Po walce de la Hoyi: Czy to koniec złotego chłopca?

Mistrz wagi lekkiej WBC Manny Pacquiao spuścił takie lanie Oscarowi de la Hoyi, że słynny pięściarz nie chciał wyjść do dziewiątej rundy starcia w kasynie MGM Grand w Las Vegas. I zapewne zakończy karierę

Pacquiao pokonał de la Hoyę ?

Walka była dziwaczna, jak to ostatnio w boksie bywa. De la Hoya bowiem nie wyszedł do walki - po raz drugi w 16-letniej karierze - po ośmiu rundach bicia przez pięściarza, który jeszcze miesiąc wcześniej ważył niecałe 60 kg. Aby zarobić morze pieniędzy w walce z ODLH, mniej znany Filipińczyk musiał bowiem awansować o dwie kategorie wagowe, co oznaczało przytycie o ponad sześć kilogramów. Aby pojedynek doszedł do skutku, słynny amerykański gwiazdor musiał się zdeklasować o jedną kategorię, a to trudniejsze zadanie niż przejście do wyższej kategorii, bo oznaczało konieczność schudnięcia siedem kilo (co stanowiło 10 proc. wagi ciała). De la Hoya znalazł się w limicie 66 kg po raz pierwszy od siedmiu lat.

ODLH musiał zbijać wagę, musiał walczyć z młodszym i szybszym przeciwnikiem, i na dodatek ów przeciwnik był leworęczny - co jest olbrzymim problemem do rozwiązania przez praworękich. A często nie do rozwiązania.

Oscar jest midasem boksu zawodowego - każde wyzwanie jakiego się podejmuje, kończy się zdobyciem przez niego niewyobrażalnego majątku. Tak też zdarzyło się w walce z Pacquaio. Ale 35-letni Amerykanin doszedł w tym pojedynku do bokserskiego kresu - nie tylko nie miał pomysłu, jak go wygrać, ale też, jak się bronić przed atakującym Filipińczykiem, który po prostu trafiał kiedy chciał. Po ósmej rundzie lewe oko "Złotego Chłopca" spuchło, a on sam bezradnie siedział w przerwie na krzesełku, gdy lekarz ringowy, sekundant i sędzia dyskutowali, czy może jeszcze walczyć. Gdy sekundanci de la Hoyi poddali go, nie miał do nich pretensji. Wstał i poszedł pogratulować zwycięzcy.

- Wciąż jesteś moim idolem - dowiedział się od Filipińczyka.

- Nie, teraz to ty jesteś moim - odpowiedział de la Hoya.

Dwóch sędziów dało zwycięstwo Pacquaio we wszystkich ośmiu rundach. Trzeci dał je Amerykaninowi tylko w pierwszej. De la Hoya prosto z szatni pojechał do szpitala na badania kontrolne.

Pacquaio już w pierwszych starciach zdobył olbrzymią przewagę. Trafiał Amerykanina raz za razem, podczas gdy ten gonił go po ringu, próbując uderzyć choć jednym, mocnym ciosem - miał nadzieję, że nokautującym. Jednak to Pacquaio trafiał, jeszcze przed siódmą rundą omal nie kończąc walki przed czasem. De la Hoya zachował pion, ale właściwie przestał widzieć na jedno oko, a jego refleks przepadł ostatecznie. Ringowe statystyki pokazały, że w siódmej rundzie Pacquaio wyprowadził tzw. power punch aż 45 razy, zaś de la Hoya... cztery razy. Mało tego, Filipińczyk - choć jest aż o 10 cm niższy od Amerykanina - nie miał problemu, aby zadawać od czasu do czasu ciosy proste (w jego przypadku, jako mańkuta, były to prawe proste - w slangu bokserskim takie uderzenie to po prostu jab). De la Hoya swoimi lewymi prostymi nie potrafił utrzymać Filipińczyka na dystans - co chwila Pacquaio przedzierał się do półdystansu, gdzie przewaga zasięgu ramion Amerykanina nie miała znaczenia. Statystyki są równie brutalne, co obraz walki. Pacquaio zadał 585 ciosów, trafił 224 razy. De la Hoya zadał 402 ciosy, trafił... 83.

- Wiedzieliśmy, że go dorwaliśmy już po pierwszej rundzie - powiedział trener Filipińczyka Freddie Roach, który nie tak dawno współpracował z ODLH. I dodał slangiem (jak polscy kibice krzyczący podczas walki do swoich pupili: "Chodź na nogach"): - Nie miał nóg. Był powolny i trafiony.

- Freddie, masz rację. Po prostu już więcej nie dam rady - stwierdził de la Hoya na konferencji prasowej.

Po zwycięstwie na turnieju olimpijskim w Barcelonie w 1992 roku de la Hoya stał się najlepszym towarem bokserskim. Nawet mniej znany Pacquaio - wyłącznie dzięki sławie przeciwnika - na tej jednej walce zarobił 11 mln dol., choć pieniądze to nie wszystko, czego dowodził telefon od prezydent Glorii Macapagal Arroyo.

De la Hoya zarobi przynajmniej 22 mln, co oznacza, że po ostatnich trzech walkach jest bogatszy o prawie 100 mln dol., nie licząc dochodów swojej firmy Golden Boy Promotion, która przygotowała wszystkie jego pojedynki od 2001 roku. De la Hoya po walce z Mayweatherem w maju 2007 roku stał się najbogatszym pięściarzem w historii, co nie jest zaskakujące, jeśli spojrzeć na liczbę gospodarstw domowych, które wykupiły jego walki w systemie pay-per-view - 11,6 mln, co w sumie dało stacjom telewizyjnym 594,3 mln dol.

Doszło nawet do tego, że Oscar de la Hoya stał się prorokiem boksu - jego rodzinna firma kupiła słynny "The Ring Magazine", czyli biblię boksu zawodowego.

De la Hoya zbije kandydata na prezydenta? ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA