Dla walki z Haye'em Kliczko rzuci wszystko

Brzuch rozbolał Władimira Kliczkę w dziwnych okolicznościach, tuż przed walką z Dereckiem Chisorą. Czy dlatego, że David Haye i angielska telewizja wreszcie poszli na ustępstwa? I co to oznacza dla Tomasza Adamka?

Władimir Kliczko, 34-letni mistrz świata federacji WBO i IBF, miał w sobotę w Mannheim walczyć z 26-letnim Brytyjczykiem Dereckiem Chisorą. To miała być tzw. obrona dobrowolna, czyli Ukrainiec sam wybrał rywala - wyciągnął rękę do młodego pięściarza, który w 14 dotychczasowych walkach nie poniósł porażki, większość wygrał przez nokaut. Chisora był dla Kliczki atrakcyjny, bo gwarantował przyjazd angielskich turystów, transmisję na Wyspach, a do tego stosunkowo niskie ryzyko. - Znokautuję go, zobaczycie! - odgrażał się Chisora, ale było wiadomo, że robi to raczej dla zwiększenia oglądalności. Realne szanse miał marne, dwumetrowy Kliczko pożerał już większych krzykaczy.

Do walki jednak w ogóle nie doszło, bo 8 grudnia, czyli trzy dni przed pojedynkiem, Kliczkę rozbolał brzuch. Władimir miał naciągnąć sobie mięsień, co uniemożliwiało mu wyjście na ring - tak przedstawił to jego sztab. Uraz od początku był podejrzany - obóz Chisory twierdził, że Kliczko w dniu ogłoszenia decyzji ruszał się bez problemów. Kontuzja mięśni brzucha to jednak alibi idealne - lekarzom trudno jest stwierdzić, czy sportowca rzeczywiście boli i jak bardzo. Brzuchem od gry w obowiązkowych turniejach często wykręcają się np. tenisiści.

- Kontuzja to mit, walka nie odbyła się z innych powodów. Wtajemniczeni wiedzieli, że jej nie będzie dwa dni przed decyzją. VIP-y z USA dostały cynk, żeby nie wsiadać do samolotów - mówił anonimowo jeden z europejskich promotorów.

Wszystko wskazuje na to, że Kliczko nie chciał zaryzykować walki z Chisorą, na której mógł zarobić 2-3 mln dol., bo w zeszłym tygodniu ruszyły wreszcie negocjacje z Davidem Haye'em, czyli 30-letnim mistrzem WBA, w sprawie pojedynku unifikującego tytuł mistrza. Na tę walkę czeka cały świat - zdaniem różnych promotorów pięściarze mogą zarobić na niej od 10 do nawet 30 mln dol na głowę. Tylko pojedynek Manny'ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem jr mógłby wygenerować dziś większe wpływy.

Od ponad roku sztab braci Kliczko nie może jednak dogadać się z ludźmi Davida Haye'a, jak podzielić pieniądze. Ością niezgody jest kasa od telewizji - Haye, który jest niezwykle popularny w Wielkiej Brytanii, zarabia krocie na relacjach w płatnej stacji Sky Sports (niesymetrycznie więcej niż bracia Kliczko w RTL). I nie chce się tym z nikim dzielić, a jeśli już, to chce większość zatrzymać dla siebie. Kliczko na nierówny podział się jednak nie zgadza. Drugim punktem spornym było miejsce pojedynku - Ukrainiec chciał się bić w Niemczech, gdzie ściąga na trybuny po 70 tys. widzów, a Haye na londyńskim 100-tysięcznym stadionie Wembley. Pat trwał od lipca zeszłego roku.

Za wznowieniem negocjacji, a co za tym idzie - odwołaniem walki z Chisorą kryją się ludzie z Las Vegas. "Kliczko i Haye nie mogli się dogadać, więc sprawy w swoje ręce wzięli promotorzy z USA" - pisze m.in. BBC. Do Las Vegas poleciał w weekend Adam Booth, czyli główny menedżer Haye'a, oraz Bernd Bonte rozdający karty w sztabie Kliczki. - Ta walka musi się odbyć, boks jej potrzebuje - mówił po rozmowach Oscar De La Hoya, były pięściarz, obecnie promotor z Golden Boy Promotions.

Przecieki są obiecujące - strony są ponoć bliskie zgody na podział pieniędzy po równo i skłonne przełknąć różnicę czasu między Europą i USA, godząc się na neutralny ring w kasynie MGM Grand w Las Vegas. W zamian dostaną wielkie pieniądze od HBO i innych stacji w USA. Termin? Jak najszybciej, być może już w marcu 2011 r. - Jesteś nikim, dopóki nie zmierzysz się ze mną! - woła do Kliczki w angielskiej prasie David Haye. Czyżby już podgrzewał atmosferę przed hitem?

Co ta walka oznacza dla Tomasza Adamka? Jeśli rzeczywiście do niej dojdzie, może to wydłużyć drogę Polaka do własnych pojedynków o mistrzostwo. Ewentualna wygrana Haye'a pociągnie bowiem za sobą pewnie jego konfrontację z bratem Władimira - Witalijem Kliczką. Promotorzy mogą też myśleć o rewanżu. Polak musiałby czekać, co z tego wyniknie, i starać się w tym czasie utrzymać w czołówce rankingu pretendentów, żeby być jak najwyżej, gdy opadnie już kurz po tych bijatykach za miliony dolarów.

Jeśli do walki nie dojdzie, szanse Adamka rosną. - Wtedy rozważymy różne opcje, także Adamka - powiedział w weekend Bernd Bonte, menedżer Władimira Kliczki.

 

To więcej niż walka - o pojedynku Kliczko - Haye

Więcej o:
Copyright © Agora SA