Rajd Dakar: sensacyjne rozstrzygnięcia

Czwartkowy etap rajdu Dakar został znacząco skrócony (do 178 km) z powodu ogromnych trudności, jakie spotkały zawodników na etapie piątym i wydawało się, że będzie miał niewielki wpływ na losy walczących o zwycięstwo. Nic bardziej mylnego!

Dakar: Kierowcy uciekali z płonących aut ?

Sprinterski oes nieoczekiwanie wyeliminował z walki dwóch wielkich faworytów - dotychczasowego lidera Nassera Al-Attiyaha oraz triumfatora z roku 2006 - Luca Alphanda. Niepodzielne rządy objął team Volkswagena.

- Z powodu przegrzewającego się silnika nie mogliśmy jechać przez wydmy - wyjaśniał na mecie Nasser Al-Attiyah, który długo widniał w klasyfikacji jako zwycięzca oesu. - Temperatura wzrastała do 120 stopni. Wolałem więc nie ryzykować i objechać wydmy. W efekcie ominęliśmy waypoint zlokalizowany przed CP1.

Regulamin Dakaru jest w tej kwestii restrykcyjny - za skrócenie trasy zawodnik otrzymuje dyskwalifikację. Al-Attiyah pod koniec dnia zniknął z list, ale z pewnością będzie się jeszcze odwoływał, tyle że niewielu mu daje szanse powodzenia. Dla zdobywcy Pucharu Świata FIA 2008 to prawdziwa klęska.

Drugą sensacyjną wiadomością z szóstego etapu była decyzja o wycofaniu się z dalszej jazdy jednego z głównych faworytów, kierowcy Mitsubishi Racing Lancera - Luca Alphanda. Francuz na początku etapu zakopał się na błotnistym odcinku i długo wraz ze swoim pilotem Gillesem Picardem walczył o uwolnienie się z pułapki. Ogromny wysiłek spowodował zasłabnięcie 54-letniego pilota, który został odtransportowany helikopterem do szpitala, gdzie okazało się, że na szczęście nic poważnego mu nie dolega. Dla zespołu Mitsubishi to jednak już kolejne poważne osłabienie. Przypomnijmy, że po I etapie z zawodów wycofał się Hiroshi Masuoka.

Korzystając z kłopotów rywali, na prowadzenie w rajdzie wyszedł team Volkswagena. Nowym liderem został Giniel de Villiers, który jest jednym z najrówniej jadących kierowców w "Dakarze". - Najważniejsze w tym rajdzie to dojeżdżać do mety każdego etapu i unikać problemów - wyjaśniał tajemnicę swojego sukcesu kierowca z RPA. - Póki co nasze Touaregi spisują się dobrze i nie mieliśmy z nimi większych kłopotów. Przed nami jednak jeszcze tydzień walki, dlatego nie możemy zwalniać tempa i musimy dbać o ich niezawodność.

Kolejne dwa miejsca za De Villiersem zajmują Carlos Sainz (+07.39) i Mark Miller (+17.51). Dopiero czwartą i piątą lokatę okupują kierowcy Mitsubishi - Nani Roma (+31.18) i Stephane Peterhansel (+34.27). Na doskonałą siódmą pozycję awansował Krzysztof Hołowczyc, który na czwartkowym etapie był szósty! - Dobrze nam się jechało na wydmach, bo spuściliśmy z kół trochę powietrza - mówił na mecie polski kierowca. - Po zjechaniu z wydm, dopompowaliśmy koła i byliśmy bardzo szybcy. Cieszymy się, że awansowaliśmy w klasyfikacji generalnej. Oby tak dalej!

W klasie motocykli wypadki były dużo mniej dramatyczne. Etap wygrał Cyril Despres przed Markiem Coma, który wciąż jest liderem. Kłopoty nawigacyjne sprawiły, że drugi w klasyfikacji Jonah Street traci obecnie do niego już ponad 40 minut. Zwycięzca z 2007 roku, Despres, awansował na siódmą lokatę, po kilku bardzo pechowych dla niego etapach. - Nareszcie! - radował się na mecie. - Dwa dobre dni w moim wykonaniu. Trzeba się cieszyć, bo w tym roku idzie mi jak po grudzie. Na początku etapu byłem zaskoczony, bo piasek, po którym wczoraj jechaliśmy był koloru jasnoszarego, a tu nagle stał się dużo ciemniejszy. Spowodował to deszcz, który spadł nad ranem.

Deszcz okazał się sprzymierzeńcem zawodników - wydmy były dużo twardsze i koła pojazdów nie zapadały się w piasku. Później jednak wiele maszyn, w tym często ciężarówki, miały problemy z przedostaniem się przez błotne odcinki.

Do szóstego etapu niestety nie wystartował Marek Dąbrowski,który dzień wcześniej po heroicznej walce dotarł do mety ze stratą ponad pięciu godzin do lidera. Polak od pewnego czasu zmagał się z kontuzją ręki i nie był już w stanie kontynuować jazdy. Z etapu na etap rozkręca się Jakub Przygoński, który w czwartek zajął 13. miejsce, a w "generalce" jest 14. - Etap zaczął się dwie i pół godziny później; był skrócony przez organizatora, ponieważ, gdy o siódmej pojawiliśmy się na starcie odcinka, to zjeżdżali jeszcze zawodnicy z poprzedniego dnia - mówił na mecie. - Tamten etap był tak ciężki, że mnóstwo załóg zostało na trasie przez 25 godzin. Gdy ruszyłem, na wydmach zobaczyłem dwie zakopane ciężarówki, a jedną wywróconą. Końcówka odcinka była bardzo szybka, na wydmach podgoniłem. Jechałem tak, żeby dużo nie stracić i jestem na mecie.

Słabiej radził sobie Jacek Czachor, który był 27., ale w klasyfikacji wciąż zajmuje miejsce tuż za Przygońskim. Krzysztof Jarmuż finiszował na 45. miejscu i spadł na 37. pozycję.

W kategorii quadów szósty etap zwyciężył Czech Josef Machacek. Ósmy czas na mecie osiągnął Rafał Sonik ze stosunkowo niewielką stratą, dzięki czemu zachował 4. miejsce w "generalce" Do lidera Joana Manuela Gonzaleza dzielą go już jednak ponad trzy godziny.

Podobnie jak na piątym etapie, w kategorii ciężarówek znów triumfowały Kamazy z tą różnią, że zwycięzcą został Vladimir Chagin, który o 20 sekund wyprzedził Firdausa Kabirova. Trzecie miejsce znów zajął Gerard De Rooy, który stracił jednak ponad 25 minut. Wywróciło to klasyfikację ciężarówek do góry nogami. Nowym liderem został Kabirov, drugie miejsce zajmuje Chagin, a De Rooy spadł na miejsce trzecie.

W piątek na zawodników czeka 419-kilometrowy odcinek z argentyńskiej Mendozy do Valparaiso w Chile. Znów bardzo trudny - pod koniec dnia zawodnicy będą musieli wspiąć się na wysokość aż 3100 m n.p.m.! Później czeka ich jednak nagroda. Całą sobotę będą mogli odpoczywać!

Więcej off-roadowych informacji na TERENOWO.PL ?

Copyright © Agora SA