Espen Bredesen: Małysz jest nie do skopiowania

- Pogódźcie się z tym, że drugiego takiego skoczka możecie już nigdy nie mieć - mówi ?Gazecie? 43-letni Espen Bredesen, były znakomity norweski skoczek narciarski

Jako zawodnik zdobył złoty medal olimpijski (Lillehammer '94), dwa tytuły mistrza świata (Falun '93) i Kryształową Kulę za Puchar Świata (1994). W sezonie 1993/94 wygrał Turniej Czterech Skoczni. Karierę skończył w 2000 roku. Obecnie jest ekspertem norweskiej telewizji.

Robert Błoński: Adam Małysz często wspomina sytuację sprzed dziesięciu lat, gdy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Podobno powiedział mu pan wtedy tak: "Jesteś dobry, ale będziesz jeszcze lepszy, jeśli nauczysz się odmawiać".

Espen Bredesen: Nie pamiętam tej sytuacji. Ale pamiętam kilka innych ze skoczni, bo przez parę lat rywalizowaliśmy ze sobą. Ja powoli kończyłem karierę, Adam zaczynał. Był bardzo młody, jego wygrana w Holmenkollen w 1996 roku była wręcz sensacyjna. Wtedy pomyślałem, że może być bardzo dobrym skoczkiem. Ale tak myślałem wtedy o wielu, bo szansę bycia bardzo dobrym skoczkiem ma wielu młodych chłopaków. Nieliczni jednak potrafią zostać prawdziwym mistrzem. Adam był nim przez wiele lat. Imponował mi równowagą: potrafił pogodzić skoki na najwyższym poziomie, ciężki trening i obowiązki wobec mediów. Świetnie zniósł rolę gwiazdy. Kiedy skończyłem karierę, pojechałem z córką na jeden z konkursów. Aurora poprosiła mnie o zdjęcie właśnie z Adamem. Zrobiłem im, a potem wziąłem dla niej autograf.

To dobrze, że Adam skończył karierę, będąc u szczytu formy?

- Jeśli on tak zdecydował, to znaczy, że wszystko przemyślał, i w takim razie to dobra decyzja. W skokach narciarskich nie ma półśrodków. Jeśli trenujesz i startujesz, musisz się im poświęcić na sto procent. Sądzę, że Adam był już tym wszystkim zmęczony. Osiągnął naprawdę wiele, pewnie poczuł ogromną satysfakcję i sportowe spełnienie. Odejście w takim momencie świadczy o jego klasie. To, czego dokonał, zasługuje na najwyższy szacunek.

Był pan zaskoczony decyzją Małysza?

- A ile ma lat?

W grudniu skończy 34.

- Sporo. Ma rodzinę i pewnie to jej chce teraz poświęcać więcej czasu. To normalne.

Niewielu było skoczków, którzy indywidualne medale MŚ zdobywali na przestrzeni dziesięciu lat.

- Potrafił długo żyć z ogromną presją. Nigdy nie stracił kontaktu z ziemią, zawsze twardo po niej stąpał.

Czy Małyszowi może być trudno w życiu "po skokach"? Jak pan wspomina moment zakończenia kariery?

- Nie powinno mu być ciężko, nawet jeśli teraz nie ma żadnego planu na przyszłość. Większość skoczków musi mieć pomysł, co robić po odłożeniu nart. Bo nie byli wybitni i kibice szybko o nich zapominają. Ale Adam to była wielka klasa i nie sądzę, byście mogli sobie pozwolić, by o nim zapomnieć i go stracić. Będzie potrzebny. Akurat Adam na pewno świetnie znajdzie sobie miejsce w życiu.

Polskie skoki to dotąd był tylko Małysz.

- Bez przesady, Stoch wygrał trzy konkursy PŚ. Inni też skaczą. Ciężko będzie, by któryś z nich osiągnął klasę Małysza i powtórzył jego sukcesy. W następnym sezonie nie będą już mogli się chować za jego plecami. Zobaczymy, czy udźwigną odpowiedzialność. Adam był niepowtarzalny i szybko musicie nauczyć się żyć z tym, że taki zawodnik długo się nie powtórzy. Nie porównujcie do niego innych, niech skaczą na swój rachunek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.