Adamek wygrał i co dalej? Borek dla Sport.pl: Jako przyjaciel nie chciałbym, by się skaleczył

O jednym z najbardziej niewygodnych rywali Tomasza Adamka i o kolejnej gali, którą współtworzył. O tym dlaczego "Góral" stał się łakomym kąskiem na rynku i o pięciu telefonach od żony pięściarza z hasłem "żadnego boksu", Mateusz Borek opowiedział Sport.pl

W sobotę Tomasz Adamek w walce wieczoru podczas gali w Częstochowie wygrał na punkty z Amerykaninem Fredem Kassim. Stawką pojedynku było międzynarodowe mistrzostwo Polski.

Kacper Sosnowski: 57. występ Adamka w ringu dostarczył sporych emocji. Kassi okazał się jednym z najbardziej niewygodnych rywali z jakimi ostatnio walczył „Góral”.

Mateusz Borek (MB Promotions, komentator Polsatu Sport): Po ceremonii ważenia przed „Nocą Wojowników” byliśmy lekko skonfundowani. Kassi na ostatniej walce miał 107 kg. To była jego najniższa waga w życiu. Teraz zdawał sobie sprawę, że Adamka nie pokona przed czasem i postawił na szybkość. Schudł jeszcze kilkanaście kilo i bardzo dobrze się przygotował. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie będzie otwarta wojna, ale raczej pojedynek z kimś niewygodnym, często zmieniającym pozycję. Tomek chciał się sprawdzić, czy poradzi sobie z kimś, kto przez większą część walki, boksował w pozycji mańkuta. On zawsze miał z takimi rywalami problemy. Dlatego wyszło ciekawe starcie.

Adamek w większości rund miał przewagę, ale pojedynek mógł nie doczekać pełnego dystansu.

- W piątej rundzie z powodu rozcięcia głowy Adamka tę walkę można było przerwać i liczyć głosy u sędziów. Adamek prowadził u wszystkich. Nie chcieliśmy tego robić, by ktoś nie posądzał nas o kombinowanie.

Zdrowie sportowców najważniejsze, ale to by było jak kończenie spektaklu w jego połowie. Tym bardziej, że walka z Kassim była lepsza niż starcie z Solomonem Haumono.

- Na swój powrót Tomek boksował z rywalem, który mu pasował. Nie miał nóg, nie był tak śliski jak Kassi. Nie zmieniał pozycji, był ciężki i wysoki. Było wiadomo, że jest prosty w boksowaniu i jak Adamek się dobrze przygotuje, to sobie z nim poradzi. Teraz sięgnęliśmy po innego rywala. Mówię, my, bo to była gala na licencji Andrzeja Gmitruka i Mariusza Grabowskiego. Robiona za takie same  pieniądze jeśli chodzi o telewizyjne budżety jak Wieliczka, Międzyzdroje, czy Radom. My nie mieliśmy tu jakiejś gigantycznej kasy, a robić dobry boks w Polsce jest ciężko. Ten sport, poza KSW, jest zdecydowanie droższy od MMA. Dziś dużo łatwiej ułożyć bardziej emocjonującą kartę walk mieszanych sztuk walki, bo ona będzie dużo tańsza.

Chociaż sprzedaliśmy trochę biletów, mamy kilku partnerów, którzy nam zaufali i w tym projekcie biorą udział, to wcale nie mamy pewności, że bilans w naszej kasie wyjdzie choćby na zero. Nie to jest jednak dla mnie najważniejsze. Ja podpisując się pod czymś jako Mateusz Borek, chcę mieć pewność, że robię „Noc Wojowników”, a nie galę na pół gwizdka. Zamiast się wstydzić, wolę nawet raz czy drugi dołożyć, a najwyżej potem powiedzieć: dziękuję nie stać mnie, więcej się w to nie bawię.

A to była ostatnia gala przy której pomagał Matusz Borek?

- Niezależnie co w życiu będę robił i czy kiedyś jeszcze się tym zajmę, to myślę, że dałem środowisku do myślenia. Że należy inwestować i pieniądze i pasję, szukać pomysłu na event w mediach społecznościowych. Czasami przy promocji jest to dużo skuteczniejsze niż tradycyjne kanały komunikacji. Trzeba zrobić wszystko, by nie mieć sobie nic do zarzucenia. Oczywiście na kilka rzeczy i tak wpływu nie mamy.

Na przygotowanie do walk większości zawodników na pewno nie możecie narzekać. Znakomicie pod względem kondycyjnym wyglądali też zresztą Kassi i Adamek.

- Jedną z idei sportu jest to, by ludziom dawać równe szanse. Na gali, którą promuję, nigdy nie pozwolę sobie, by na ringu stanął jakiś nieprzygotowany kotlet. U nas często wygląda to tak, że polski zawodnik ma profesjonalny sztab, zgrupowanie, a na końcu przywozi się mu gościa zakontraktowanego trzy, cztery tygodnie przed walką, który właśnie podniósł się z plaży. Tak, że on nie ma nawet jak się do tego starcia normalnie przygotować. Tego nienawidzę! Dlaczego nie można mu dać 10, 12 tygodni, by też miał szansę wygrać? Bo u nas jak jest faworyt gospodarzy i promotora, to nikt nie chce mu psuć rekordu. To gdzie w tym wszystkim jest sport? Ludzie przestają to kupować, widać to po frekwencji.

Jeśli taki Młodziński, Leśniak, Wierzbicki, Żuromiński i każdy inny dostanie co najmniej 10 tygodni na przygotowanie do walki, to potem efekty tego widać w ringu. 

W Częstochowie widownia była. Magnes Adamka zadziałał? Ze sprzedażą biletów problemów nie mieliście?

