Kownacki urodził się w Polsce, ale w wieku siedmiu lat wyemigrował z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Na zawodowym ringu 29-latek stoczył już 19 walk i wciąż pozostaje niepokonany. Na Brooklynie jest dobrze znany, ale w Polsce zrobiło się o nim głośno dopiero latem 2017 roku, gdy niespodziewanie znokautował w 4. rundzie Artura Szpilkę (22-3, 15 KO). We wrześniu najwyżej notowany polski pięściarz królewskiej dywizji efektownie pokonał w Nowym Jorku Charlesa Martina (25-2, 23 KO), byłego mistrza świata. A w nocy z soboty znokautował Geralda Washingtona (19-3, 12 KO). "Baby Face" udanie rozpoczął rok prawdy w polskim boksie. W roku, w którym możemy podbić świat, ale i brutalnie odbić się od szczytu. Wszystko wskazuje, że już jesienią Kowancki dostanie walkę o pas wagi ciężkiej.
Adam Kownacki: Myślałem, że będzie to bardziej wymagający rywal. Nastawiałem się na pełen dystans. Szybko trafiłem mocnymi ciosami, a on nie uciekał, tylko wchodził w wymiany. Wtedy poczułem, że to długo to nie potrwa. A tak serio, to wiedziałem, że w Polsce był środek nocy, więc chciałem, aby moi kibice zdążyli się wyspać [śmiech].
- Często jest tak, że pięściarz mimo nokautu czuje się zdolny do walki i chce ją kontynuować, ale sędzia mu już na to nie pozwala. Dlatego z jednej strony się cieszę, że dał mu szansę, bo nie może być żadnych kontrowersji, że zbyt wcześnie zakończył. Ale z drugiej strony minęło dziesięć sekund, a on wciąż nie był gotowy. Patrzyłem na zegarek i Washington dostał pół minuty, więc o 20 sekund za dużo.
Nie wiem, skąd to rozcięcie. Kilka razy zderzyliśmy się głowami, więc może wtedy mnie uszkodził? Oglądałem już powtórkę walki i nie zauważyłem żadnego momentu, w którym mnie czysto uderzył w ten punkt. Mój kolega twierdzi, że to po uderzeniu łokciem, gdy byliśmy w klinczu. I to najprawdopodobniej wtedy mnie trafił. Na szczęście to nic poważnego.
Nie chodziło mi konkretnie o Wildera, po prostu chcę zdobyć pas mistrzowski. Najchętniej zmierzyłbym się z Wilderem lub Anthonym Joshuą. Rozmawiałem już z menadżerem, który twierdzi, że najłatwiej będzie doprowadzić do walki z Wilderem.
Bo jestem wysoko w rankingach WBC, a więc federacji, której jest mistrzem. Ale wpierw musi wygrać rewanż z Tysonem Furym.
- Możliwe. Gdy rywale Amerykanina wchodzą do półdystansu, wtedy można dostrzec luki w defensywie Wildera. Myślę, że ciągłym wywieraniem presji i nawałnicą ciosów mógłbym go skaleczyć.
Jak najbardziej. Pokazał to chociażby Dillian Whyte. Okej, ostatecznie został skarcony w siódmej rundzie, ale wcześniej kilka razy Joshua zatańczył w ringu po ciosach Whyte'a. Obie walki byłyby trudne do wygrania, ale wierzę w swoje zwycięstwo.
Wiosną Joshua najprawdopodobniej zmierzy się z moim przyjacielem - Jarrellem Millerem. W tym czasie Wilder zmierzy się z Tysonem Furym, dlatego dopiero jesienią będą oni dostępni. Wtedy chętnie się zmierzę z Amerykaninem lub Brytyjczykiem. Ale wpierw chciałbym zawalczyć jeszcze wiosną.
Na mnie już nie czekają łatwe walki, ale prawdopodobnie nie będzie to przeciwnik ze ścisłego topu. Menedżer przekonuje mnie, że teraz przeciwnik powinien być mniej groźny. Chcę boksować, jednak głównym celem będzie podtrzymanie kondycji, zachowanie ciągłości treningu. Nie chcę złapać "rdzy" przed najważniejszą walką w moim życiu.
Raczej nie. Niemal na pewno będę boksował w Stanach. Teraz myślę jednak o zasłużonym urlopie.
Z żoną jadę odpocząć w góry, ale zostajemy w Stanach. To ostatni moment na krótkie wakacje, bo żona jest w dziesiątym tygodniu ciąży.
Dzięki serdeczne. Bardzo się cieszę, to niesamowite uczucie, trudne do opisania. Nie znamy płci, więc jeszcze nie wybraliśmy imienia. Ale ustaliliśmy, że jak będzie dziewczynka, to żona wybierze, a jak synek – to ja. Chciałbym wybrać typowo polskie imię.
- Chciałbym otworzyć bokserski gym z prawdziwego zdarzenia, a w przyszłości może zostanę promotorem. Dzięki boksowi otwiera mi się wiele dróg. Teraz jednak nie mam do tego głowy. Skupiam się w pełni na sporcie. Chcę zostać pierwszym polskim mistrzem świata wagi ciężkiej, więc muszę zapieprzać na sali treningowej, a nie myśleć o biznesie. Na inwestycje jeszcze przyjdzie czas.
Na razie spotkałem się z Polakami, ale w Stanach. Tuż po sobotniej walce pojechałem do wynajętej restauracji, gdzie czekali na mnie fani. I chyba przez dwie, trzy godziny pozowałem do zdjęć, po czym uciekłem spać do hotelu. Walczyłem krótko, ale zdążyłem się zmęczyć. Kilka miesięcy przygotowań dały się we znaki. A niech kibice z Polski się nie martwią, bo na przełomie lutego i marca wpadnę do kraju. 27-lutego jadę na UFC do Pragi wspierać mojego kolegę. Gian Villante mierzy się z Michałem Oleksiejczukiem. Po gali przyjadę do Polski i na pewno spotkam się z kibicami.