Muhammad Ali - historyczna droga na szczyt

Cassius Clay, bo tak naprawdę nazywał się Muhammad Ali, dorastał w Louisville w Kentucky. Miał aroganckiego, zgryźliwego ojca, który dużo pił, więc nie było mu łatwo. Sens życia odnalazł w sporcie. Na ringu był podmiotem, nie przedmiotem. Jak gdyby Bóg mu mówił: tym masz się zajmować. Z biegiem lat wyrósł ponad boks i stał się legendą.

Dzieciak z Piątej Ulicy

Początek lat sześćdziesiątych w USA nie nastrajał optymistycznie młodych Afroamerykanów. Niby byli Amerykanami, jednak rasowa segregacja obowiązywała w restauracjach, hotelach czy pociągach - czuli się obywatelami drugiej kategorii.

Pomimo że, Cassius Clay zdobył złoty medal na olimpiadzie w Rzymie, po powrocie do USA wciąż nie mógł jadać w niektórych restauracjach.Nadal nazywano go czarnuchem. Chciał to zmienić.

Podpisał kontrakt z Luisville Sponsoring Group złożoną z białych inwestorów. Zajął się nim Angelo Dundee, ćwiczył w klubie przy Piątej Ulicy w Miami, gdzie ćwiczyli tylko utalentowani wybrańcy, którzy chcieli zaistnieć i uczyć się od najlepszych.

Cassius był pełen zapału, gdy na pierwszych treningach spytano go jakie są jego umiejętności, odpowiedział: "Nie chcę się przechwalać, ale wszyscy, którzy ze mną ćwiczą i patrzą na moje walki, twierdzą, że jestem najlepszy na świecie"

Zamieszkał w hotelu Charles w Overtown w czarnej dzielnicy Miami, założonej w 1896 r. Można ją porównać do nowojorskiego Harlemu. Dzielnica była sercem czarnej społeczności.

Miami znalazło się w awangardzie przemian. To właśnie tu rozpoczął się ruch na rzecz równouprawnienia. To tutaj organizowano pierwsze protesty przeciwko segregacji. Czarni mieli więc własną, ładną dzielnicę, w której było im dobrze. Biali natomiast mieli swój teren i dom towarowy Burdines, w którym Cassiusowi nie pozwolono przymierzać koszul z powodu koloru swojej skóry.

Fruwał jak motyl, żądlił jak pszczoła.

Angelo Dundee pozwolił Cassiusowi być sobą - i na ringu, i poza nim. Jak sam mówił, musiał trenować z nim tak, żeby myślał, że wszystko on sam opracował. Żadnych nakazów. Zrozumiał, że choć Cassius był słaby technicznie, z nawiązką rekompensował to szybkością i refleksem. Pierwsze walki nie zdobyły uznania wśród komentatorów. Sądzili, że jest niezdarny, odchyla się od ciosów, skacze. Jednak Dundee wiedział i wierzył, że to urodzony talent.

Podczas pierwszych walk w ogóle się nie wysilał, a i tak wygrywał. Posłał na deski doświadczonego Archiego Moore'a. Przed walką mówił: "Archie podobno znalazł sposób, by zamknąć mi gębę. Tak opowiada. A skoro jest taki mocny, że zapomina, kto tu rządzi, to powalę go nie w ósmej, ale w czwartej rundzie"

Dziennikarze zakochali się w Cassiusie, bo kiedy otwierał usta, zawsze mieli o czym pisać. Umiejętnie pracował nad własnym wizerunkiem. Pewnego razu siedział w basenie, przybierając idealną pozycję bokserską, by walczyć z cieniem. Wszystko to w towarzystwie znajomego, który fotografował go w takiej pozycji. Media rzuciły się na zdjęcia, a to przekładało się na coraz większą popularność.

Niektórzy uważali, że zrobiłby karierę w telewizji, jako komik i prześmiewca. Wciąż zaskakiwał rymami i trafnymi powiedzonkami, mówił na przykład, że "fruwa jak motyl i żądli jak pszczoła".

- Clay zrozumiał, że szukamy ciekawych newsów, które same się sprzedadzą, zwiększą liczbę czytelników i nakład, że pokochamy go, jeśli będzie nam ich dostarczał. A w tym akurat był bardzo dobry - mówił Robert Lipsyte, amerykański dziennikarz sportowy.

Boks wyzwalał wtedy silne uczucia. Czarni Amerykanie identyfikowali się z bokserami. Claya uwielbiano, a wokół niego bardzo często zbiegały się dzieciaki, których nigdy nie odpędzał i zawsze znalazł dla nich czas. W swojej dzielnicy organizował kino pod gołym niebem, puszczając głównie filmy ze swoich walk. Dla tych dzieci, to były wyjątkowe wieczory.

