Zczuba.tv: Zobacz kraksę Kubicy z Trullim ?
- Ogólne był ciężki, bo jeśli chodzi o widoczność, warunki były jedne z najtrudniejszych w mojej karierze. Trzeba było mieć tutaj dużo szczęścia.
Jazda była niebezpieczna, było bardzo dużo aquaplaningu (zjawisko tworzenia się warstwy wody między oponą a asfaltem, które praktycznie znosi przyczepność). Mieliśmy z tym wiele kłopotów z Nickiem, co może być związane ze słabością bolidu, bo aż tak źle nigdy nie było.
W wielu sytuacjach po prostu nic nie widziałem. Może kierowcy pierwszych samochodów coś widzieli, ale na końcu stawki było tragicznie. I bardzo niebezpiecznie. Ogólnie jechaliśmy tam z tyłu równym tempem, wyprzedzaliśmy się nawzajem głównie dlatego, że nic nie widzieliśmy i improwizowaliśmy. Później sytuacja się trochę polepszyła, gdy zwiększyły się odległości między bolidami. Wtedy też zacząłem jechać całkiem niezłym tempem. Udało mi się wyprzedzić dwa, trzy samochody. Przez trzy okrążenia robiłem czasy zbliżone do czołówki, a nawet takie same, jak pierwsi. Później było jednak dużo gorzej.
- Brak widoczności to również przyczyna tego mocnego wypadku. Wyszliśmy z ostatniego nawrotu razem z Trullim, zresztą wtedy myślałem, że jest to jego kolega z zespołu Timo Glock. Na dojeździe do ostatniego zakrętu toru przed prosta do mety Trulli jechał bardzo wolno - nie wiem dlaczego. Bardzo wcześnie zahamował, ja też zahamowałem, ale na takiej rzeczce, która płynęła w poprzek toru. Powstał aquaplanning i samochód zamiast hamować, jeszcze nabrał prędkości. I wskoczyłem na Trulliego, bo uderzenie było spore. Po trafieniu w jego tylną oponę wyleciałem wysoko w górę, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Tylko, że musieliśmy zmienić przednie skrzydło.
- Ja bym to nazwał szczęściem, a nie refleksem.
Potem mógłbym dojechać już do mety, bo zatankowałem całkiem sporo paliwa.
- Po sześciu, siedmiu okrążeniach poczułem wibracje samochodu. Bolid zaczął się dziwnie prowadzić. Myślałem, że to konsekwencja wypadku z Trullim. Po 10 okrążeniach zespół zobaczył na ujęciach z telewizji, że cały przedni spojler, cały nos bolidu jest krzywy, coś widocznie się stało na pit stopie, lub - najprawdopodobniej - został źle zamocowany. Gdyby nie kłopoty z tym spojlerem, pewnie skończyłbym wyścig na miejscu punktowanym.
- Zgadzam się. Jest wytrwały. Mocny jak czołg. I może dlatego taki ciężki.
- Trudno coś powiedzieć po wyścigu, w którym nie było ani warunków do jazdy, ani szybkości bolidu, ani czasów do analizy. Miejmy nadzieję, że przynajmniej po Bahrajnie będą jakieś pozytywy.
- No, tak... podobno nadzieja jest matką głupich.
- Nie. O niczym takim nie wiem. I nie spodziewam się cudów również w Bahrajnie. Oczekuję kolejnego bardzo trudnego wyścigu. Sądzę, że będzie trochę lepiej ze względu na charakterystykę toru, którą lubię. Ale to nie znaczy, że uda się kogoś przeskoczyć.
- Nie.
- Z tym bym polemizował.
- Eeee. Wcale nie. Nie byłem ostatni. Mój kolega z zespołu jeszcze rozmawia z inżynierami. W Australii, kiedy po trzech godzinach poszedłem do garażu Brawn GP, żeby pogratulować im zwycięstwa, jeszcze mieli briefing z inżynierami. Widać to się nie zmienia bez względu na to, czy się wygrywa, czy się przegrywa.