Deontay Wilder: Jestem wybrańcem. Chcę go wysłać na emeryturę

- Ludzie mogą sobie gadać co zechcą, marudzić, ale raz za razem udowadniam na okrągło, że to ja jestem tym najlepszym, tym wybrańcem - mówił na konferencji prasowej Deontay Wilder (40-0-1, 39 KO), mistrz świata wagi ciężkiej federacji WBC.

W nocy z soboty na niedzielę rywalem Wildera będzie Dominic Breazeale (20-1, 18 KO). Obaj panowie szczerze się nie lubią i nawet się z tym nie kryją.

Zobacz wideo

- Buzuje we mnie krew i najchętniej załatwiłbym to już teraz. Ale na stole leżą ogromne pieniądze, a moja rodzina musi za coś wyżyć. Skumuluję więc te złe emocje i wyrzucę je z siebie w sobotę. Ostatnio tak mnie wkurzył Bermane Stiverne i przypomnijcie sobie, jak źle to się dla niego skończyło - kontynuował champion.

- Ten pas znaczy dla mnie wszystko. Zamierzam go pobić tak mocno, że odejdzie na emeryturę. To takie moje prywatne Super Bowl - ripostował pretendent, który do boksu trafił w wieku 23 lat po niespełnionej karierze w futbolu amerykańskim.

- Nikt nie wierzy w to co on mówi. Nawet on sam. Kiedy zabrzmi pierwszy gong, twoje marzenia prysną i przeminą. On nawet nie wie, jak blisko był śmierci wtedy w holu hotelowym. Uwierzcie mi, że po naszej walce Breazeale nie będzie nawet w stanie porozmawiać z dziennikarzami - wtrącił Wilder, nawiązując do bójki jaka wywiązała się pomiędzy nimi w lutym 2017 roku.

- Zapłacisz za każde oszczerstwo i kłamstwo na mój temat. Wmieszałeś w to wszystko moją żonę i dzieci. I zapłacisz za to srogą karę - zakończył pyskówkę Breazeale. Więcej informacji o boksie na stronie bokser.org.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.