Boks. Promotorzy rozwinęli parasol ochronny nad Szpilką? Każdy ma swojego Cobba w rekordzie

Artur Szpilka długo czekał na poznanie nazwiska rywala na czerwcową galę w Chicago. Ostatecznie jego przeciwnikiem będzie pięściarz po przejściach, czyli Manuel Quezada. Ot, kolejny rywal bez nazwiska, którego "Szpila" dopisze sobie do rekordu. Amerykanin najlepsze lata ma już za sobą, ale w przeszłości przetrwał cały dystans ze Steve'em Cunninghamem i Chrisem Arreolą. W ostatniej walce zebrał szybkie lanie od Andy'ego Ruiza Jr. Quezada na pewno będzie groźniejszym przeciwnikiem niż Ty Cobb, którego "Szpila" wciągnął nosem podczas kwietniowej gali w Chicago.

- Na rywala nie będę wybrzydzał, jestem w Houston dopiero około miesiąca, także spokojnie - powiedział Szpilka w rozmowie z ringpolska.pl. "Szpila" może i nie wybrzydza, ale nosem kręcą kibice, którzy na forach internetowych krzyczą, że Artur wyjechał do USA, żeby kolekcjonować wygrane z bumami.

Faktycznie, Cobb był bardzo śmiesznym rywalem i zestawianie go z naszym ciężkim nie miało żadnego sensu. Takiego przeciwnika "Szpila" mógłby pokonać chwilę po wyjściu z mocno zakrapianej imprezy. I to jedną ręką. Dlatego kibice zaczęli przebąkiwać coś o obijaniu bumów. Tym bardziej że Szpilka przed wyjazdem do USA rzucał na prawo i lewo nazwiskami rywali, z którymi chciałby się zmierzyć w najbliższym czasie. Na jego liście życzeń byli Nagy Aguilera, Chris Arreola, Steve Cunningham, przewinęło się też nazwisko Bryanta Jenningsa. W jednym z wywiadów na pytanie o walkę z Deontayem Wilderem, Szpilka stwierdził: czemu nie. Tymi deklaracjami rozpalił wyobraźnie wielu osób. Tymczasem, zamiast tych nazwisk była walka z kelnerem Cobbem, a teraz z bardzo przeciętnym Quezadą.

W tym miejscu należy postawić pytanie, czy Szpilka jest trzymany pod kloszem przez promotorów? Odpowiedź jest prosta: nie jest. Pewnie Andrzej Wasilewski i Piotr Werner mieli trochę inny pomysł na karierę pięściarza z Wieliczki, ale on nie dał się prowadzić za rękę. Wbrew promotorom zdecydował się na walkę z Bryantem Jenningsem, do której nie był gotowy. Gdyby nie upór Szpilki, pewnie nie doszłoby do jego pojedynku z Amerykaninem, bo szefowie KnockOut Promotions od początku wiedzieli, że ta misja zakończy się niepowodzeniem.

Po porażce z Jenningsem Szpilka mógł stoczyć jedną lub dwie walki, jak to się ładnie mówi, na przetarcie, ale nie skorzystał z tego i znów rzucił się na głęboką wodę, czyli wziął pojedynek z Tomkiem Adamkiem. Dzisiaj ktoś powie: jaka to głęboka woda, przecież Adamek był cieniem samego siebie. Z perspektywy czasu tak to może i wygląda, ale warto przypomnieć, że przed galą Polsat Boxing Night prawie wszyscy eksperci stawiali na Adamka.

- Artur przekonywał nas, że jeśli teraz nie weźmiemy walki, to już nigdy do niej nie dojdzie, bo Adamek niedługo będzie kończył karierę. Nie ukrywajmy też, że Artur jest nastawiony na duże wyzwania i duże zarobki. To spowodowało, że wbrew moim przekonaniom i odpowiedzialności promotorskiej, daliśmy Szpilce zielone światło - mówił wówczas Andrzej Wasilewski. Gdyby promotorzy obchodzili się ze Szpilką jak z jajkiem, do jego pojedynku z Adamkiem by nie doszło.

Szpilka walką z "Góralem" ryzykował bardzo dużo, bo gdyby przegrał, zrobiłby co najmniej 2-3 kroki w tył i pewnie na dłuższy czas wypadłby z obiegu. Postawił wszystko na jedną kartę i teraz może pić szampana. Dzisiaj jest w USA, trenuje pod okiem cenionego Ronny'ego Shieldsa i czeka na duże wyzwania.

We wrześniu "Szpila" ma stoczyć walkę z rywalem o dużym nazwisku. - Zobaczymy, co zadecydują promotorzy i trener, ja najchętniej zmierzyłbym się ze Steve'em Cunninghamem - mówi podopieczny Shieldsa. Podobno w grę wchodzi też kandydatura Chrisa Arreoli. To już brzmi całkiem interesująco, bo zarówno Cunningham, jak i Arreola to nadal duże nazwiska. Dlatego nie ma sensu gadać głupot o tym, że nad Szpilką promotorzy rozwinęli parasol ochronny. Po prostu amerykańską przygodę zaczyna on bardzo spokojnie, bez zbędnego pośpiechu.

Artur Szpilka do tej pory stoczył 14 walk w wadze ciężkiej. Na rozkładzie ma z siedmiu-ośmiu słabych rywali, ale nie ma się co dziwić, przecież rekordu nie buduje się na walkach z mistrzami świata. Dla porównania, zachowując oczywiście wszelkie proporcje, taki Deontay Wilder zdobył pas WBC, uprzednio obijając prawie trzydziestu bumów. Anthony Joshua, którym wszyscy się dzisiaj zachwycają, też wchodził między liny z ogórkami. Zresztą każdy pięściarz ma w rekordzie swojego Cobba, albo kilku takich osobników, dlatego nie ma sensu narzekać na dobór rywali dla Szpilki. On i tak, w porównaniu z innymi polskimi pięściarzami, prowadzony jest dość odważnie.

Czytaj więcej na blogu Krzysztofa Smajka "Po Gongu"

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.