Cudowny eliksir religii

W 1964 roku mistrzem wagi ciężkiej był niepokonany Sonny Liston. Nikt nie wierzył, że można go pokonać. Prawdziwy twardziel nad twardzielami. Liston był wyrzutkiem, a boksu nauczył się w więzieniu. Pasował do mafii, która w tamtym okresie pociągała za sznurki. Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych straszono nim białych Amerykanów. Lubił łamać kości, wsławił się tym już w więzieniu, zresztą za to wylądował za kratkami. Bokserzy bardzo się go bali.

Clay przed walką z Sonnym mówił "Listona nie spunktuję, ale znokautuję". Panowała opinia, że Liston rozerwie Claya na strzępy. Wszyscy doradzali, by trochę poczekał, że jest za młody, żeby poćwiczył jeszcze kilka lat.

Chciał udowodnić, że wszyscy się mylą i pokazać, że się nie boi. Stąd wzięły się jego sztubackie żarty jak np. gdy Liston wyjeżdżał za miasto, Clay wyszedł z megafonem i wołał: "Wychodź, paskudny niedźwiedziu".

Gdyby Cassius Clay wciąż odgrywał rolę błazna, stałby się ulubieńcem sportowych dziennikarzy. Pojawiła się jednak plotka, że Claya widuje się w towarzystwie Malcolma X - radykalnego przywódcy ruchu afroamerykańskiego w Stanach Zjednoczonych, związanego z organizacją Nation of Islam. Dla dziennikarzy sportowych to był szok. Malcolm X uwielbiał Cassiusa Claya, traktował go jak młodszego brata, a Clay polubił Malcolma. Duchowym liderem ruchu był Elijah Mohammed. >>>

-----

 

Dowiedz się więcej z programu "Muhammad Ali - narodziny gwiazdy boksu" prezentowanego w sobotę 20 sierpnia o godzinie 18:00 na kanale Viasat History

 

Twierdzili oni, że biali nie są lepsi, ale gorsi od czarnych, oraz że Afroamerykanie powinni być dumni ze swoich korzeni. Takie przesłanie odpowiadało młodym, którzy czuli się dyskryminowani i traktowani jak podludzie.

Przynależność do organizacji Naród Islamu sprawiła, że Cassius poczuł się mądrzejszy, lepszy, znalazł nową rodzinę i przyjaciół. Cała ta religia była dla niego "cudownym eliksirem" - słyszał to, co chciał słyszeć. Jednak społeczeństwo pogardzało wtedy czarnymi muzułmanami. Według białych byli to bandyci, którzy po wyjściu z więzienia nawracali się na bandycką religię.

W związku z tym, Clay musiał ukrywać swoje zainteresowanie Narodem Islamu. Promotorzy bali się, że powiązania z Malcolmem X odstraszą widzów i nikt nie przyjdzie na walkę. Już i tak wywoływał negatywne uczucia, wciąż się chwalił i mówił, w której rundzie kogo pokona.

Trzeba było go słuchać

25 lutego 1964 roku, odbywało się oficjalne ważenie przed walką Cassiusa z Listonem. Clay postanowił to wykorzystać, podkręcić emocje i zrobić z siebie widowisko. Wydzierał się na całe gardło, krzycząc: "Sonny Liston mnie nie pokona!"

Liston uważał, że Clay jest wariatem, a w więzieniu nauczył się, że takich trzeba omijać. Można powiedzieć, że wystraszył się przeciwnika.

Jednak przed walką, stan Claya zaskoczył członków komisji lekarskiej, którzy go badali. Okazało się, że ma za wysokie ciśnienie oraz puls i w takim stanie nie powinien walczyć. W trakcie ważenia myśleli o odwołaniu walki. Stawiali, że dzieciak w walce z brutalem nie wytrzyma dwóch rund. Wszyscy spisali go na straty.

Stawką tej walki był tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Gdy już weszli na ring okazało się, że Clay jest o wiele za szybki dla Listona. - Wiedzieliśmy, że Cassius Clay potrafi walczyć, patrzyliśmy na ich starcie i przygotowywałem się do nieuchronnego: Liston musiał mu dołożyć, w końcu błazenada się skończy, rąbnie w chłopaka i będzie po spotkaniu. - opowiadał Robert Lipsyte. Liston pakował jednak kolejne sierpowe w powietrze, a sam nie mógł się uchronić przed ciosami Claya. Wtedy postawił na faul.

