W ringu miał się pojawić 25 lutego w Alabamie, ale jego pojedynek z Dominikiem Breazeale'em został odwołany. Coraz głośniej mówi o powrocie do Polski, bo życie w USA trochę mu się już znudziło. Jednak cele ma jasno sprecyzowane: "Chcę dopaść i dojechać Wildera. To się nie zmieniło, tylko wydłużyło w czasie."
Nie ukrywam, na początku chodziłem wkurw****. I to bardzo. Teraz trochę ochłonąłem. Już to do mnie dotarło, ale miałem ze dwa dni załamania. Takiego totalnego zniechęcenia. Olałem dietę, pomyślałem sobie, że tak się najem, że aż dupa mi pęknie. Stanęło na tym, że przekąsiliśmy z Kamilą jakiegoś krokodylka. Przecież do tego pojedynku przygotowywałem się od sierpnia. Przed przyjazdem do USA też ostro zasuwałem, żeby wrócić do formy, a tu takie cyrki wyszły. Nie rozumiem tego wszystkiego. Kibice kupili wejściówki na galę, zarezerwowali hotele i bilety lotnicze, a teraz piszą do mnie: Artur, co mamy robić? Tylko, co ja mogę im odpowiedzieć? Przecież nie jestem organizatorem gali. Najgorsze jest to, że pojedynek z Breazeale'em nie był oficjalnie potwierdzony przez telewizję, więc nie ma się nawet do kogo odwołać.
Tutaj kontrakty podpisuje się przed pojedynkiem, ale wszystko było dogadane. Andrzej Wasilewski może to potwierdzić.
W sumie nadal tego nie wiem. Podobno telewizja Fox TV ma taki przepis, że nie może walczyć ze sobą dwóch pięściarzy, którzy przegrali swoje ostatnie walki. O tym, że nie będzie tego pojedynku dowiedziałem się z Twittera Andrzeja Kostyry. Później zadzwonił do mnie trener Ronnie Shields i powiedział, że gadał z Alem Haymonem i nie da rady zrobić tej walki. Właśnie przez ten przepis telewizji. Wtedy jeszcze myślałem, że znajdą mi innego rywala.
Nie było żadnych rozmów na ten temat.
Ciężko mi powiedzieć, bo nawet nie wiem, kto zawiódł w tej sytuacji. Gdybym wiedział, pewnie miałbym o to pretensje. Czasu jednak nie cofniemy, moja robota poszła na marne.
Andrzej niepotrzebnie wyciąga na wierzch kwestie, o których jako promotor nie powinien mówić. Moim zdaniem to nie jest w porządku z jego strony. Nie było żadnej kwoty z powietrza, dogadaliśmy się w 4-5 dni i wszystko było ustalone już trzy tygodnie wcześniej. Zresztą, nikt nie będzie mi mówił, ile mam zarabiać. Ani dziennikarze, ani kibice. To ja wchodzę do ringu i to ja podpisuję czeki. Moja sprawa, na jakie kwoty.
Spokojnie, nie ma żadnego konfliktu między nami. Czasami Andrzej coś palnie, powyciąga jakieś rzeczy i niepotrzebnie daje pożywkę ludziom. Szanuję go, dużo mu zawdzięczam, ale czasami mówi na mój temat takie głupoty, że ręce opadają.
Czytałem te słowa, gościu pierd*** bzdury. Wiecie przecież, że nigdy nie odmówiłem żadnej walki. Wręcz przeciwnie, zawsze nalegałem na rywali z wyższej półki, nie chciałem walczyć z leszczami. Byłem gotowy na Breazeale'a, na pewno się go nie przestraszyłem. O czym my w ogóle mówimy. Zresztą, teraz każdy gada co innego. Jeżeli mam być szczery, to wydaje mi się, że za tym całym zamieszaniem mogli stać promotorzy. Nie wiem, czy moi czy amerykańscy. Pewnie zrozumieli, że lepiej zorganizować mój pojedynek w Nowym Jorku lub Chicago, bo tam przyjdą kibice i dzięki temu będą mogli więcej zarobić. Podejrzewam, że w którymś z tych miast odbędzie się moja następna walka, ale to są tylko moje przypuszczenia. Nie wiem, jak było naprawdę.
Teraz trochę te plany się zmieniły, pewnie zostanę tu jeszcze z pół roku. Może wejdę do ringu za 2-3 miesiące, więc do następnej walki chciałbym jeszcze zostać w USA. Generalnie chce wrócić do Polski, ale to nie jest takie proste. Nie da się tak z dnia na dzień spakować walizek i wrócić. Dzisiaj plan jest taki, że wracam do kraju i do Stanów będę przylatywał tylko na przygotowania do walk, ale ja mam 110 pomysłów na godzinę, więc to wszystko może się jeszcze zmienić. Do Polski i tak muszę wpaść, bo za chwilę wiza mi się kończy. Odpocznę trochę i wracam do USA na przygotowania do kolejnej walki. Nie znam jeszcze żadnych konkretów, ale pewnie zaboksuję w Chicago. Wspomnicie moje słowa.
