52. Rajd Dolnośląski. Trzecia runda HRSMP oczami debiutanta

W ostatni weekend na terenie Kotliny Kłodzkiej odbył się 52. Rajd Dolnośląski, który obok rundy RSMP, był także okazją do rywalizacji w ramach HRSMP, czyli Historycznych Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. O debiucie w imprezie tej rangi rozmawiamy z Michałem Horodeńskim, kierowcą historycznej Celiki GT4 i liderem zespołu Toyota Team Classic.

Michał Owczarek: Debiut z pomiarem czasu w takiej imprezie, to skok na głęboką wodę. Jak Ci się podobało?

Michał Horodeński: Z jednej strony to trudny debiut, ale z drugiej poprzedzony długimi przygotowaniami. Sama impreza była kapitalna. Szybkie i techniczne OSy, długie dojazdówki, harmonogram napięty co do minuty i fantastyczna atmosfera, gdziekolwiek się pojawialiśmy. Do tego idealna pogoda i warunki na trasach. Wszystko na piątkę.

Mówisz, że długo się przygotowywałeś do startu, ale Ty nie masz za sobą dużego bagażu doświadczeń rajdowych. Więc jak to robiłeś?

- Tak, zgadza się. Mam krótki staż jeśli chodzi o rajdy samochodowe. Moje zainteresowanie tego typu imprezami zaczęło się właściwie od zawodów typu track day. Kilka lat temu postanowiłem spróbować swoich sił w samochodzie sportowym. Wcześniej długo jeździłem terenówkami, w rajdach przeprawowych, turystycznych, a także w dwóch rajdach cross country. Potem jednak była przerwa i powrót, ale już na tor i z Celiką, a nie Land Cruiserem.

Bardzo spodobała mi się formuła track day. Mogłem startować cywilnym autem, trasy były bezpiecznie, ludzie bardzo sympatyczni. Ale znowu nastąpiła przerwa z powodu zobowiązań zawodowych.Do kolejnego powrotu do motorsportu przygotowałem się już sumiennie. Zbudowałem amatorski zespół złożony z siedmiu kierowców i czterech samochodów Toyota Celica 6. generacji. W takim składzie zaliczyłem cały sezon zawodów i zacząłem myśleć o kolejnym poziomie, czyli budowie rajdowej Celiki GT4, kultowego auta z lat 90. Samo przygotowanie samochodu zajęło kilka miesięcy, ale rok temu pod koniec zimy rozpocząłem treningi. Ponownie skupiłem się na track days, ale zacząłem regularnie trenować na torze w Słomczynie. W październiku 2017 roku pojechałem jak „zerówka” na Rajdzie Grodzkim, który wtedy był ostatnią rundą HRSMP i wciągnęło mnie kompletnie. W grudniu pojawiłem się na warszawskiej Barbórce, a później zdałem kurs na licencję RN. W kwietniu tego rozpocząłem sezon podczas pierwszej rundy HRSMP w Wieliczce, by zdobyć pełną licencję R i byłem gotowy do walki. Odpuściłem rajd w Świdnicy, by dopracować szczegóły i oto znalazłem się w Zieleńcu w parku serwisowym gotowy do rywalizacji.

Brzmi dynamicznie, ale logicznie. Pominąłeś w swojej drodze starty w KJS-sach i od razu wybrałeś mistrzostwa Polski. Nie za duży skrót?

