- Co ty wyprawiasz?! Kurw... Co ty robisz? Przecież prowadzisz! Kur.. mać! Obudź się! - krzyczał Andrzej Gmitruk do Szpilki w przerwie pomiędzy szóstą a siódmą rundą. Pięściarz z Wieliczki usłyszał reprymendę od trenera, bo choć przeważał na punkty, to zamiast wciąż realizować plan taktyczny zaczął pajacować. Pajacować, bo tylko tak można określić jego zachowanie. W szóstej rundzie Szpilka przyjmował ciosy Wacha i zamiast schować się za podwójną gardą, opuszczał ręce i prowokował rywala, by ten nie przestawał atakować.
Właśnie przez takie zachowanie Szpilka wypadł ze światowej czołówki i dotkliwie przegrywał z Jennigsem, Wilderem czy Kownackim. Reprymenda Gmitruka została jednak wysłuchana. Szpilka wrócił do planu taktycznego i często trafiał Wacha w szczękę, choć Wiking wcale nie odczuwał jego ciosów. Ale trudno się dziwić, bo przecież Wacha nie dał rady znokautować ani Władimir Kliczko, ani Aleksandr Powietkin, a David Haye, który sparował z Wikingiem, twierdził, że aby go posłać na deski potrzeba by było użyć kija bejsbolowego.
Wacha jeszcze nikt nigdy nie znokautował. No, ale co tu się dziwić, skoro waży około 130 kg, mierzy 203 cm i ma szczękę z tytanu. Szpilka jest niższy od Wacha o 10 cm i lżejszy o 15 kg. I dlatego musiał unikać walki w półdystansie. Choć Szpilka czasem wdawał się w niepotrzebne wymiany, to poważnie skarcony został tylko raz. Na jego szczęście dopiero w dziesiątej rundzie. Wach nie zdążył go już jednak skończyć i ostatecznie przegrał na punkty. Zdaniem dwóch sędziów na punkty wygrał Szpilka (97:93 i 95:94). Trzeci ocenił, że to Wach wygrał 96:93. Szpilka wygrał według sędziów, bo publiczność zareagował na werdykt głośnymi gwizdami. Wynik walki nie był zbyt kontrowersyjny, ale ocena arbitra Tuszyńskiego (97:93 dla Szpilki) była skandaliczna.
Tuż po walce Artur był prowokowany przez jednego z "kibiców" i już chciał opuścić ring, aby samemu wymierzyć sprawiedliwość, ale jego sztab szkoleniowy go powstrzymał.
Jaka przyszłość czeka Szpilkę?
- Zarówno dla mnie jak i dla Mariusza będzie to walka z serii "o być albo nie być" w poważnym boksie. Moja ewentualna porażka sprawi, że na dobre pożegnam się z marzeniami o podboju wagi ciężkiej, ale jeśli wygram, to wrócę do czołówki – mówił przed walką Szpilka.
29-latek miał rację, ale tylko po części. W przypadku przegranej zostałaby mu już w boksie tylko jedna kasowa (jak na polskie realia) walka, czyli starcie z Krzysztofem Włodarczykiem. I być może spróbowałby swoich sił w MMA, walcząc dla federacji KSW. Ale Szpilka wygrał, więc możliwe, że jego promotor Andrzej Wasilewski załatwi mu teraz kasowy pojedynek w Stanach Zjednoczonych, który może być dla niego furtką do kolejnych wielkich walk. Ale trudno przypuszczać, by Szpilka w takiej formie miałby realne szanse na wyrównaną rywalizację ze ścisłą czołówką wagi ciężkiej. Tuż po walce Wach prosił Szpilkę o rewanż i byłoby to najlepsze rozwiązanie, bo walka była bardzo wyrównana i przyjemnie się ją oglądało.
Czy to koniec kariery Mariusza Wacha?
Absolutnie nie. Wiking, pomimo porażki, wciąż nie będzie miał większych kłopotów, aby otrzymać ciekawą ofertę na walkę. Ciekawą, czyli atrakcyjną finansowo i sportowo. Wśród zawodników wagi ciężkiej nie ma zbyt wielu pięściarzy, którzy mają podobne parametry fizyczne i doświadczenie, co Wach. A przecież Wiking to idealny rywal „na przetarcie” dla każdego boksera, który będzie szykował się do walki z gigantami, takimi jak Wilder, Fury czy Joshua.
To była walka o „być albo nie być” jedynie dla Szpilki. I Artur zdał ten egzamin. Ale jego zachowanie z szóstej rundy w walce z czołowym pięściarzem świata zakończyłoby się brutalnym nokautem. Pamiętajmy jednak, że nie każdy musi być mistrzem świata i nie od każdego musimy tego wymagać. Boks to przede wszystkim show. A Szpilka generuje emocje, więc zapewne będzie nam jeszcze dane oglądać go w akcji.
Wcześniej Maciej Sulęcki wygrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie z Jeanem Michelem Hamilcaro. - Śmieję się, że walka trwała o dwie rundy za długo - mówił po walce Maciej Sulęcki.