Mam nadzieję, że nie dostanę żadnego leszcza. Nie chcę tracić czasu i energii na kolejnego Ty Cobba, nie interesują mnie takie walki. Chce na powrót dobrego zawodnika, ale ja to mogę sobie tylko pogadać. Nie ode mnie to zależy.
Nie ma nic przeciwko temu. Trener zna mnie i wie, że nie unikam roboty. Nawet czasami każe mi odpocząć, bo widzi, że jestem dwa razy dziennie na sali i ciężko trenuję. On wie, że potrafię sam zbudować taką formę i wydolność jak pod jego okiem. Po ostatnim moim powrocie z Polski był nawet w szoku, w jakiej dyspozycji do niego przyjechałem. Prywatnie mamy świetny kontakt. Pracując z nim, zrobiłem postępy. Dołożyłem do swojego repertuaru ciosy podbródkowe i uniki. Mam lepszą defensywę, potrafię przyjąć cios na gardę, oddać. Jestem zadowolony z naszej współpracy.
Nie będę ściemniał, trochę mi się znudziła. Ze sportowego punktu widzenia jest tu zajebiście, ale poza boksem też jest życie. Ludzie mogą gadać, że Szpilka siedzi sobie w Ameryce i ma klawe życie. Dom, basen, restauracje, krokodyle i inne rozrywki. W środku wygląda to trochę inaczej. Do życia codziennego wkradła się już monotonia. 24 godziny na dobę jestem w reżimie treningowym. Może wpływ na to znudzenie miał fakt, że od roku nie walczę. Człowiek ma dosyć, gdy nic się nie dzieje. W powrocie do Polski widzę same plusy. Wrócę i będę czekał na sygnał. Gdy pojawi się konkretna oferta, wsiadam w samolot i jestem na sali u Shieldsa. Tak to sobie wymyśliłem. W Polsce będę podtrzymywał formę. Uspokajam wszystkich, nie będzie imprez, alkoholu.
Izu ma duże szanse na wygraną, bo Amerykanin nie jest jakimś tam wirtuozem bokserskim. Na pewno jest silny. Dla Ugonoha będzie to bardzo duży przeskok, bo wcześniej nie miał ani jednego przeciwnika z tej półki. Jest przy nim dużo znaków zapytania. Znamy się z Izu, bo trenowaliśmy w jednym klubie. Nigdy jednak nie sparowaliśmy razem, więc nie wiem, czy on faktycznie tak mocno bije. Niby przewracał kolejnych rywali w wadze ciężkiej, ale jacy to byli przeciwnicy? U Izu podobało mi się to, że nigdy nie dał sobie wejść na głowę promotorom. Zawsze miał swoje zdanie. Może i był zbyt ostrożnie prowadzony, ale w końcu dostał dobrego rywala. Niech próbuje, trzymam za niego kciuki.
To bardziej pytanie do promotorów. Moje podejście znacie: musi się wszystko zgadzać i możemy walczyć. Nawet teraz, gdy nie wypalił mój pojedynek w Alabamie, rzuciłem Andrzejowi Wasilewskiemu propozycję, żeby zrobić walkę z Izu. Powiedział, że na razie nie ma takiego tematu.
Nie wiem, czy zmiótłbym czy nie, na pewno byłbym faworytem takiego pojedynku. Jednak teraz nie ma sensu o tym rozmawiać. Niech Izu najpierw stoczy walkę z Breazeale'em, a potem zobaczymy. Może wrócimy do tematu. W tym momencie jestem najlepszym ciężkim w Polsce i chyba nie ma sensu o tym dyskutować. Jeśli ktoś ma inne zdanie, zapraszam do ringu.
Teraz to mnie rozśmieszyłeś. Adam jest wesołym, sympatycznym grubaskiem, nic do niego nie mam, ale z przyjemnością mogę mu pokazać, na czym polega prawdziwy boks. W każdej chwili. Skoro tak się pali do walki ze mną, to zapraszam do ringu. Może być nawet moim następnym rywalem. Nie ma problemu. Proponuję jednak, żeby ochłonął i zszedł na ziemię. Przy okazji niech zgubi też parę kilogramów, ale mniejsza z tym. Za wygląd nie będę go krytykował. Na temat jego słów o mojej słabej szczęce nie chce mi się nawet gadać. Chętnie przetestuję jego.
To jest waga ciężka, wszystko może się zdarzyć.