- Mistrzostwa Polski, ale samochodami historycznymi. To nieco inne zawody niż RSMP. Owszem w tym roku większość rund HRSMP pokrywa się z RSMP, jednak cała nasza grupa zawodników to osoby, które traktują rywalizację jako hobby. Nie jesteśmy zawodowymi kierowcami rajdowymi, chociaż do zawodów podchodzimy jak najbardziej profesjonalnie. Jednak każdy z nas, w poniedziałek po rajdzie, wraca do swoich obowiązków. Nie możemy pozwolić sobie na dłuższą absencję z powodu jakiegoś groźnego zdarzenia. Poza tym, to nasze prywatne auta i mocne wypadnięcie z trasy może wyeliminować nas z dalszej rywalizacji. Dlatego tak ważna jest meta, a nie jazda poza limitem. Stąd też bierze się niesamowita atmosfera pomiędzy zawodnikami. Startuje nas 30 i każdy z nas chce, by taka sama liczba załóg była na mecie. Oczywiście zdarzają się awarie, w końcu to auta historyczne, czy nawet wypadki. Wtedy każdy to mocno przeżywa. Jednocześnie na mecie wszyscy cieszymy się, że udało się dotrzeć do końca, gratulujemy sobie nawzajem osiągniętych wyników. To jest niesamowite i to mi się bardzo podoba. Szczególnie na mecie tak trudnego dla nas rajdu, jak Dolnośląski.

HRSMP mocno wbija się w rajdowy krajobraz. Jak Twoim zdaniem może się to rozwijać?

- Mam nadzieję, że zainteresowanie tym cyklem będzie coraz większe. Zawody podzielone są na 6 grup ze względu na roczniki aut, więc każdy może się ścigać z kolegami w samochodach o podobnej charakterystyce. Nie ma oficjalnej klasyfikacji generalnej, choć oczywiście między sobą o tym dyskutujemy i wiemy, kto wygrał rajd. Jednak to jest klasyfikacja dżentelmeńska.

Tych samochodów z najstarszych grup będzie coraz mniej, ze względu na rzadkość występowania i ochronę przed zniszczeniami. Dlatego spodziewam się, najbardziej rozwinie się grupa 5 i 6, czyli aktualnych youngtimerów, których bardzo dużo jeździ w track day’ach. A to jest naturalne środowisko, z którego powinien być przepływ do HRSMP.

A czy przeskok finansowy z KJS-ów czy track day’ów nie jest zbyt duży? Motorsport kojarzy się z dużymi pieniędzmi. Czy starty w HRSMP są bardziej dostępne?

- Zmiana z imprez typu KJS czy track day do HRSMP to oczywiście także zmiana budżetowa. Po pierwsze trzeba perfekcyjnie przygotować samochód pod względem technicznym. Zarówno pod regulamin, ale i pod trudy rajdów. Wszelkie oszczędności i tak wyjdą później. Wzrasta też koszt samego udziału w imprezie: wpisowe, obsługa serwisowa, przejechany dystans, czyli na końcu koszty paliwa, certyfikowany strój. Motorsport to nie jest tani sport, dlatego tak ważna jest oprawa medialna - ogólna imprezy czy cyklu imprez, ale także indywidualna zawodnika lub zespołu. Sponsorzy nie pomogą nam "na ładne oczy". Za pieniędzmi muszą pójść profity i o to należy odpowiednio zadbać oraz wykonać. Inaczej pozostanie tylko płacz... niedofinansowanego zawodnika.

Czy połączenie RSMP i HRSMP ma sens? To nie są dwa różne światy?

- Trudno mi oceniać to po jednym starcie, ale z mojego zawodowego punktu widzenia jako PR-owca, HRSMP może być medialną dźwignią dla cyklu RSMP. Widziałem, jak kibice reagują na nasze auta w parku serwisowym, na komasacji czy na starcie odcinków. Wielu pasjonatów pamięta te samochody, jak one królowały na OSach 20-30 lat temu. Teraz z sentymentem patrzą na ich zmagania z czasem. Obecne samochody rajdowe są bardzo podobne do siebie, przeważnie różnią się sponsorskim malowaniem. A HRSMP mamy podczas jednego rajdu do czynienia z motoryzacją z dwóch czy trzech dekad na raz. To wzbudza duże, pozytywne emocje, a także zainteresowanie mediów. Dodatkowo w Polsce można zaobserwować wielki boom na tzw. „klasyki”, co tylko dobrze wróży naszemu cyklowi.

Czego zatem życzyć debiutantowi?

- Myślę, że rozwagi w zdobywaniu kolejnych doświadczeń i niezawodnego auta. Bez tego trudno być na mecie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.