Kazał polać rękawice jakąś substancja żrącą, żeby oślepić Claya i w ten sposób wygrać starcie. Na nagraniach widać, że często wchodził w klincz oraz jak przystawiał rękawice do jego twarzy. W końcu mu się udało. Jedna minikropelka roztworu w oku powoduje piekielny ból.

Clay wrócił do narożnika, chciał zdjąć rękawice, a wtedy Angelo Dundee odegrał rolę swojego życia i krzyknął: "Walczysz o mistrzostwo świata! Zabieraj tyłek na ring!".

Zaczęła się piąta runda. Clay naprawdę nie widział. Szedł jakby na oślep, Dundee kazał mu uciekać. I uciekał tak przez pół rundy. Każdy inny trener dałby sobie spokój, poradziłby zawodnikowi, by się poddał. Nie wysłałby ślepego do walki. Angelo nie tracił jednak nadziei, choć wysłanie ślepca do starcia z mistrzem świata jest albo aktem wielkiej głupoty albo wielkiej odwagi.

Liston zmęczył się wtedy straszliwie. Przy takiej masie zadawanie chybionych ciosów pochłania wiele energii. Clay w końcu zaczął widzieć i poskromił Sonny'ego dzięki swojej szybkości, lewemu prostemu i odporności na zadawane ciosy. Po wygranej szalał na ringu i krzyczał do dziennikarzy: "I co teraz napiszecie? A nie mówiłem? Teraz dopiero wierzycie w moje możliwości? Trzeba było mnie słuchać".

Sonny Liston okazał się postacią tragiczną. Po utracie tytułu walczył, aby zarobić na życie. W końcu przestał radzić sobie na ringu, lecz nadal był maskotką mafiosów z Las Vegas. A potem sięgnął po narkotyki. Jego żona znalazła go w domu ze strzykawką z heroiną w ręku, nie żył od kilku dni.

Gdy Mohammed Ali oglądał po jakimś czasie swoją walkę z Listonem, do obecnego z nim dziennikarza powiedział: "Wiesz co? Szkoda, że Sonny Liston nie żyje. Chciałbym sobie z nim usiąść i pogadać, jak bokser z bokserem". Zapytany: "I co byś mu powiedział?" Odparł - "Stary, ale się ciebie bałem".

Wygrana Sonny'ego Listona zapewne oznaczałaby koniec Claya. Nie byłoby Mohammeda Alego, gdyż po walce rozeszły się wieści o związku z Elijahem Mohammedem. Pojawiał się też w towarzystwie Malcolma X. Wygrana Listona oznaczałaby, że więcej nikt nie dopuściłby Claya do walki o tytuł mistrza świata.

Wygrał starcie, a na późniejszej konferencji prasowej oświadczył, że nie jest już Cassiusem Clayem, ale Cassiusem X, tak na początek, potem został Mohammedem Alim. Nie chciał używać niewolniczego nazwiska i poprosił o rozpowszechnienie i szanowanie jego prośby. Oczywiście nie wszyscy byli na to gotowi.

Błąd, którego nie mógł już naprawić

Po walce Cassius poleciał z Malcolmem X do Nowego Jorku, do Harlemu. Pojawiły się też plotki, że Malcolm X opuszcza Naród Islamu. Malcolm X dowiedział się o ciążach kolejnych sekretarek Elijahy i poczuł się zdradzony. Jako człowiek, jako wyznawca religii, doszły do tego zarzuty moralne. Przecież ufał temu człowiekowi. Zaczął kwestionować fundamenty Narodu Islamu.

Chciał pociągnąć za sobą dwóch członków Narodu Islamu. Jednym z nich był Luis X z Bostonu, dziś znany jako Louis Farrakhan. Drugą osobą był Cassius Clay. Ale właśnie w tym momencie Elijah Mohammed go ograł, nadając Clayowi bardzo ważne imię. >>>

-----

 

Dowiedz się więcej z programu "Muhammad Ali - narodziny gwiazdy boksu" prezentowanego w sobotę 20 sierpnia o godzinie 18:00 na kanale Viasat History

 

Malcolm przez dziesięć lat był czołową postacią Narodu Islamu i zasłużył na wyróżnienie, przyznane Cassiusowi Clayowi. Dwa dni później Malcom X wystąpił z Narodu Islamu. Nie mógł uwierzyć, że Clay tam pozostał, i go zostawił.

Ali w końcu zrozumiał, że jest wielki, ważny, że ma wpływ na innych ludzi. Zdał sobie z tego sprawę w trakcie podróży po Afryce, po zdobyciu tytułu mistrza świata. Gdziekolwiek jechał, czekały na niego tłumy, ludzie przemierzali dżunglę, by przez chwilę na niego spojrzeć. Zrozumiał wówczas, że jego sława rozeszła się daleko poza granicami Kentucky, Florydy oraz USA. Reprezentował coś - sam nie wiedział, co dokładnie - ale na pewno coś ważnego, inaczej nie przyciągałby rzesz Afrykańczyków.

