Dla Głowackiego walka z Silgado była niezwykle istotna. Przede wszystkim dlatego, że były mistrz świata federacji WBO chce odzyskać utracony pas, na rzecz Ołeksandra Usyka. Przed starciem "Główka" miał serię trzech zwycięstw z rzędu, kiedy to pokonał Hiznego Altunkayę, Leonardo Damiana Bruzesse oraz wspomnianego wcześniej Usyka.
Ważna była także z powodu miejsca, w którym odbywała się gala. Głowacki jest pięściarzem urodzonym w Wałczu, więc chciał się jak najlepiej pokazać przed własną publicznością.
To wszystko podziałało na 31-latka bardzo motywująco, ponieważ całą walka nie trwała nawet dwóch minut. Już w pierwszej rundzie "Główka" wyprowadzić bardzo mocny cios z lewej ręki w skroń Kolumbijczyka. Silgado momentalnie padł na deski i sędzia ringowy zakończył starcie, nie odliczając nawet do 10, po czym wezwał służby medyczne. Kolumbijczyk musiał odczekać kilka dłuższych chwil, ale ostatecznie zszedł z ringu o własnych siłach.
- Poszedł mocny cios. Chciałem wywierać presję od początku. W Wałczu są najlepsi kibice. Tu czuję się najlepiej. Wraca stary "ja" - powiedział niedługo po walce Głowacki.
Polski pięściarz jest na najlepszej drodze, aby niedługo znowu walczyć o tytuł mistrzowski.