Zwycięzcy są na mecie - wywiad z Aleksandrem Sachanbińskim, kierowcą zespołu Terratrek

Arek Kwiecień: Na początku pytanie najprostsze, a może najtrudniejsze... Dlaczego Dakar?

Aleksander Sachanbiński: Dakar zawsze był naszym celem - od kiedy tylko zaczęliśmy startować w rajdach cross-country. Tak jak alpiniści mają swój Everest, tak chyba wszyscy off-roaderzy marzą o Dakarze - najdłuższym i najtrudniejszym rajdzie terenowym na świecie.

Taką opinię Dakar miał, gdy odbywał się w Afryce. Jak sądzisz, czy nie zaszkodzi mu zmiana miejsca? To będzie nadal ten sam Dakar?

Myślę, że nie będzie dużej różnicy. Oczywiście nie jestem ekspertem w tym temacie, ponieważ miałem okazję "posmakować" nieco Dakaru tylko podczas ubiegłorocznych badań technicznych w Lizbonie, po których rajd niestety został odwołany, ale z tego, co zdążyłem już doświadczyć, widzę, że atmosfera jest dokładnie taka sama. W edycji 2009 startują te same teamy, ci sami ludzie, co wcześniej. Podczas badań technicznych i odprawy naszego Tomcata w La Havre, czuliśmy już posmak tej legendarnej imprezy. Wszyscy byli dla nas niezwykle przyjaźni, pomoc zaoferował nam na przykład team Volkswagena. Zakładam więc, że atmosfera, rywalizacja, zawodnicy, ogromny trud i wyzwanie, jakie nas czeka, będą dokładnie takie same jak w "afrykańskim" Dakarze.

Ale fakty są faktami. Zamiast mauretańskich wydm czeka na Was groźna Atacama... Czego spodziewasz się po południowoamerykańskim kontynencie?

Jedno jest pewne - nikt ze startujących zawodników nie wie, co go czeka. Niewielu z nas miało okazję zakosztować tras w Argentynie czy Chile (pomijam oczywiście zawodników fabrycznych, którzy zapewne wszystko mają już rozpracowane do najdrobniejszego szczegółu...). Uważam, że im byłoby gorzej, tym byłoby dla nas korzystniej - myślę tu o moim doświadczeniu zdobytym w off-roadzie przeprawowym. Zapewne nie będzie aż tak dużo piasku jak w Afryce, czego nawet żałuję - przed paroma miesiącami zakosztowałem prawdziwych wydm podczas rajdu Erg Oriental w Tunezji i nie miałbym nic przeciwko dalszym żeglugom w morzu piasku. Ale na pewno w Ameryce nie zabraknie dla nas innych atrakcji. Jest ogromna Atacama, wspaniałe góry - tam naprawdę jest gdzie jeździć!

W Afryce decydujące były etapu mauretańskie. Wielosetkilometrowe maratony przez pustynię, bez możliwości serwisu, zawodnicy zdani byli tylko na siebie...

W Ameryce czekają nas podobne wyzwania. Większość trasy pokonujemy samotnie, bez kontaktu z naszą ciężarówką assistance, która jedzie zupełnie inną drogą. Odpowiednikiem mauretańskich etapów będą na pewno dni spędzone właśnie na Atacamie. Czeka na nas tam między innymi 600-kilometrowy oes. Wtedy z pewnością wiele rzeczy się rozstrzygnie.

Czy uważasz, że jesteście odpowiednio przygotowani? Macie wystarczająco dużo części, ekwipunku, wiedzy?

Mam nadzieję, że tak. Staraliśmy się myśleć o wszystkim, teraz gdy auto już dopływa do brzegów Argentyny niewiele już możemy zrobić. Ze spokojem czekam na wylot samolotu. Na rajd przygotowaliśmy zupełnie nowe auto, zbudowane od zera, do zaprojektowania którego wykorzystaliśmy całą naszą wiedzę. Sądzę, że nie powinno nas w niczym zaskoczyć. Mamy mnóstwo części zamiennych, które upakowaliśmy na naszą ciężarówkę. Staraliśmy się zabrać zamienniki niemal wszystkich elementów samochodu, ale na przykład zapasowych mostów mamy aż trzy komplety.