Jeśli nie zablokuje się psychicznie, to mam nadzieję, że da dobrą walkę. Przy każdej okazji powtarzam Andrzejowi, że Wilder jest tchórzem. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale taka jest prawda. Amerykanin nie jest prawdziwym wojownikiem. Byłem z nim w ringu i wiem, co mówię. To naciągany mistrz. Facet próbuje grać twardziela, straszyć minami, ale jak już je zacznie robić, wygląda wtedy jak moja babcia siedząca na klopie. Wprawdzie, nigdy nie widziałem babci w tej pozycji, ale tak to sobie wyobraziłem. Andrzej nie może się go wystraszyć przed walką.
Coś tam staram mu się podpowiedzieć, ale Andrzej ma świetnego trenera i to jego powinien słuchać. Na pewno przygotują coś ekstra na walkę. Z Andrzejem praktycznie codziennie jesteśmy w kontakcie, ale to nie jest tak, że gadamy tylko o boksie i jego walce z Wilderem. Jest też czas na robienie sobie jaj ze wszystkiego. Ja, Andrzej, "Główka" i Grzesiu Proksa założyliśmy sobie taką grupę i piszemy do siebie sms-y. Codziennie, jak wstaję, mam po 120 nieprzeczytanych wiadomości. Nie powiem, o czym piszemy, bo tego nie da się publicznie cytować. Gdyby te sms-y wydostały się na zewnątrz, to jeszcze chcieliby nas zamknąć w zakładzie psychiatrycznym.
Oczywiście, że się wybieramy z Kamilą na walkę Andrzeja. Nie ma innej opcji. Zastanawiam się tylko, czy zabrać ze sobą Cyca i Pumbę. Ode mnie do Alabamy jest osiem godzin jazdy samochodem i trochę mnie to przeraża. Może zostawię psiaki z kolegą, a my polecimy samolotem. Jeszcze nie wiem, jesteśmy na etapie planowania.
Co ja miałem wyrzucać, jak go nawet nie pamiętam. Z 4-5 razy widziałem to na powtórkach i za każdym razem łapałem się za głowę. Po chwili jednak śmiałem się z tego. Takie rzeczy w boksie się zdarzają. Było w tym dużo przypadku.
W tym roku nie wypisywałem nowych karteczek, bo cele cały czas są te same. Oczywiście te, których nie udało mi się osiągnąć. Chcę zostać mistrzem świata wagi ciężkiej. Moim celem jest dopaść i dojechać Wildera. To się nie zmieniło, tylko wydłużyło w czasie. Po jego ciosie poszedłem spać. Jednak swoje już odespałem i teraz wracam do rzeczywistości. Mam nadzieję, że jeszcze ze dwie walki i będę oficjalanym pretendentem. Jak nie Wilder, to może ktoś inny, ale Amerykanin jest dla mnie jakiś taki. wyjątkowy.
Chyba tak. O zmianie kategorii wagowej pomyślałem i zacząłem o tym gadać, gdy byłem w ciężkim treningu, a waga mocno leciała w dół. Przy 102 kilogramach waga się jednak zatrzymała, a nawet poszła w górę, więc pojawiło się dużo znaków zapytania. W kategorii junior ciężkiej na pewno byłbym silny, ale czy starczyłoby mi energii? Nie wiem. Edwin Rodriguez opowiadał mi, że po konkretnym zbijaniu wagi, później na walce wyglądał słabo, nie miał kondycji. W mojej sytuacji bałbym się tego samego. Nie wiem, czy jest sens zrzucać na siłę wagę, a później męczyć się w ringu. Tu nie chodzi o to, że nie chce mi się tego robić. Gdybym był gruby i miał z czego schodzić, to mógłbym o tym pomyśleć na serio. Ale u mnie praktycznie nie ma tłuszczu. Nie ściemniam. Jak zobaczysz u mnie tłuszcz, to dam ci kasiorę. Nie zobaczysz, nie ma szans.
Nie chcę ich karać, nie jestem od tego. Na pewno jest to jakiś tam cios dla boksu w Polsce. Przez opinię publiczną już zostali osądzeni. Jakaś tam kara powinna ich spotkać, żeby to była przestroga dla innych. Oni są jeszcze młodzi, więc szkoda kończyć im kariery. Kopa od życia już dostali. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chłopaki wpadli przypadkiem, bo gdyby nie walczyli o pas, nie byłoby testów. Pięściarze powinni być częściej badani. Ja na przykład jestem bardzo zadowolony, że powstał program Clean Boxing. Dzięki temu mogę chociaż przypuszczać, że nie wchodzę do ringu z nakoksowanym rywalem.
Nie podbijałem stawki. Tomek zaproponował tysiąc dolarów, przyjąłem propozycję i tyle. Mike Mollo zrobi swoją robotę, a mi tysiąc wpadnie do kieszeni. Easy money.
Dyskwalifikacja za seks z kibicką? Najdziwniejsze kary w sporcie [HISTORIE]