W sobotę 15 czerwca Mairis Briedis pokonał Krzysztofa Głowackiego poprzez nokaut na gali w Rydze. Niezależne od końcowych rozstrzygnięć (wciąż nie wiemy czy Briedis wywalczył jakikolwiek pas) pojedynek zostanie zapamiętany głównie z powodu skandalicznego zachowania Łotysza oraz kontrowersji sędziowskich.
W 2. rundzie Polak trafił swojego rywala w tył głowy, na co Łotysz odpowiedział uderzeniem łokciem w szczękę. Otrzymał za to ostrzeżenie od sędziego. Chwilę Głowacki był liczony, po jednym z uderzeń Briedisa. Kilkadziesiąt sekund później urodzony w Wałczu zawodnik był liczony po raz drugi, gdy sędzia nie usłyszał gongu kończącego 2. rundę. Chwilę po rozpoczęciu 3. rundy walka została przerwana, gdy polski pięściarz znalazł się na deskach.
W rozmowie z "Super Expressem" Głowacki odniósł się do nieprzepisowego uderzenia, którym "popisał" się jego rywal: "Jeśli Briedis chce się bić łokciami, zapraszam do MMA. Wyjdę z nim w formule MMA i wtedy będziemy się bić łokciami, kolanami, wszystkim. W boksie się jednak tak nie walczy. Byłem przekonany, że w tamtym momencie nic nie może mi zrobić, bo stał do mnie tyłem i wiedziałem, że nie ma jak zadać ciosu. A jednak użył łokcia, który wyszedł idealnie na szczękę" – stwierdził 32-latek.