Jesteś jednym z tych nieuleczalnych miłośników marki Land Rover, od których aż się roi w polskim off-roadzie? W Dakarze sukcesy odnoszą raczej Mitsubishi, Volkswageny, BMW... Nie myślałeś o innym samochodzie?

Tak, chyba można mnie uznać za jednego z tych maniaków, co to nie uznają innych terenówek oprócz Land Roverów (śmiech)... Ale staram się być również realistą i przed rozpoczęciem budowy auta - nie ukrywam - rozglądałem się również za innymi opcjami. Land Rover - a konkretnie Tomcat - zwyciężył jako rajdówka najtańsza, najprostsza konstrukcyjnie, najlepiej nam znana, z bogatym, łatwo dostępnym zapleczem części zamiennych (Land Serwis). Szukając innych rozwiązań, natrafiłem miedzy innymi na ofertę McRae Enduro. Ceny, jakie jednak oferują takie warsztaty, są kosmiczne. Kupno gołego auta, nawet bez apteczki, to 180 tysięcy Euro! Budowa własnego auta była znacznie tańsza.

Zapomniałeś dodać, że Tomcatem startujesz już od blisko dwóch lat...

Zgadza się - od czasów mojego pierwszego rajdu typu cross-country - Drezno-Wrocław 2007 - jeżdżę Tomcatem, ale nieco inaczej zbudowanym, dostosowanym do cięższego terenu. Na Dakar przygotowaliśmy zupełnie nowe auto. Jego budowa rozpoczęła się w pierwszej połowie 2008 roku, a zakończyła się oficjalnie odbiorem technicznym w PZMocie na początku listopada. Mogę się pochwalić, że gdy sędziowie zobaczyli naszą rajdówkę jeszcze przed założeniem karoserii, usłyszeliśmy od nich wiele komplementów. Nasze auto ich zdaniem mogłoby służyć jako wzór profesjonalnie zbudowanej "T-jedynki".

A czy podobnego zdania byli - znani z braku pobłażliwości - sędziowie "Dakaru"?

Nie zgłosili żadnych zastrzeżeń! Na badania jechałem bardzo spokojny, będąc pewnym, że naszą pracę wykonaliśmy dobrze, w zgodzie z regulaminem. Oględziny były szczegółowe, ale nie wykazały żadnych uchybień. Niezmiernie nas to ucieszyło, tym bardziej że 100% pracy nad samochodem wykonał nasz zespół Terratrek. Sami zmodyfikowaliśmy konstrukcję oryginalnego Tomcata, wydłużając rozstaw osi do 110 cali (było to konieczne, aby zmieścić 300-litrowy zbiornik paliwa), wstawiając nowy silnik z Anglii, montując lepsze zawieszenie... Pieczątka przybita przez dakarowych sędziów była dla nas niczym piątka na świadectwie.

Chyba za wcześnie o to pytać, ale czy myślałeś już, co PO Dakarze? Jakie masz plany na rok 2009?

Wstępne założenia już mamy. Chciałbym wystartować w pełnym cyklu Międzynarodowego Pucharu FIA w rajdach cross-country. Myślę również o Drezno-Wrocław, a także - gdyby Dakar nie zamierzał powrócić do Afryki - o jednym z tamtejszych maratonów, takich jak Erg Oriental.

Ostatnie pytanie - czego spodziewasz się po Dakarze 2009? Co czujesz? Ciekawość, posmak adrenaliny, strach?

Moje założenie to jechać swoje, ale tak aby dojechać do mety. Bo tylko na mecie są zwycięzcy. Nie zamierzamy odpuszczać i jechać "taś-tasiem". Mamy naprawdę szybkie auto, o sporych możliwościach, w którym znamy każdą śrubkę, Biga jest świetnym pilotem, razem tworzymy chyba niezły duet; jeśli nic nie zawiedzie, mam nadzieję, że powalczymy o pierwszą "pięćdziesiątkę". Oczywiście boję się - własnej słabości, być może braku wystarczających umiejętności, zmęczenia, odmiennego klimatu. Ale na pewno będziemy walczyć. Może sami ze sobą. Byle dojechać do mety.

Więcej off-roadowych informacji na TERENOWO.PL ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.