Boks. Męskie rozmowy z "Diablo"

Przy piwie Wojak z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem - "facetem, który do tego, co ma, doszedł ciężką pracą" rozmawia Michał Koper. Nazywają go "Diablo", ale diabłem jest tylko na ringu, poza nim pięści nie używa. 15 maja, pokonując przez techniczny nokaut na gali "Wojak Boxing Night" w Łodzi Giacobbe Fragomeniego, zdobył po raz drugi w karierze pas zawodowego mistrza świata.

- W sobotę zostałeś mistrzem świata najbardziej prestiżowej federacji boksu zawodowego. W zasadzie osiągnąłeś sportowy szczyt, o którym marzy chyba każdy bokser na świecie. Pamiętasz początki? Skąd wziął się w Twojej głowie pomysł na boks?

Krzysztof Włodarczyk: Fajnie jest w życiu robić coś ciekawego, być jakoś dostrzegany przez innych, wyrwać się z szarej rzeczywistości, chociaż przyznam ci się, że gdy zaczynałem, nie myślałem, że zajdę tu, gdzie teraz jestem.

- Próbowałeś innych sportów?

Tak, trzy miesiące trenowałem karate, były też zapasy, kickboxing. Zawsze to były sporty walki, bo chyba mam duszę wojownika, ale dopiero w boksie znalazłem te emocje, których szukałem.

- Pamiętasz moment, w którym poczułeś, że boksowanie jest tym, co chciałbyś robić w życiu?

Miałem wtedy 14 lat, był koniec wakacji. Tata powiedział: "Krzysiek, zabiorę cię w fajne miejsce". Zawiózł mnie na salę bokserską. Do dziś pamiętam tamten moment i atmosferę tamtej sali - dużo huku, szumu, odgłosy uderzeń w worki, walki sparingowe. Od razu pojawił mi się błysk w oku i pomyślałem "To jest to!".

Nakręciłem się, ale ojciec ostrzegł mnie od razu, żebym się nie zrażał, gdy w pewnym momencie poczuję, że trening bokserski mi się nudzi, bo jednak boks to sport, w którym na treningach tysiące razy trzeba powtarzać te same rzeczy - trzeba być naprawdę zawziętym gościem, żeby sobie z tym poradzić.

- Jak wyglądała Twoja pierwsza walka między linami?

Bardzo o nią prosiłem trenera, nie mogłem się doczekać swojego pierwszego sparingu, pierwszej próby z prawdziwym rywalem. Chłopak był dwa lata starszy ode mnie. Dostałem dwa lewe, potem wsadził mi potwornego prawego, wytrzymałem chyba trzy rundy. Wyszedłem z ringu, dosłownie trzęsąc się. Ale nie zraziłem się. Pamiętam, że to mnie tylko nakręciło i powiedziałem do trenera: "OK, no to zaczynamy zabawę!".

- Zdarzały się bójki?

Też, ale tylko od czasu do czasu - ktoś musiał mnie naprawdę ostro wkurzyć, żebym mu przyłożył.

- Masz 7-letniego synka - Cezarego. Zaprowadzisz go na salę bokserską, jak Twój tata zaprowadził ciebie?

Raczej nie, zresztą Czarka nie pociąga za bardzo boks, nawet moich walk nie ogląda.

- W sobotę walczysz o mistrzostwo świata najbardziej prestiżowej organizacji bokserskiej. Jesteś człowiekiem rozpoznawalnym. Czujesz się gwiazdą?

Tak naprawdę jestem normalnym facetem, który do tego, co ma, doszedł ciężką pracą. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak trzeba harować na sukces w sporcie. Dziś gwiazdą może zostać każdy - wystarczy wystąpić w "Big Brotherze" albo w jakimś innym "Muppet Show", tylko że w sporcie tak się nie da, bo o każdy pojedynczy sukces trzeba walczyć w pocie czoła, czasem przez wiele lat - ja w sobotę mogę być mistrzem świata, ale trenuję ciężko od 1995 roku.