- Poza Polsat Boxing Night, która sama w sobie jest marką, nie pamiętam by na innej polskiej gali było tyle ludzi. To oczywiście nie jest tak, że nie było żadnych problemów. Cieszy mnie jednak pewna świadomość zawodników. Oni zdają sobie już sprawę, że oprócz emocji i umiejętności sprzedają też bilety. Na te 5,5 tysiąca wejściówek, jakieś 3,5 tysiąca poszło na eBilet.pl i w kasach. Resztę sprzedali sami pięściarze. My oprócz tego, że umawiamy się z nimi na gaże, premiujemy ich też za aktywność, marketing, za to, że chce im się ruszyć tyłek i sprzedać parę kart wstępu. Bohaterowie „Nocy Wojowników” trenowali, boksowali i okazali się całkiem dobrymi sprzedawcami. Powiem szczerze, mnie pięściarze, którzy mówią, że to olewają zwyczajnie denerwują. Jeśli w Polsce obracamy się w boksie między poziomem średnim solidnym, albo dobrym, a zawodnicy mówią, że nie są od sprzedawania biletów, to niech ich nie sprzedają. Tylko niedługo będą walczyć dla pięciu kolegów i swojej rodziny.  

Jak mogę to przy okazji chętnie podziękuje kibicom z Częstochowy i z innych polskich miast, że przyjechali i dopingowali. Gdyby nie frekwencja, gdyby nie ich obecność to mówilibyśmy o tej gali w zupełnie innych okolicznościach. Tak to chyba wszystko się udało.

Częstochowa to już czas przeszły. A jaki pomysł na najbliższą przyszłość ma Adamek. Dostał telefon od, żony Doroty z gratulacjami za zwycięstwo?

- Dostał pięć telefonów, że ona nie chce żadnego boksu. Że mają pieniądze, żeby już sobie dał z tym spokój. Zestresowało ją nawet zderzenie głowami z Kassim. To nie było rozcięcie z powodu jakiejś bomby, nic co mogło zabrać mu zdrowie.

A co teraz myśli Adamek, który mówił w wywiadach o większych wyzwaniach?

- Twierdzi, że zostały mu dwie walki. Ja się nad tym zastanawiam. Niech on sobie spokojnie do Stanów doleci, odpocznie i co dalej zobaczymy w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

Chęć walki o wyższe cele, niesie za sobą trudniejszego i bardziej niebezpiecznego pięściarza.

- On teraz na Boxrec.com, w kategorii pięściarzy ciężkich, wskoczył na 21. miejsce. Wyłączając Adama Kownackiego, który jest klasyfikowany jako Amerykanin, Adamek jest najwyższej z Polaków. Jako jego przyjaciel nie chciałbym jednak, by się skaleczył. To jest ciężki sport. Niech ryzykują ci, którzy muszą, bo nie mają na życie, czy nie mają innego wyjścia. On tego robić nie musi. Pieniądze ma i na koncie i w inwestycjach. To co teraz robi wynika z jego głodu, pasji, może z tego, że w domu mu się trochę nudzi.

Jeśli będzie chciał boksować dalej i dogada się z żoną, to trzeba będzie być bardzo mądrym i selektywnym w wyborze kolejnego przeciwnika. Nie można się podpalać, bo ktoś da dwa złote więcej. Jeśli chcemy zaboksować, ostatnią czy przedostatnią walkę to trzeba zastanowić się nad wieloma rzeczami, najbardziej na stylem rywala.

I miejscem tej potyczki. Propozycje z zagranicy były i przed Kassim...

- Teraz pewnie też się pojawią i to za dużo lepsze pieniądze. Adamek jest 21. na Boxrecu, ma wielkie nazwisko, kapitalny rekord i dwa ostatnie zwycięstwa. Zważywszy, że w kilku europejskich krajach jest spora polska kolonia, to on będzie na rynku łakomym kąskiem. Dla młodego, agresywnego, dużego, niewyboksowanego rywala nie jest wielkim zagrożeniem, ale jest dobrym projektem biznesowym i zarobkowym.

Jeśli to nie będzie rywal w jego zasięgu, to będę pierwszym, który od takiej walki będzie go odwodził. Jak się uprze na walkę, to zaproponuję inne rozwiązania.

Czyli?

- Może idealne na definitywne pożegnanie będzie PBN, przed polską publicznością? Z zaproszeniem na tę galę Adama Kownackiego i Izu Ugonoha. Tak, by oni też zaboksowali, by otworzyć nowy rozdział polskiej kategorii ciężkiej. Jeśli chodzi o parametry rywala Adamka, to najlepiej szukać kogoś podobnego do Haumono. Dla mnie nie ma sensu na silę czegoś sztucznie przedłużać, bo to jest sport, w którym naprawdę można się skaleczyć. Ja też chciałbym mieć 18, a nawet 30 lat, ale nie da się zatrzymać czasu.

W Częstochowie Adamek w jakiś magiczny sposób jakby kilka dobrych lat sobie odjął.

- Rodzaj magii u Adamka jest zawsze. Niezależnie czy on ma 28 czy 35 lat. Czy jest mistrzem świata, czy nie. Jak przed walką słychać te pierwsze takty Funky Polaka, to coś takiego energetycznego dzieje się w ludziach, jest taka atmosfera w hali, że trudno to nawet opisać. To jest ta charyzma, wynikająca z prawdy. Nawet jeśli ktoś cię nie lubi, nie musi cię kupować, ale nie przechodzi obok ciebie obojętnie. Adamek to ma. To chyba motor napędowy tego wszystkiego. Ci ludzie przyszli zobaczyć dobre show, ale też faceta, który przez lata wpływał na ich wyobraźnie i dostarczał temu narodowi trochę satysfakcji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.