Wiemy, co sędzia mówił do Głowackiego po skandalicznym ciosie łokciem. "Boję się, że to zostanie zamiecione pod dywan"

- No dalej. Wstawaj! - mówił do znokautowanego łokciem Krzysztofa Głowackiego sędzia. - Gdzie my jesteśmy? - krzyczeli angielscy komentatorzy. - Dla mnie to jest dyskwalifikacja - mówi Sport.pl Albert Sosnowski, ale optymistą nie jest. - Boję się, że wszystko zostanie zamiecione pod dywan - dodaje.

To był poważny turniej - World Boxing Super Series. Z walką o pasy uznanych organizacji WBC i WBO. Z niezłą obsadą pięściarzy, doświadczonymi sędziami i tłumami kibiców w Arena Ryga. Im bliżej było jednak do początku starcia Mairisa Briedisa z Krzysztofem Głowackim, tym bardziej sprawy zaczęły się komplikować. Najpierw swój pas wycofała WBC - oficjalnie dlatego, że organizatorzy "nie zdołali zachować uczciwości i nie uwzględnili zasad oraz przepisów WBC". Mniej oficjalnie - bo organizacja nie mogła dać na walkę swoich sędziów punktowych. Do obu teamów dochodziły sygnały, że być może szef WBC Mauricio Sulaiman zdoła się z WBSS porozumieć. Skończyło się tak, że Andrzej Wasilewski, podchodząc do komisji technicznej na kilka minut przed początkiem walki, nie wiedział, o co ona się toczy.  - Tak się zakręcili w tych sporach, że ostatecznie dołożyli czwartego sędziego punktowego, a decyzja o tym, o jakie pasy toczy się walka, miała zapaść w niedzielę. Naprawdę, nie żartuję - mówił promotor w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Zobacz wideo

Arbiter rocznik 1942

Walkę Polaka w Rydze sędziował na ringu niemal 76-letni Robert Byrd. - To doświadczony i dobry arbiter, raczej uznana marka. Pamiętam, że sędziował na największych galach, i to walki wieczoru. Przed sobotnim starciem nie przypominam sobie wątpliwości co do sposobu prowadzenia przez niego jakichś zawodów. W Rydze popełnił jednak porażające błędy - mówi Sport.pl Albert Sosnowski, były pretendent do tytułu mistrza świata organizacji WBC.

CV Byrda robi wrażenie. Jest na nim prowadzenie starć Conora McGregora z Floydem Mayweatherem Juniorem czy walk: Miguel Cotto - Canelo Alvarez, Władimir Kliczko - Lamon Brewster. Tyle że zdaniem wielu ekspertów samo doświadczenie to za mało, a tak sędziwy wiek może w którymś momencie na ringu przeszkadzać, bo sędzia powinien mieć refleks i szybko reagować na wydarzenia. Tym bardziej że Polak też do najświętszych nie należał. - Po ewidentnym faulu Krzyśka, czyli ciosie w tył głowy Briedisa, sędzia nie zdążył wkroczyć. Stał i się gapił. Gdyby zareagował, wkroczył i zabrał Krzyśkowi nawet punkt, nie byłoby łokcia i na pewno pierwszego nokdaunu - ocenił sytuację Mateusz Borek, dziennikarz Polsatu.

"No dalej. Wstawaj!" vs. "Gdzie my jesteśmy"

- W walkach mistrzowskich jest większe przyzwolenie na te pozasportowe elementy, które nie mają wpływu na zrobienie krzywdy rywalowi - tłumaczy nam Sosnowski, ale przyznaje: - Krzysiek rzeczywiście zachował się nieelegancko, uderzając Briedisa w tył głowy. Wiem, że to było w ferworze walki, ale myślę, że wiedział, co robi. Zresztą pytany o komentarz właśnie tę sytuację wspomniał Kalle Sauerland, dyrektor i twarz turnieju World Boxing Super Series. Co do łokcia, którym odwdzięczył się Łotysz, to dla mnie jest to dyskwalifikacja - ocenił były posiadacz pasa EBU. Krytykę wywołały też słowa samego Briedisa, który przyznał dziennikarzom po walce, że chciał wymierzyć sprawiedliwość Polakowi. Zresztą swój czyn tłumaczył już na ringu trenerowi Łapinowi.

- Obejrzałem walkę Głowackiego i Marco Hucka. Widziałem, jak Polak uderza go w tył głowy. Uznałem, że moja odpowiedź w podobnej sytuacji może być tylko jedna. Stąd ten łokieć - oznajmił. Sędzia ukarał Łotysza odjęciem tylko jednego punktu. Regulamin przewiduje w takiej sytuacji również poważniejsze kary i daje czas poszkodowanemu na dojście do siebie, nawet pięć minut. Byrd tymczasem krzyknął do leżącego na deskach Polaka: "No dalej. Wstawaj!". - Gdzie my jesteśmy? Sędzia chce, by Polak od razu stanął na nogi. Wygląda, że ten łokieć wylądował na lewym policzku Polaka. Jest ślad. Co z tym zrobi arbiter? - dziwili się komentatorzy angielskiej Sky Sports.

"Gong nikogo nie uratuje, ale 15 sekund to skandal"

Na domiar złego chwilę później 76-letni sędzia nie usłyszał gongu kończącego feralna rundę, przez co Łotysz obijał zdezorientowanego Głowackiego 15 sekund dłużej. - Zasada w ringu jest taka, że walkę przerywa sędzia. To on wydaje komendy. Gong jako taki nikogo przed przegraną nie uratuje - wyjaśnia nam Sosnowski, ale na dalsze sceny kręci nosem. - Sędzia może czasem zareagować z jakimś tam opóźnieniem, ale 15 sekund przedłużenia rundy, w której jeden z zawodników dostaje ciosy, to wypaczenie rywalizacji. Wszyscy widzieli, w jak trudnej sytuacji był Krzysiek, że chciał dotrwać do przerwy, by złapać trochę oddechu i przez minutę dojść do siebie - dziwi się tym scenom Sosnowski. Sam w swojej kilkunastoletniej karierze boksera i komentatora takiej sytuacji nie widział.

- To skandal. Szkoda, bo to prestiżowy turniej, coś, co nie powinno mieć miejsca, zdarzyło się właśnie na walce ambitnego i mogącego ten pojedynek wygrać Głowackiego. Wydarzenia z Rygi trafią do niechlubnej historii boksu. Uważam, że ta walka powinna być powtórzona. Tu nie wystarczy słowo "przepraszam". Tym bardziej że Briedis wiedział, co robi i zrobił to z premedytacją. Boję się, że wszystko zostanie zamiecione pod dywan i wszyscy przejdą nad tym do porządku dziennego. W protesty nie wierzę. Federacje i organizatorzy uśmiechną się na nie, siedząc przy zielonym stoliku i tyle - kończy Sosnowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.