Formuła Berniego

- Nie mogę już narzucać swoich warunków, bo mamy, niestety, demokrację. W dawnych czasach Formułą 1 kierowało się po dyktatorsku - mówi Bernie Ecclestone, który niebezpieczne wyścigi dla zapaleńców zmienił w show dla setek milionów ludzi

Pociąg zatrzymał się na moście w osadzie Ledburn. Gang Bruce'a Reynoldsa w 30 minut ukradł 124 paczki z pieniędzmi, w sumie 2,6 mln funtów. Są tacy, którzy twierdzą, że w 15-osobowej grupie złodziei był Bernard Charles Ecclestone, 33-letni wówczas syn rybaka, były pracownik gazowni, diler używanych części do motocykli.

Włączanie Ecclestone'a w poczet rabusiów, którzy w sierpniu 1963 roku dokonali napadu stulecia, to oczywiście żart, ale sposób, w jaki Brytyjczyk przejął kontrolę nad Formułą 1, zamieniając ją w superdochodowy prywatny folwark, jest równie zagadkowy jak wspomniany skok na pociąg. "W życiu Berniego Ecclestone'a jest więcej zakrętów i zwrotów niż w Grand Prix Monako" - napisał kiedyś "Times". I miał rację.

80-letni obecnie Ecclestone ma 159 cm wzrostu, fortunę w wysokości 1,5 mld funtów, domy na Korsyce, Riwierze francuskiej i w Gstaad, kilka jachtów, dwa samoloty, piłkarski Queens Park Rangers, dwie córki, młodszą o 49 lat dziewczynę, brazylijską modelkę Fabianę Flosi, fryzurę w stylu Andy'ego Warhola, od 11 lat by-passy na sercu, a od 30 - niemal nieograniczony wpływ na Formułę 1.

Czego nie ma? Żony, chorwackiej modelki Slavicy Radić, z którą rozwiódł się w marcu 2009 roku. To rozstanie to jedyne, czego Ecclestone chyba żałuje. - Moje życie było bardzo, bardzo, bardzo aktywne i nie zmieniłbym w nim niczego. I nie chciałbym mieć znowu 21 lat - mówi.

11-letni biznesmen

Urodził się w małej wiosce we wschodniej Anglii, ale dorastał na przedmieściach Londynu w czasie drugiej wojny światowej. Wojenna zawierucha sprzyjała obrotnym cwaniakom, a takim mały Ecclestone być musiał: - Zawsze byłem niski, więc wyśmiewany. To nauczyło mnie odruchów obronnych i rywalizacji - wspominał po latach.

Jako 11-letni chłopak sprzedawał wieczne pióra, rowery, wszystko, na co był popyt. W wieku 16 lat szkołę zamienił na pracę w gazowni, choć uczył się jeszcze zaocznie. Tuż po wojnie założył z przyjacielem firmę Compton & Ecclestone i zaczął na szerszą skalę sprzedawać części do motocykli. Do motoryzacji ciągnęło go zawsze.

Na przełomie lat 40. i 50. Ecclestone startował w wyścigach Formuły 3, ale karierę przerwał wypadek. Legenda brytyjskich wyścigów Stirling Moss po latach oceniał: - Bernie nie był ani dobrym, ani złym kierowcą. Był za to świetnym biznesmenem.

W 1957 roku, po kilkuletnich inwestycjach w nieruchomości, wzmocnił się finansowo i wrócił do wyścigów - już do Formuły 1 - jako właściciel zespołu Connaught i menedżer kierowców. W wieku 38 lat wziął nawet udział w dwóch Grand Prix - w Monako zakwalifikował się do wyścigu, ale ostatecznie nie wystartował, podobnie było w Grand Prix Wielkiej Brytanii na Silverstone.

