13 kilogramów.

Na obozie Joshuy nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Ludzie z otoczenia brytyjskiego mistrza kpili z Ruiza Jr., uważając go za kogoś, kto przed walką zje dwa batony, a później wyjdzie na ring i zarobi duże pieniądze za szybką porażkę. Sam Joshua też nie podchodził do przeciwnika poważnie. Na oficjalnym ważeniu przed walką pozwolił Meksykaninowi potrzymać mistrzowskie pasy, sugerując, że nigdy później takiej szansy mieć nie będzie.

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, chociaż już w trzeciej rundzie Ruiz Jr leżał na deskach po imponującej kombinacji ciosów Joshuy. Meksykanin nie tylko wstał, lecz także jeszcze w tej samej rundzie zrewanżował się rywalowi dwoma nokdaunami. Przed siódmą rundą trener Meksykanina powiedział mu, że Brytyjczyk jest zraniony i czas kończyć walkę. Ruiz Jr dwukrotnie posłał mistrza na deski i choć ten po drugim nokdaunie wstał, to sędzia przerwał pojedynek, doprowadzając najbliższe otoczenie mistrza do płaczu.

- Joshua uważał, że to będzie łatwa walka i nie odrobił pracy domowej. A ja 1 czerwca osiągnąłem swój cel. Dokonałem czegoś, o czym marzyłem, odkąd przeszedłem na zawodowstwo - mówił nowy mistrz. Jak opowiada jego trener, dzień po walce wspólnie obejrzeli ją dziesięć razy. - Za każdym razem, kiedy byliśmy przy trzeciej i siódmej rundzie, pytał mnie, "stary, jak ja to zrobiłem?" - wspominał.

Zadzwonił prezydent, zgłosiła się telewizja

Pokonanie Joshuy zmieniło życie Ruiza Jr. o 180 stopni. Meksykanin, którego przed walką w Nowym Jorku znali tylko bokserscy eksperci, w jednej chwili stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie. Dzień po walce nowy mistrz otrzymał zaproszenie od prezydenta Meksyku, Andresa Manuela Lopeza Obradora. Odezwała się też gospodyni jednego z najpopularniejszych programów w USA. Ruiz Jr oba zaproszenia przyjął, choć wtedy marzył już, by wrócić do domu i dzieci - Belli, Andy'ego III, Williama, Richiego i Beverly.

- Wizyta u prezydenta była największą rzeczą, jaka wydarzyła się w moim życiu po walce. Jest tak samo pokorny jak ja. To chyba jedyny prezydent, który jeździ do pracy własnym samochodem. Jest wyjątkowy w porównaniu do poprzedników. To jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu - opowiadał Ruiz Jr w wywiadzie dla "The Telegraph".

- Co się jeszcze zmieniło w moim życiu? Mnóstwo kobiet pytało mnie, czy się z nimi ożenię. Zasypują moje skrzynki w mediach społecznościowych. Dopóki nie odpisuję, moja żona nie ma pretensji. Ale dzieje się też wiele innych, dziwnych rzeczy. Otrzymałem na przykład wiele propozycji zostania ojcem chrzestnym dzieci, których rodziców w ogóle nie znam - dodał.

Chociaż za zwycięstwo oraz rewanż z Joshuą Meksykanin zarobi łącznie 20 milionów dolarów, to, jak sam podkreśla, pozostał sobą. - Nadal jestem tym samym Andym Ruizem Jr. Wciąż jestem tym pulchnym, małym, tłustym dzieckiem z wielkimi marzeniami - powiedział.

"Irytuje mnie polityka Trumpa"

Dzięki temu, że Ruiz Jr stał się rozpoznawalnym sportowcem, jego głos liczy się także w sprawach politycznych. Meksykanin mocno zabiega o prawa rodaków żyjących w USA, sprzeciwiając się postulatom Donalda Trumpa. Prezydent Stanów Zjednoczonych w kampanii w 2016 roku obiecał postawienie muru między oboma krajami, by zatrzymać napływ nielegalnych imigrantów. W lipcu tego roku Sąd Najwyższy USA zezwolił na rozpoczęcie budowy.

- Jestem dumnym Meksykaninem. Irytuje mnie polityka Trumpa. Ludzie przyjeżdżają do USA, by poprawiać poziom życia, by pracować też dla tego kraju, a on chce to zatrzymać. Nie można na to pozwolić. Mam nadzieję, że wiele meksykańskich rodzin będzie w stanie zmienić własne życie, tak samo jak ja - powiedział mistrz.

- Ruiz Jr reprezentuje wszystko, czym kierują się Meksykanie. Nawet w ringu pokazał im, jak wychodzić z ciężkich sytuacji. Chociaż upadł, to wstał i zwyciężył. Dla wielu jest dzisiaj wzorem do naśladowania. Jest mistrzem rodaków - powiedział Cesar Gonzalez, redaktor meksykańskiego portalu o boksie "Izquierdazo". 

Gdyby wyglądał jak Herkules, byłby Hulkiem

Głos Ruiza Jr. może stać się jeszcze bardziej donośny, jeśli w sobotę Meksykanin obroni tytuł mistrza świata. Dla wielu bowiem to, co wydarzyło się w czerwcu w Nowym Jorku, było przypadkiem. Według wielu ekspertów Joshua przegrał wtedy przez zlekceważenie przeciwnika i teraz nie powtórzy tego błędu. Brytyjczyk jest też zdecydowanym faworytem według bukmacherów.

Były mistrz miał wyciągnąć wnioski z sensacyjnej porażki i skupić się na eliminowaniu wyraźnych słabości. Ruiz Jr zaś do rewanżu przygotowuje się tak samo jak do pierwszej walki. Nie rozbudował sztabu i otoczenia, w Arabii Saudyjskiej są z nim tylko ojciec, żona, prawnik oraz trener, Manny Robles.

- To ludzie, którzy chcą, bym czynił dobro i ludzie, którzy życzą mi dobrze. Tylko takich chcę w swoim otoczeniu. To najbliżsi, dzięki którym wygrałem w czerwcu i nie mam zamiaru niczego zmieniać - powiedział Ruiz Jr.

- Z powodu sylwetki byłem wyśmiewany od najmłodszych lat. Dużo czasu zajęło mi, by zrozumieć, że najważniejsze jest to, jak czuję się ja, a nie to, co mówią o mnie inni. Jestem jednym z tych dzieciaków, które gdy chcą osiągnąć coś w sporcie, ludzie mówią "nie ma szans". A później mają problem z uwierzeniem, że to naprawdę się stało - mówi Ruiz Jr.

I z uśmiechem kończy: Wyobraźcie sobie, jak dobry bym był, gdybym przy swoich umiejętnościach wyglądał jak Herkules. Chyba moglibyście mówić do mnie "pan Hulk".

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.