Boks. Włodarczyk stoczył przemyślaną, konsekwentną walkę i odzyskał pas mistrza świata

W ósmej rundzie Krzysztof Włodarczyk znokautował w Łodzi Giacobbe Fragomeniego i zdobył tytuł mistrza świata wagi juniorciężkiej federacji WBC

- Miłość, wolność, rock'n'roll - krzyknął "Profesor Diablo" Włodarczyk z dłonią w geście "V", kiedy po godzinnej kontroli antydopingowej wyszedł wreszcie z szatni. Była druga w nocy, w Atlas Arenie nie było już śladu po ośmiu tysiącach kibiców.

Spełniło się marzenie Polaka. Znów jest mistrzem świata. Tym razem jego zwycięstwo budzi tylko szacunek. Gdy poprzedni raz zdobywał tytuł na warszawskim Torwarze, bijąc Steve'a Cunninghama, werdykt sędziów był wątpliwy.

Ale w głowie Włodarczyka na pewno nie było walki z Amerykaninem sprzed czterech lat. W głowie Polaka siedział mocno pierwszy pojedynek z Fragomenim w Rzymie. W dusznej włoskiej hali Włodarczykowi całkowicie "odcięło zasilanie", w pierwszych rundach stracił siły, wspomina walkę traumatycznie, a raczej wspomina zapis wideo, bo nieraz mówił, że nie pamięta, co się wtedy działo. Mimo to także wtedy powinien wygrać - sędzia nie zaliczył prawidłowego nokdaunu. Pojedynek zakończył się remisem i tytuł zatrzymał Włoch.

Dlatego w sobotę w Łodzi Włodarczyk zaczął boksować bardzo ostrożnie, wolnym tempem, niepewny własnej kondycji, ale skoncentrowany na tym, by ani przez sekundę nie stanąć w jednym miejscu. Gdy tylko wyczuwał niepewną sytuację, rzucał się na Włocha i na wszelki wypadek go obłapiał. W pierwszej rundzie nie padł żaden mocniejszy cios. Z obu stron.

- Za wolne tempo. Nie usypiaj - krzyczał w narożniku trener Fiodor Łapin, zaniepokojony, że wolne tempo może dać później przewagę Włochowi. - Trener mówił: "Uwierz w swoją pracę". Kurczę, pomyślałem: "Dam radę" - mówił Włodarczyk. Dopiero w trzeciej rundzie zaczął uderzać prawą ręką, częściej bić na tułów.

W piątej rundzie wydawało się, że Włoch zaczyna się rozpędzać. Znów obaj skleili się czołami, jak w Rzymie, i zaczęli się okładać.

Łapin był jednak spokojny. - Po Włochu nie widać zniszczeń, uczulałem na to Krzyśka, żeby się tym nie denerwował - mówił Łapin.

Wtedy nastąpił gwałtowny zwrot akcji. W szóstym starciu Włodarczyk wykonał manewr, który zasiał wątpliwości wśród tych, którzy uznają go za surowego technicznie pięściarza. Jednym płynnym ruchem Polak uniknął uderzenia Włocha, jednym krokiem obszedł go w prawo i zdzielił potężnym prawym hakiem prosto w skroń.

Włoch padł, ale wstał. Był to jednak początek końca.

W pierwszych sekundach ósmej rundy Polak znów trafił mocno, dopadł przeciwnika w narożniku. Gdy trener Fragomeniego wbiegał już do ringu z białym ręcznikiem, sędzia Frank Garza przerwał pojedynek. Zapytał Włocha: "Masz dość?", na co ten poprosił o zakończenie walki.

Włodarczyk ze łzami w oczach dziękował wszystkim, trzymając trofeum w ręku.

Teraz będzie czekać na propozycję z Europy, ale jedno jest pewne - kategoria juniorciężka wraz ze zwycięstwem Polaka nie nabrała wagi. Jest nadal zabawą głównie Europejczyków, z których część się wykrusza z powodu zaawansowanego wieku. Walka w Łodzi toczyła się o tytuł pozostawiony przez Węgra Zsolta Erdei, który zakończył karierę. Sobotni pojedynek to, mimo porażki, słoneczny dzień złotej jesieni 41-letniego Fragomeniego. Wywiezie z Polski 308 tys. dol. Polak - według złożonych dokumentów przetargowych - powinien otrzymać tyle samo.