Jako menedżer miał traumatyczne przeżycia - dwóch jego kierowców zginęło w wypadkach. Tym drugim był Austriak Jochen Rindt, który w 1970 roku został pośmiertnie mistrzem świata. Rok później Bernie kupił za 120 tys. dolarów zespół Brabham. Wtedy zaczęła się kariera człowieka, o którym dzisiaj mówimy "szef Formuły 1".

Budowa imperium

Brabham Ecclestone'a wprowadzał nowinki techniczne, zatrudniał m.in. Nikiego Laudę i Nelsona Piqueta, za sprawą tego drugiego zdobył dwa tytuły mistrzowskie - w 1981 i 1983 roku, ale dla Berniego wyścigowa ekipa pod koniec lat 70. była już tylko dodatkiem. Ecclestone patrzył dalej niż na kolejny wyścig - na horyzoncie widział władzę i miliony.

Formuła 1 lat 70. była niebezpiecznym sportem dla zapaleńców - właściciele zespołów często ledwo wiązali koniec z końcem, kierowcy ginęli podczas wyścigów, transmisje telewizyjne zdarzały się rzadko. Szefowie zespołów nie mieli głowy do zajmowania się regulaminami, promocją i przeciąganiem liny z Międzynarodową Federacją Samochodową (FIA).

Londyński cwaniak Ecclestone łatwo zyskał ich poparcie i w 1978 roku został szefem związku zespołów. Rosnące koszty startów spowodowały wzrost napięcia między zespołami a federacją, ale na początku lat 80. Bernie wynegocjował satysfakcjonujący podział zysków z transmisji telewizyjnych: 47 proc. dostawały zespoły, 30 proc. - FIA, a 23 proc...

Jak to kto? Bernie! Ecclestone zakładał firmy, firmy-córki i firmy-siostrzenice, które część pieniędzy oddawały zespołom w formie nagród, ale duża część z kontraktów telewizyjnych zostawała w kieszeni rosnącego w siłę właściciela Brabhama. Na dodatek zespoły - w praktyce Ecclestone - zyskały przywilej negocjowania kontraktów telewizyjnych, które rosły w oka mgnieniu, nie mówiąc już o wpływach od promotorów Grand Prix - ci za prawo organizacji płacili bezpośrednio firmom Ecclestone'a.

Chętnych do płacenia nie brakowało, a wpływy rosły, bo Bernie wprowadził do Formuły 1 profesjonalizm. Ekipy podpisywały kontrakty i nie mogły wycofywać się z wyścigów, które rozjeżdżały się po całym świecie, stając się doskonałym kąskiem dla sponsorów szukających reklamy. Roczny cykl Formuły 1 zahaczał o coraz więcej kontynentów, podczas gdy igrzyska czy piłkarski mundial uderzały mocno, ale tylko raz na cztery lata.

Umowa na 100 lat

W latach 90. i na przełomie wieku koło fortuny zakręciło się ze zdwojoną siłą - rozwój telewizji, globalny marketing, rosnąca popularność wyścigów, rywalizacje wielkich osobowości, a także - co istotne - były doradca Berniego Max Mosley w roli szefa FIA wzbogaciły Ecclestone'a w oszałamiającym tempie. 5 mln dolarów, za które sprzedał w 1988 roku Brabhama, było jak kieszonkowe.

W dzikich czasach Formuły 1 Bernie czuł się doskonale. - Wyścigami kierowało się wtedy po dyktatorsku, teraz mamy, niestety, demokrację - mówił niedawno Ecclestone. Lord Alexander Hesketh, który miał w latach 70. swój zespół, wspominał: - Bernie wchodził na spotkanie i mówił: "Robimy tak, tak i tak". "No dobra, Bernie, niech będzie" - odpowiadała reszta.

Bernie rządził po swojemu - nad kontrakty przekładał uścisk dłoni, potrafił zmieniać zdanie, ale kiedy zamiast przedłużać kontrakt z BBC za 7 mln funtów na pięć lat, podpisywał dziesięciokrotnie wyższą umowę z ITV, nikt nie narzekał.

