Boks. Szpilka wygrał i się zmartwił

- Myślałem, że wyjdę, walnę i będzie po sprawie. No, i zlekceważyłem go - mówił Artur Szpilka, po pojedynku z Gonzalo Omarem Basile. Walka, która w założeniu Polaka, miała trwać kilkanaście sekund toczyła się prawie 4. rundy

Pojedynek w hali Łuczniczka to tylko krok w drodze do tytułu zawodowego mistrza świata wagi ciężkiej. Taki cel postawił sobie Szpilka i konsekwentnie go realizuje. Od soboty bilans jego występów to 11 walk i 11 zwycięstw, z czego dziewięć zakończonych przed czasem (w kategorii ciężkiej sześć pojedynków, wszystkie wygrane przez nokaut). Bydgoszcz opuszczał z pasami: WBC Baltic Silver i WBC Youth World.

- To nie ma dla mnie wielkiego znaczenia. Cieszyć, to się będę, jak zdobędę pas mistrza świata prestiżowych federacji, w których walczą chociażby bracia Kliczo. Tyle, że po tej walce widać, że droga do tego niestety ciągle jest daleka. Przede mną mega praca. Jestem wkurzony. To wszystko miało inaczej wyglądać - surowo ocenił swój występ Polak. Zamiast się cieszyć był wyraźnie zasmucony. - Staram się nie lekceważyć rywala. Jednak widziałem jego wolny styl i niestety to zrobiłem. Na siłę chciałem go znokautować - tłumaczył po walce.

Już w pierwszej rundzie powinien rozbić przeciwnika. Basile snuł się po ringu. Był nawet liczony. Tego można było się zresztą spodziewać. Starszy o 15 lat od Polaka Argentyńczyk ostatni tydzień przed walką spędzał głównie na wycieczkach, także tych wieczornych po mieście, i rozdawaniu autografów. Chętnie pokazywał też swoje 300 tatuaży. Zaskoczonym fotoreporterom zaprezentował nawet pośladki, gdzie akurat tatuaży jeszcze nie ma.

Bokser jednak z niego dużo gorszy niż showman, co zresztą pokazał na ringu w Bydgoszczy. Szpilka wiedział o tym i chciał go szybko znokautować, ale same chęci nie wystarczyły. Pochodzący z Wieliczki pięściarz od pierwszego gongu wręcz napadł na przeciwnika.

- Zaatakowałem ale co z tego, skoro robiłem to na siłę. Chyba tylko jeden cios wszedł na jego brodę. Reszta lądowała na głowie - tłumaczył Szpilka.

Nie pomagały rady trenera Fiodora Łapina. - To moja porażka, bo zawiodłem trenera, a dla mnie jest on wielkim autorytetem - mówił Szpilka.

Jeszcze przed starciem z Basile Szpilka stoczył batalię o założenie rękawic, które specjalnie na bydgoską galę zostały dla niego uszyte w Meksyku przez firmę Grant. - Są zielone ze złotym kciukiem. Dokładnie takie, jakie chciałem - cieszył się w piątek pięściarz. Jednak już w hali okazało się, że ekipa Argentyńczyka nie zgadza się na to, by Polak w nich walczył. Były większe od tych, w których na ringu pojawić się miał Basile. Ostatecznie team Szpiki wypożyczył rywalowi parę rękawic, identycznych, jak te Szpilki.

Najdłuższą walkę "Nocy Wagi Ciężkiej", bo aż dziesięciorundową, stoczyli Andrzej Wawrzyk i Denis Bachtow. Starszy o osiem lat od Polaka Rosjanin na oficjalnym ważeniu w piątek pojawił się z mocno obitą twarzą. Śladami po poprzednim pojedynku.

- Znamy się dobrze, bo trzy lata temu sparowaliśmy - mówił Wawrzyk, który na ringu musiał on zmagać się nie tylko z Bachtowem, ale też z urazem braku.

To jednak nie kontuzja, a dekoncentracji sprawiła, że walka mogła zakończyć się już w 1. rundzie przegraną Polaka. Trafiony lewym sierpowym Wawrzyk zachwiał się. Od nokautu uratował go gong. W kolejnych rundach udało mu się odzyskać przewagę, ale ciągle opuszczał zbyt nisko ręce. - Co ty dziecko jesteś? Ile razy mam powtarzać, byś trzymał je wyżej - krzyczał do Polaka trener Łapin podczas przerwy.

W 8. rundzie Bachtow znowu miał szansę na zwycięstwo przed czasem. Po raz drugi idealnie trafił Polaka. Wawrzyk zachwiał się potężnie, ale Rosjanin nie zdołał zadać decydującego ciosu. Zamiast tego potknął się, wpadł w liny i dał rywalowi czas na złapanie oddechu.

- To były mocne ciosy, ale wytrzymałem i to jest najważniejsze - Wawrzyk, który mógł odetchnąć z ulgą. Wygrał na punkty 97:93, 99:92, 98:93.

Najważniejsze walki słynnego Angelo Dundee'go

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.