Szefem podwórka jest obecnie mistrz wersji WBO Niemiec z Bośni Marco Huck, bo to niemiecka telewizja finansuje bokserskie spektakle. Najlepszy Amerykanin Steve Cunningham lub mistrz WBA Panamczyk Guillermo Jones - nie mogą znaleźć przeciwników i walczą raz do roku lub rzadziej. Za każdym razem najwięcej zarabiają, gdy pojedynek odbędzie się w Europie.

Dlatego promotor Włodarczyka Andrzej Wasilewski ma ambitne plany zorganizowania z Niemcami turnieju z udziałem sześciu pięściarzy kategorii juniorciężkiej, w której Polacy są bardzo mocni.

Bo przeciwnik z łapanki był za duży i praworęczny

Krzysztof Cieślak przegrał niejednogłośnie z Feliksem Lorą. Lora został wezwany w trybie ratunkowym z Hiszpanii, gdy zawiódł planowany, leworęczny przeciwnik Cieślaka. Okazało się, że Lora jest praworęczny, waży aż o ponad 4 kg ponad uzgodniony limit wagowy 60 kg. Musiał zrzucać wagę, ale mu się nie całkiem udało. Mimo to polski pięściarz i jego promotor Tomasz Babiloński zgodzili się na walkę. Pojedynek był zażarty, obaj pięściarze leżeli na deskach.

Polsat nie przebacza

Jeden z najlepszych polskich pięściarzy Damian Jonak (lekkośrednia) musiał czekać cztery godziny na swój pojedynek, bo jego walkę w ostatniej chwili przesunięto na sam koniec gali. Pojedynku nie pokazał Polsat.

Kibice Jonaka ze śląskiej "Solidarności" protestowali niecenzuralnym skandowaniem, ale czekali do końca. Jonak znokautował Turka Turgay Uzuna w 54. sekundzie pierwszej rundy, czyli po 1 w nocy.

Skąd manewr Polsatu? Jonak w ostatniej chwili zrezygnował z udziału w gali organizowanej przez Polsat w marcu w Katowicach, co zdenerwowało szefów telewizji. Polsat nie pokazywał więc Jonaka walczącego w kolejnej gali - w Gdyni. W tym czasie transmisja przeniosła się na galę w Danii.

Jonak, nie występując w Katowicach, chciał zemścić się na swoim ówczesnym promotorze Andrzeju Grajewskim, który według pięściarza nie wywiązywał się ze zobowiązań.

Dziury w eterze

Wygrany przez nokaut pojedynek Łukasza Janika aż 40 minut dzieliło od starcia wieczoru z Włodarczykiem w roli głównej. Między walką Cieślaka i Janika minęło kolejne 35 minut.

Włodarczyka ręka prawa i lewa

Włodarczyk powiedział po walce, że na osiem dni przed nią na ostatnim sparingu nabawił się kontuzji prawej dłoni. Trener skonsultował się z promotorem i wspólnie z pięściarze zdecydowali się na występ. Dlatego podczas pojedynku z Fragomenim rzadko używał prawej pięści. - Ale przecież "posadziłeś" Fragomeniego właśnie prawą - stwierdził jeden z dziennikarzy. - Na szczęście ześlizgnęła mi się po jego głowie - powiedział mistrz świata.

Wcześniej Włodarczyk miał kłopoty z kontuzją lewej ręki.

Mówi mistrz świata

Zaskoczył pan nas swoim boksowaniem, zupełnie innym. Pojawił się Włodarczyk technik...

- Robiłem od A do Z to, co założyliśmy z trenerem. Spokojnie na początku, miałem zmieniać położenie, szeroko wykorzystywać ring. Widziałem wszystko, pełna kontrola. Klincze też były przemyślane przed walką - robiłem je, gdy nie byłem pewny, co się dzieje. Po walce trener mówił: Nie wierzyłeś, że jesteś dobrze przygotowany. Ja mówiłem sobie: "Przecież muszę to wytrzymać". Pamiętałem, że najwięcej z siebie podczas sparingów dawałem w ostatnich rundach. Rzeczywiście poszło dobrze. A właściwie, w której rundzie był nokaut?

W ósmej. Pobił pan rekord Davida Haye'a, obecnego mistrza świata wagi ciężkiej. On znokautował Fragomeniego w dziewiątej rundzie, pan w ósmej.

- Jeszcze w jednym pobiłem jego rekord. On mówił, że sześć tygodni przed walką nie uprawiał seksu. Ja dłużej.

Myślał pan o świętowaniu. Będzie szampan...

- W poniedziałek zakładam kombinezon, zakładam pas mistrza świata, wsiadam na motor i jadę warszawską aleją Jana Pawła II. Zapraszam wszystkich.

Więcej o:
Copyright © Agora SA