Jest takie bokserskie powiedzenie: "Im więcej potu wylejesz na treningu, tym mniej w ringu upuścisz krwi".

- Zdarzało ci się, że ktoś chciał się z Tobą sprawdzić na ulicy?

Nie, ale to chyba dlatego, że staram się unikać takich sytuacji. Jak widzę jakiegoś zadymiarza, to najczęściej schodzę z drogi - nie dlatego, że się boję, ale wolę trzymać się z dala od niepotrzebnych problemów. Na świecie jest masa takich wariatów, którzy najpierw szukają zaczepki, a jak dostaną w łeb, to płaczą i wzywają policję.

- Użyłeś kiedyś pięści poza ringiem?

Tylko raz, w 2000 roku. Pobito mojego brata, a miesiąc później natknąłem się na osoby, które to zrobiły i jakoś tak wyszło, że doszło do rewanżu.

- W boksie jest jak w życiu, czasem się wygrywa, ale czasem trzeba zasmakować goryczy porażki. Pamiętasz jakąś porażkę, która smakowała szczególnie gorzko?

W 2003 roku zostałem w Niemczech oszukany w walce z Pawłem Mełkomianem. To był ewidentny przekręt - wtedy zrozumiałem, że w boks zawodowy to nie tylko sport, ale czasem i biznes.

- Co czujesz, gdy przegrywasz?

Smutek, rozdarcie - cholera, nienawidzę tego uczucia.

- Byłeś kiedyś znokautowany?

Tak, dwa tygodnie leżałem po tym nokaucie w szpitalu. To było za czasów kariery amatorskiej. Miałem 17 lat, mój rywal chyba 20.

- Co się czuje w takim momencie?

Nic. Zero bólu. To jest tak, jakby urwał ci się film. Stałem i nagle się osunąłem. Jak się ocknąłem, świat wirował mi przed oczami.

- Czujesz jakiś strach, wchodząc do ringu?

Jasne, że tak! Tylko głupi się nie boi.

- Jak reagujesz na porażki? Długo je przeżywasz?

Raczej nie. Na pewno staram się zrozumieć, skąd się wzięły i naprawić błędy. Nie jestem robotem i wiadomo, że jakoś przeżywam przegraną, ale uważam, że niepowodzenia, z resztą nie tylko w ringu, powinny dawać "kopa" do dalszej pracy. Nie ma co się rozczulać nad sobą, tyko wyciągnąć wnioski i jechać dalej z koksem.

- Miałeś taki moment w karierze, kiedy chciałeś zrezygnować z uprawiania sportu?

Tak, po przegranej w rewanżu z Cunninghamem. Byłem wkurzony na siebie, na to, że schrzaniłem tę walkę. To trwało kilka dni, ale w końcu pomyślałem "Kurde, są w życiu gorsze nieszczęścia, nie można się załamywać jedną przegraną walką!" Teraz na Fragomeniego przygotowywałem się w ośrodku w Wiśle, była tam też kadra koszykarzy na wózkach inwalidzkich.

Młode chłopaki i mimo tego nieszczęścia, które ich spotkało, potrafią cieszyć się życiem i zapieprzać na tych wózkach z piłką tak, że serce się raduje, gdy patrzysz na to, jak walczą. Aż poczułem się głupio, przypominając sobie, że kiedyś jedna porażka sprawiła, że myślałem, żeby skończyć z boksem.

- Zdarzyło ci się czuć poza boksem tak jak porażce z Cunninghamem?

Raczej nie. Chyba musiałaby mnie żona zostawić i zabrać ze sobą dziecko.

- Twoja żona - Gosia - jest dla Ciebie ważną osobą, prawda?

Tak, bardzo mnie wspiera i cholernie motywuje, wręcz nakręca do osiągnięcia sukcesu. Dziś na przykład przesłała mi SMS-a ze słowami znanego eksperta bokserskiego Janusza Pindery, który zapytany o moja walkę z Fragomenim powiedział: "Jeśli nie teraz to kiedy, jeśli nie z Fragomenim, to z kim? Jeżeli w głowie będzie wszystko poukładane, walka zakończy się wielkim sukcesem".