Wszystko przebiła jednak transakcja z 2000 roku, kiedy Ecclestone przejął pełnię praw komercyjnych do Formuły 1 na - uwaga! - 100 lat. Zapłacił za nie 360 mln dol. Zaledwie 3,6 mln za rok

Ecclestone nigdy nie ukrywał, że podziwiał rządzących silną ręką. - Którą postać historyczną cenisz bardziej: Stalina czy Mussoliniego? - prowokowano go pytaniem. Bernie najpierw odbił piłeczkę, mówiąc, że ich nie znał, potem przyznał, że tęskni za Margaret Thatcher, aż w końcu puścił hamulce: - Popełniliśmy wielki błąd, pozbywając się Saddama Husajna, bo on był jedynym, który mógł kontrolować Irak.

- Wiem, że to może zabrzmieć strasznie, ale uważam też, że Adolf Hitler potrafił dowodzić ludźmi i realizować swoje cele - te zdania wypowiedziane w wywiadzie dla "Timesa" wywołały burzę. Ecclestone przeprosił, niesmak pozostał, a każdy i tak wie, jakie poglądy podziela szef Formuły 1, który w Boga nie wierzy, a politykom nie ufa.

120 mln we mgle dla Berniego

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą - interesy Ecclestone'a z czasem zaczęły wzbudzać zainteresowanie skarbówki, szczególnie że w 1997 roku wyszła na jaw wielka afera. Brytyjski rząd przygotowywał się do wprowadzenia zakazu reklamy papierosów, na których wówczas krocie zarabiały zespoły Formuły 1, więc Ecclestone zaczął działać - przekazał Partii Pracy dotację w wysokości miliona funtów. Kiedy sprawa ujrzała światło dzienne, wzburzoną opinię publiczną w Wielkiej Brytanii przepraszał premier Tony Blair, a zakaz szybko wprowadzono.

Dziennikarze "The Economist" poszli za ciosem i w 2000 roku przeanalizowali transakcje finansowe wszystkich spółek i firm, w których od 1951 roku maczał palce Ecclestone. Okazało się, że już w latach 50., za czasów Compton & Ecclestone, późniejszy szef Formuły 1 "przykleił" sobie do ręki 10 tys. funtów należących do fiskusa. Trudno uwierzyć, że był to jednorazowy przypadek igrania z podatkami.

Dziennikarskie śledztwo "The Economist" wykazało, że w latach 1987-96 FIA przekazała aż 120 mln dol. w niejasnych okolicznościach dwóm firmom Ecclestone'a. Bernie był wówczas w konflikcie interesów jako szef związku zespołów, wiceprezydent FIA i właściciel kilku firm obsługujących cyrk Formuły 1, ale to właśnie te powiązania sprawiały, że czuł się - wciąż się czuje - bezkarny.

W gąszczu niejasnych powiązań między kontrolowanymi firmami, w dżungli umów z promotorami, telewizjami i dostawcami odnajduje się tylko on, Bernie Ecclestone - człowiek, który nie ma odpowiednika w żadnym innym sporcie.

- Bernie, kiedy ukaże się twoja autobiografia? - zapytano Ecclestone'a na imprezie z okazji jego 70. urodzin. - Następnego dnia po mojej śmierci, już z samego rana. A pierwszych 12 kopii zostanie wysłanych do urzędu skarbowego - odpowiedział Bernie.

I nie zdziwcie się, jak tak będzie.

Bernie mówi:

- Odejść na emeryturę? A po co? Czy przypadkiem ludzie nie idą na nią, żeby umrzeć?

- Życie jest jak gra w karty - dostajesz je do ręki i próbujesz z nimi zrobić to, co najlepsze. Możliwe, że ja gram dobrze.

- Nienawidzę wakacji. Nie spędzam wiele czasu na jachcie, bo to strata czasu. Przecież nie będę siedział i patrzył w słońce.

Więcej o:
Copyright © Agora SA