Kuba Przygoński jedzie po Puchar Świata: zasada jest prosta: jak jest problem, to trzymaj gaz

- Jeżeli tylko znajdziemy się na mecie, to Puchar Świata jest nasz. Sytuacja jest dość komfortowa, ale to tylko pozory - mówi Kuba Przygoński. Zawodnik Orlen Team już w ten weekend może zdobyć Puchar Świata, drugie po Dakarze najważniejsze trofeum w rajdach terenowych.

Didier Auriol, Ari Vatanen, Jean-Louis Schlesser, Carlos Sainz, Krzysztof Hołowczyc czy Nasser Al-Attiyah - lista dotychczasowych zwycięzców Pucharu Świata w rajdach terenowych robi wrażenie. Większość z nich wcześniej lub później sięgała po dakarowe zwycięstwo. Do tego elitarnego grona w najbliższy weekend może dołączyć Kuba Przygoński.

33-latek od czterech lat stawia na ściganie się za kierownicą terenówek. Przed rokiem w Pucharze Świata był drugi, tuż za Al-Attiyahem. W tym sezonie to on za kierownicą Mini All4 Racing i pilotowany przez Tom Colsoula pędzi po tytuł. Wygrał w tym sezonie cztery rajdy, cztery razy był drugi i raz czwarty. Rajd Maroka (3–9 października) wydaje się formalnością.

***

Co musi się stać, żebyś zdobył Puchar Świata?

Kuba Przygoński: Najczarniejszy scenariusz, w którym Pucharu Świata nie zdobywam, jest taki: ja nie dojeżdżam do mety, a Rajd Maroka wygrywa Władimir Wasiljew. Jeżeli tylko znajdziemy się na mecie, to Puchar Świata jest nasz. Jeśli Rosjanin nie wygra, to też trofeum trafia w nasze ręce. Sytuacja jest dość komfortowa, ale to tylko pozory.

Wielu kierowców uważa, że jazda z takim komfortem jest piekielnie trudna i wtedy o błąd najłatwiej.

- W motorsporcie, czy to są rajdy czy wyścigi, zasada jest prosta: jak jest problem, to trzymaj gaz, bo to naprawdę ratuje. Jak się jedzie na granicy, to gaz się trzyma wciśnięty w podłogę. A gdy zaczynasz jechać wolniej, to mogą pojawić się problemy, bo nie jesteś przyzwyczajony do wolniejszego tempa. Przy jeździe na maksa, jesteś w pełni skoncentrowany, działasz automatycznie. Wolniejsze tempo może paradoksalnie oznaczać większe kłopoty. Dlatego zawsze daję z siebie wszystko. W Baja Poland mogliśmy nieco odpuścić, zdobyć mniej punktów, ale spokojnie dojechać do mety. Postanowiliśmy jechać na miarę swoich możliwości, ryzykować i to się opłaciło, bo wygraliśmy. W Maroku będziemy mieć takie samo podejście. Chcemy tam wygrać.

Rywale są zaskoczeni Twoją tegoroczną formą?

- Nie wszyscy uczestnicy Dakaru jadą w Pucharze Świata, ale wielu z nich jest zdziwionych naszym tempem. Nani Roma się o tym przekonał na własnej skórze, Krzysztof Hołowczyc, który ostatnio mniej jeździ, ale zawsze był piekielnie szybki, zobaczył, że jesteśmy w superformie. Nasi rywale widzą, że jesteśmy „wjeżdżeni” w samochód i trudno nas pokonać.

Kuba PrzygońskiKuba Przygoński Jakub Fruhauf

Mówisz, że część kierowców z Dakaru nie startuje w Pucharze Świata. Wniosek jest taki, że wygrać tam łatwiej.

- To na pewno nie jest nic prostego. Dziewięć dotychczasowych startów to około siedem tysięcy kilometrów, więc naprawdę trzeba włożyć sporo pracy. A przed sobą mamy jeszcze Rajd Maroka, czyli dodatkowe 1,5 tys. km odcinków specjalnych. To jest spore wyzwanie i dla zawodników, i dla samochodów. A mnie cieszy zbieranie doświadczeń i ciągłe doskonalenie. Z rajdu na rajd jesteśmy szybsi, pod względem tempa weszliśmy poziom wyżej. Idealnym punktem odniesienia jest dla nas Nani Roma, czyli dwukrotny zwycięzca Dakaru. Przed rokiem nie byliśmy w stanie go dogonić, teraz to on był za nami. To nam pokazuje, jak się rozwijamy.

Skąd wzięła się ta prędkość?

- Prędkość idzie w parze z doświadczeniem. Przez wiele lat jeździłem na motocyklu, ale od czterech lat jeżdżę już tylko samochodem. Za kierownicą wciąż jestem jeszcze młodzieńcem, więc każdy przejechany rajd dodaje mi mnóstwo doświadczenia. A to przekłada się na to, że jeżdżę jeszcze szybciej, bo czuję się pewniej, lepiej odczytuje charakterystykę dróg, wiem, jak zachowa się auto na danej nawierzchni. Cieszy mnie ten rozwó.

Dakar kojarzy się z dwutygodniową harówką. W Pucharze Świata nie ma jednego takiego rajdu, ale wymagana jest chyba większa uniwersalność.

- Dokładnie. Sezon jest bardzo wymagający. Puchar Świata można podzielić na pół - część to są starty pustynne w takich miejscach jak Abu Zabi, Katar, Kazachstan i Maroko, gdzie rajd trwa sześć dni, a druga część to krótkie zawody baja, czyli takie ściganie bardziej jak w rajdach WRC na trasach w Polsce, Hiszpanii, na Węgrzech i we Włoszech, gdzie najważniejsza są prędkość i tempo. Na pustyni mniej się ryzykuje, a w rajdach baja jedziemy ekstremalnie szybko, bo trasę znamy i jesteśmy w stanie więcej ryzykować.

A Ty gdzie się czujesz lepiej?

- Na pustyni jestem w świetnej formie, ale coraz lepiej rozumiem rajdy baja, gdzie przejeżdża się dwa czy trzy okrążenia jednej pętli i to pozwala bardzo szybko rozwijać jeszcze większą prędkość.

Rajd Polski. Griazin ze zwycięstwem, a Grzyb z tytułem

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.