Gośka wiedziała dobrze, co robi, wiedziała, że niesamowicie mnie zmotywuje, bo Janusz Pindera to dla mnie duży autorytet. Takie akcje zdarzają się co chwila, po prostu wie, co zrobić, żeby mnie nakręcić i żebym miał siłę do walki.

- A propos żony i kobiet. Kobiety lubią silnych facetów - zawód boksera znajduje się podobno na szczycie listy najseksowniejszych zawodów zdaniem kobiet. Masz dużo fanek?

Czasem zdarza mi się odczuwać zainteresowanie ze strony kobiet, ale chyba moja żona miałaby tu więcej do powiedzenia [śmiech]...

- Jak ona do tego podchodzi?

Ostatnie miesiące są naprawdę fajne. Dużo się zmieniło. Ostatnio oglądałem program w telewizji, w którym kobiety opowiadały, jak śledziły swoich mężów, bo podejrzewały ich o zdradę. Przyznaję, że gdyby Gośka tak zrobiła jakiś czas temu wstecz, mogłaby na parę rzeczy się natknąć, ale bardziej na zasadzie podejrzeń, z kim się spotykam, z kim gdzie jeżdżę i tak dalej, bo mam kilka koleżanek, z którymi dobrze się czuję, ale oczywiście nie łączy mnie z nimi nic, co nie powinno.

- Żona jest o ciebie zazdrosna?

Wydaje mi się, że tak, ale nie ma powodów.

- Ciężkie jest życie żony boksera?

Ciężkie jest życie żony sportowca, zwłaszcza jeśli dużo wyjeżdża. Taka kobieta musi kochać swojego faceta i ufać mu, że jest wobec niej w porządku.

- Przy okazji olimpiad dużo się mówi o obecności żon na zgrupowaniach sportowych. Seks przed walką może przeszkadzać?

Może, nie polecam.

- Twój ideał kobiety?

Moja żona! I nie jest to żadna ściema. Jeśli spytasz mnie, jaka powinna być kobieta, z którą chciałbym być, nie znajdę lepszej odpowiedzi.

- Jesteś miłośnikiem motocykli, czym aktualnie jeździsz?

Niedługo będę jeździł na 25-letnim Suzuki GSX-R.

- Twój pierwszy samochód?

Citroen Xantia, kupiłem go od niedoszłego teścia.

- Auto, jakie chciałbyś mieć?

Bentley albo BMW X6.

- Lubisz szybką jazdę. Jaki jest Twój rekord prędkości?

Samochodem 275. Motorem trochę szybciej, ale ile dokładnie - nie powiem [śmiech].

- Twój promotor podobno obawia się tych twoich rekordowych wyczynów.

Słuchaj, życie jest takie, że w każdej chwili może się coś nam stać, nie trzeba wsiadać na motor. Ja jestem człowiekiem, którego pociąga ryzyko. Gdybym nie był czasem ryzykantem, na pewno nie byłbym teraz mistrzem świata.

"Diabeł" w szczegółach

Wiek: 28 lat

Wzrost: 186 cm

Waga: 91 kg

Stan cywilny: Żonaty

Dzieci: syn Cezary, 7 lat

Bilans walk zawodowych: 42 zwycięstwa (31 nokautów), 2 porażki, 1 remis

Osiągnięcia na ringu zawodowym: Mistrz IBF-Intercontinental, Młodzieżowy mistrz świata WBC, Mistrz Unii Europejskiej, Mistrz świata IBF

ATRYBUTY MĘŻCZYZNY

 

Męski świat składa się z prostych wartości. To, co ważne dla mężczyzn - odwaga, waleczność czy szacunek, wyznacza kierunek ich życiowej drogi. Bliskie tym atrybutom jest piwo Wojak, którego charakter stanowi inspirację do cyklu "Męskich rozmów". W ośmiu wywiadach "przy piwie", z przedstawicielami świata sportu i popkultury szukamy uniwersalnych męskich pierwiastków.

Copyright © Agora SA