Jednak to Malcolm X wpadł niegdyś na pomysł, by Ali poleciał do Afryki. Jak czuł się Malcolm, stojąc pod hotelem Ambassador w Akrze, gdy Clay minął go, udając, że go nie widzi? Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byli przecież jak bracia. Malcolma zamordowano 21 lutego 1965 roku.

Gdy jakiś czas potem, odwiedziło go kilku dziennikarzy, wyciągnął z teczki zdjęcie - Ali i Malcolm X. Powiedział, że nosi je przy sobie, aby przypominało mu o strasznym błędzie, jakim było odepchnięcie Malcolma X na rozkaz Narodu Islamu. Odrzucił swojego mentora, czego potem bardzo żałował.

Jako pierwszy powiedział "Nie"

W 1966 roku ponad połowa Afroamerykanów sprzeciwiała się wojnie w Wietnamie. Ali także. Dziennikarz Robert Lipsyte opowiadał, co się stało gdy Ali dowiedział się o swoim poborze: - Dostałem zlecenie na artykuł o Alim, akurat przygotowywał się do walki. Wyszedł z domu wściekły. Zadzwonił reporter z Associated Press i spytał go, jak ocenia decyzję komisji poborowej, która zmieniła jego kategorię na 1-A, czyli że mógł zostać wezwany do wojska. Wzburzony powtarzał: "Dlaczego ja?".

Dziennikarze pytali go o Wietnam, co o tym sądzi i czy wie, gdzie leży. "Jasne, wiem, gdzie jest Wietnam. No, mniej więcej". Na pytanie czy poleci do Wietnamu zabijać członków Wietkongu odparł: "Nie mam nic przeciwko Wietkongowi". I zapadła cisza. Wszyscy zrozumieli, oprócz mnie, że właśnie mamy czołówkę. - relacjonował Lipsyte

Afroamerykanie zadawali sobie pytanie: "Dlaczego się w to wpakował? Po co mu to było?". Cassius Clay, zgłosił się do komisji poborowej w Houston. Odmówił jednak służby z powodów religijnych, co mogło kosztować go dziesięć tysięcy dolarów i pięć lat więzienia. Gdy wychodził z komisji tłum krzyczał: "Jeśli nie on, to i nie my".

Nagle okazało się, że nie wstyd bać się poboru i wyjazdu do Wietnamu. Jeśli służby odmówił sam mistrz świata wagi ciężkiej, prawdziwy twardziel? - Dlaczego ja i inne "czarnuchy" mają lecieć na drugi koniec świata i strzelać do niewinnych, brązowych ludzi, którzy niczym nam nie zaszkodzili? Powiem wprost: "Nie zgadzam się". - mówił po wyjściu z komisji.

Jednak szybko poniósł konsekwencje swojej decyzji. Komisje bokserskie są zależne od władz miejskich i stanowych. Wkrótce zawieszono jego licencję i odebrano mu tytuł mistrzowski. Religia okazała się dla niego ważniejsza niż boks.

- Niczego nie straciłem. Niczego nie żałuję, za to wiele zyskałem. Po pierwsze, pokój umysłu. Po drugie, czyste sumienie. Po trzecie, spokój z bogiem, którego właściwe imię brzmi Allach - komentował.

Cassius Clay niknął w oczach, zastępował go Mohammed Ali. Zidentyfikował się z nową tożsamością i przejął jej znaczenie. Wyrósł ponad boks. Ali stał się postacią historyczną.

On sam nie miał pojęcia, że Nelson Mandela słuchał przekazów radiowych z jego walk, przebywając w więzieniu w RPA. Nie wiedział, że wielu Afroamerykanów miało kompleks niższości wobec białych i dopiero on, mówiąc "czarne jest piękne", uleczył ich z niego. Przestali się wstydzić swojej rasy.

W końcu pokonał George'a Foremana i zdobył ponownie tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Właśnie to zwycięstwo cenił sobie najmocniej. Ale najbardziej szczęśliwy czuł się w Miami. Był młody, szybki, przystojny, niepokonany, wspaniały. Właśnie w takim Alim zakochali się Amerykanie.

-----

 

Dowiedz się więcej z programu "Muhammad Ali - narodziny gwiazdy boksu" prezentowanego w sobotę 20 sierpnia o godzinie 18:00 na kanale Viasat History

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.