Polsat Boxing Night. Saleta się poddał, Adamek zwycięski

Z wiekiem nie wygrasz. 47-letni Przemysław Saleta doznał kontuzji barku i nie wyszedł do szóstej rundy walki w wadze ciężkiej z o niebo szybszym, o prawie 10 lat młodszym, o 10 kg lżejszym Tomaszem Adamkiem. - Już nigdy nie wejdę do ringu - stwierdził Saleta. - A ja zostaję - zadeklarował 38-letni Adamek

W nocy bił się Adamek (49-4, waga 101,2 kg), pięściarz po dwóch porażkach, po każdej z nich decydujący się na zakończenie kariery i zmieniający zdanie, z Saletą (44-7, waga 111 kg), wracającym do ringu po pokonaniu Andrzeja Gołoty.

- Przepraszam, bo jest mi wstyd. Od drugiej rundy uderzałem tylko prawą ręką, mając nadzieję, że złapię Tomka prawym ciosem. Ale się nie udawało. Po 4. rundzie ból sprawiało mi nawet to, żeby się nim zasłaniać - mówił Saleta.

Ale prawdę mówiąc nawet z dwoma zdrowymi rękami Przemysław nie miał szans nawet raz porządnie trafić Adamka, nie mówiąc o tym, czy taki cios zrobiłby na nim wrażenie. Słynie z odporności na ciosy, a rywal sam deklarował, że puncherem nie jest. Były mistrz świata dwóch kategorii wagowych był na tle Salety znacznie szybszy, nie dawał się trafiać, a on sam trafiał kiedy chciał. Od początku wiedział, że nic mu nie grozi.

Miał w oczach kibiców więcej do stracenia niż Saleta, choć nie jest to już tak wielki zapas entuzjazmu fanów, jak wtedy, gdy zdobywał tytuły w dwóch kategoriach wagowych i podejmował wyzwanie walki z King Kongiem boksu, czyli Witalijem Kliczką, o tytuł wszech wag. Minęły od tej wiekopomnej chwili we Wrocławiu cztery lata.

Trochę to się wszystko przez ten czas zdewaluowało. Adamek uległ bokserskiej erozji, i to z własnej woli. Pięściarz, który słynął z woli walki, nie był sobą ani w pojedynku z Wiaczesławem Głazkowem, ani z Arturem Szpilką. A w obu był faworytem fachowców i przegrał. On sam mówi, że - przynajmniej, jeśli chodzi o pojedynek ze Szpilkę - ciężko pracował, być może nawet za ciężko, być może jak mówią pięściarze, był "przejechany" na treningach.

Teraz tak nie było. Adamek skoncentrował się na walce z Saletę, jakby był on Kliczką. - Nie mogę dopuścić, aby kibice zapamiętali mnie z walki ze Szpilką, z przegranej walki. Nie chcę, aby zapamiętali, że nie oddaję rywalowi, że nie wydaję mu wojny w ringu - mówił przed walką z Saletą Adamek.

Osiem tygodni harówki na zgrupowaniu w Osadzie Śnieżka w Łomnicy. Zatrudnił dr Jakuba Chyckiego, który monitorował treningi, ustawiał zajęcia wytrzymałościowe i szybkościowe tak, aby były mistrz znów poczuł szybkość, z jakiej słynął.

Chycki, typ młodego, wiecznie dociekliwego naukowca, który permanentnie szuka marginesu do poprawy, dopasował wszystkie treningi oprócz bokserskich, którymi zajmował się wieloletni szkoleniowiec Adamka Roger Bloodworth. Chycki, absolwent biologii molekularnej Uniwersytetu Jagiellońskiego i AWF w Katowicach, co trzeci dzień pobierał od Adamka krew, badał kinazy, poziomy hormonów czyli monitorował endokrynologię wysiłku pięściarza, nadzorował wysiłek na podstawie takich markerów jak marker stanów zapalnych, ekspresja genów. To nie moje trudne słowa, tylko dr Chyckiego. A również układał dietę, gotował, sprawdzał treningi. A było co sprawdzać. Adamek biegał interwały, na przykład kilka razy 90 s na maksa, przerwa 90 s, potem kilka razy 60 s na maksa, przerwa 60 s, i kilka razy 30 s znów na 100 procent. A potem zakładano mu na twarz maskę i kazano pedałować na rowerku w warunkach hipoksji, przy obniżonym poziomie tlenu. Jak zdjął maskę, fruwał. Aby się jak najlepiej zregenerować, był co drugi dzień zgrupowania w krio-komorze z temperaturą -124 st C. I na koniec -140 st C. W sumie około 30 wizyt.

Na jego zgrupowaniu byli świetni sparinpartnerzy - Łukasz Janik, wyższy nawet do Salety Mariusz Wach, Paweł Kołodziej, czyli pięściarze świetni. Adamek nie żałował pieniędzy.

Saleta także wyglądał, jakby zaraz miał startować w konkursie na Mister Universum. Już kilkukrotnie karierę kończył, ale był wyciągany z kapelusza Polsatu. Zresztą z nieukrywaną radością, gdyż lubi, a nawet kocha boks. I jak mu ktoś daje dobre pieniądze, aby robił to co lubi, to on robi to co lubi za dobre pieniądze. Rzadko jednak. Od lutego 2006 roku stoczył do soboty zaledwie jedną walkę - z Andrzejem Gołotą. A od początku lata przygotowywał się do Adamka.

Ale w Krynicy Górskiej, gdzie się przygotowywał, bywał u lekarza, aby leczyć bark, z którym ewidentnie było coś nie tak już podczas zgrupowania.

W przedostatniej walce nocy Nagy Aguilera pokonał Marcina Rekowskiego w ostatniej rundzie emocjonującego pojedynku w wadze ciężkiej. Sędzia przerwał pojedynek w ostatnich kilkudziesięciu sekundach 10. rundy po potężnym prawym haku, który Polaka zamroczył. Ale po liczeniu, prowadzący na punkty Rekowski bronił się, odpowiadał na ciosy, a decyzja sędziego o zakończeniu walki - na trzy sekundy przed ostatnim gongiem! - skrzywdziła go. Obaj myślą o rewanżu.

Robert Lewandowski jak Liam Neeson w "Uprowadzonej" [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Agora SA