Kownacki (18-0, 14 KO) urodził się w Polsce, ale w wieku siedmiu lat wyemigrował z rodzicami do Stanów Zjednoczonych. Na zawodowym ringu 29-latek stoczył już 18 walk i wciąż pozostaje niepokonany. Na Brooklynie jest dobrze znany, ale w Polsce zrobiło się o nim głośno dopiero latem 2017 roku, gdy niespodziewanie znokautował w 4. rundzie Artura Szpilkę (22-3, 15 KO). We wrześniu najwyżej notowany polski pięściarz królewskiej dywizji efektownie pokonał w Nowym Jorku Charlesa Martina (25-2, 23 KO), byłego mistrza świata. A już w nocy z soboty na niedzielę zmierzy się z Geraldem Washingtonem (19-2, 12 KO). Niezależnie od wyniku pojedynku jednego możemy być pewni. Warto zarwać noc, bo Kownacki to niezwykle efektownie walczący pięściarz. Potrafi zadawać nawet 70 ciosów na rundę, co w wadze ciężkiej jest ewenementem. "Babe Face" rozpoczyna rok prawdy w polskim boksie. Możemy podbić świat, ale i brutalnie odbić się od szczytu
Adam Kownacki: - Może nie była najcięższą dotychczasową, bo jednogłośnie ją wygrałem, ale na pewno była najdłuższą. Niektórzy obawiali się o moją kondycję, a ja jeszcze w ostatniej rundzie podkręcałem tempo. Specjalnie nieco spuściłem z tonu w okolicach szóstej, siódmej rundy, aby właśnie zaatakować w końcówce. Okazało się to słuszną decyzją.
- Nie do końca. W Polsce zrobiło się o mnie głośno dopiero po wygraniu z Arturem Szpilką. W Stanach moja popularność stale rośnie, po każdej kolejnej walce. Wygrana z Martinem na pewno była ważna, bo Amerykanin był mistrzem świata, więc moje zwycięstwo musiało odbić się echem. Coraz częściej zaczepiają mnie fani i proszą o zdjęcia. Dziennikarze też się chętniej odzywają. Pewnie gdyby nie ostatnie wygrane, to kilka dni temu nie zostałbym zaproszony, aby otworzyć sesję nowojorskiej giełdy papierów wartościowych. To było dla mnie wielkie wyróżnienie, bo ostatnim Polakiem, który miał ten zaszczyt był Andrzej Duda, prezydent RP.
- Zostałem tam zaproszony jako reprezentant Premier Boxing Champions i Brooklyn Boxing.
- Trudno mi to oceniać przed walką. Myślę, że to zawodnik z tej samej półki. Martin przegrał z Anthonym Joshuą, a Washington z Deontayem Wilderem, ale mój przyszły rywal sprawił znacznie więcej kłopotów mistrzowi.
- Washington może być niewygodnym rywalem, bo zawsze jest świetnie przygotowany pod względem kondycyjnym i ma dobre warunki fizyczne. Mierzy aż 198 cm [Kownacki ma 191 cm wzrostu, a zasięg ramion ma o 15 cm mniejszy]. Ale jeśli mam być szczery, to skupiam się głównie na sobie.
- Schudłem, ale nieznacznie. Moja waga waha się około 117 kg. Ale czuję się w znakomitej formie. Pamiętaj, że walczyłem we wrześniu, więc nie było czasu, aby znacząco przytyć. Poza tym mięśnie ważą więcej niż tłuszcz, więc sama waga wiele nie mówi.
Sparingpartnerzy mówią, że moja siła ciągle rośnie. Poza tym miałem bardzo profesjonalny obóz. Otacza mnie grono specjalistów: fizjoterapeutów oraz trenera od przygotowania fizycznego. Nie mogę narzekać.
- Sparowałem po 12 rund przez cztery dni w tygodniu, a ćwiczył ze mną m.in: Michael Polite Coffie (5-0). W końcówce przygotowań wspomógł mnie także mój przyjaciel - Jarell Miller, który półtora roku temu pokonał Washingtona.
- Wiadomo, że staram się dużo uwagi poświęcać pracy nóg i defensywie, ale w ostatnim czasie chyba najwięcej pracowałem nad skracaniem dystansu i lewym prostym. Mój styl jednak pozostaje niezmienny. Będę ciągle wywierał presję i atakował serią ciosów. A może nawet nie serią, a nawałnicą.
- Nawet jakbym chciał, to raczej nie będzie to możliwe.
W tym roku planuję stoczyć trzy walki, a Joshua będzie się bił w kwietniu lub na początku czerwca. W tym czasie Wilder zmierzy się z Tysonem Furym, dlatego obaj będą dostępni dopiero jesienią. Wtedy chętnie się zmierzę z Amerykaninem lub Brytyjczykiem. Ale wpierw chciałbym zawalczyć jeszcze wiosną.
- Czytałem o tym w mediach, ale żadnej oficjalnej propozycji nie było, więc nie mam nawet co tego komentować.
- No, pewnie! Jestem wojownikiem i nikomu nie będę odmawiał walk. Tym bardziej, że mamy dwa zupełnie inne style [Ukrainiec nie ma mocnego ciosu jak na wagę ciężką, ale świetnie pracuje na nogach – w odróżnieniu od Polaka].
- Artur dopiero wychodzi na prostą, a ja teraz skupiam się na walkach z najlepszymi na świecie. Ale jeśli Artur pokona kilku poważnych rywali, to chętnie się z nim zmierzę. Teraz taka walka nie ma dla mnie żadnego sensu.
- Zdziwił mnie przebieg walki. Miller zadaje bardzo dużo ciosów, ale nie są one szczególnie mocne. Jego rywale padają raczej po serii uderzeń, a akurat Tomek został znokautowany jednym, ale potężnym ciosem. Myślałem, że walka będzie bardziej wyrównana.
- Nie będę oceniał jego decyzji, bo każdy jest wolnym człowiekiem i ma prawo robić to, co mu się podoba. Decyzja należy do niego i jego najbliższych. Jeśli wróci, to i tak będę mu kibicował, bo wychowałem się na jego walkach. Na razie skupiam się jednak na sobie, a mój cel nadal jest aktualny. W 2019 roku chcę zostać pierwszym Polakiem, który wygrał pas wagi ciężkiej.