Rajd Dakar. Polska będzie dakarową potęgą? To bardzo prawdopodobne...

Nasi zawodnicy w ciągu kilku najbliższych lat są w stanie wygrać trzy najważniejsze kategorie w Rajdzie Dakar - motocyklową, samochodową i quadową.

Brakuje nam tylko odpowiedniego sprzętu i odrobiny szczęścia. O pierwsze można zadbać samemu, drugie w końcu samo przyjdzie.

Analizując tegoroczne czasy naszych najlepszych dakarowców na trasach w Argentynie i Chile, można z czystym sumieniem stwierdzić, że należą do ścisłej czołówki. Do tych z absolutnego czuba brakuje im tylko odrobiny szczęścia (Rafał Sonik) bądź konkurencyjnych maszyn (Krzysztof Hołowczyc i Jakub Przygoński).

- To są nasze marzenia, myślę że każdy powinien marzyć o szczycie, ja zawsze mówię, że chciałbym ten rajd wygrać. Kuba jest perełką naszego zespołu. Między ósmym a pierwszym miejscem jest jeszcze trochę roboty, ale on ma potencjał. Rafał Sonik mógł natomiast wygrać ten rajd już w tym roku - mówi specjalnie dla Sport.pl Krzysztof Hołowczyc, który do momentu defektu zajmował szóste miejsce.

Hołowczyc do wygranej potrzebuje tylko jednej rzeczy - mocniejszego auta. Swojego słabego i zacofanego Nissana Navarę w tym roku cały czas utrzymywał w czołówce. Gdyby nie pechowe zderzenie z wydmą, dojechałby pewnie jedynie za potwornie mocnymi Volkswagenami i BMW, nad których rozwojem pracuje przez cały rok sztab inżynierów.

Dostanie się do mistrzowskiego zespołu Volkswagena jest niemożliwe, rozmowy z ekipą X-raid, która przygotowuje BMW to już coś realnego, tym bardziej, że za Polakiem stoi budżet dużego koncernu naftowego. Sam kierowca wspominał zaraz po rajdzie, że ma kontakt z Toyotą, podobno nawet centrala koncernu chce wspierać "Hołka" w Dakarze. Japończycy mogliby przygotować dla Polaka maszynę z wysokoprężnym silnikiem, czyli coś o czym marzył kierowca w benzynowej terenówce mijany gdzieś wysoko w Andach.

Przygoński ma natomiast coś czego brakuje innym polskim motocyklistom dakarowym - jest młody i dopiero w zeszłym roku debiutował w legendarnym rajdzie. 25-latek jeździ szybko i - co chyba ważniejsze - nawiguje lepiej niż wielokrotni uczestnicy Dakaru.

Tegoroczna edycja była przejściową pod względem przepisów, a Przygoński jechał motocyklem o większej pojemności silnika, ale ze zwężką obniżającą moc. To wyhamowywało maszynę i tak przecież cięższą od pozostałych. W przyszłym roku wszyscy pojadą na takich samym sprzęcie. Przygoński jest chyba największym talentem na świecie. W następnym Dakarze może już ścigać się o podium.

Trzeciej gwieździe czyli Sonikowi w tym roku zabrakło już tylko szczęścia. Wygrał dwa etapy. Jednego zwycięstwa pozbawili go sędziowie nakładając karę, drugie było tylko pokazaniem siły. Polak miał doskonałego quada (przygotowany przez legendarnego zwycięzcę pięciu Dakarów i genialnego konstruktora Josefa Machacka), ale też pecha. Sędziowie wlepili mu jeszcze później godzinę kary, a sam stracił ponad dwie z powodu "chrzczonego" paliwa i defektu koła.

Do rewelacyjnych braci Patronellich (zajęli pierwsze dwa miejsca w quadach) jeszcze mu sporo brakuje, ale jechał pewniej i szybciej niż w edycji 2009, choć wtedy wskoczył na podium. W tym roku o losach zdecydowały początkowe etapy, gdyby przejechał je bez przygód, to kto wie...

Jeśli wszystkie klocki ułożą się pewnego razu odpowiednio, to obudzimy się w połowie stycznia (tradycyjny termin zakończenia Dakaru) jako kraj mający najlepszych zawodników w trzech z czterech klasyfikacji. Rosyjskich ciężarówek jednak żaden Polak nigdy nie pokona.

Wyniki naszej wielkiej trójki na Dakarze 2010:

Wszystko o Rajdzie Dakar - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA