SPORT.PL na FACEBOOK-u - wejdź na nasz profil, zostań fanem. Komentuj, dyskutuj, radź! ?
Medal zdobyty na dużej skoczni na szyi 32-letniego skoczka wieszała w sobotę siedmiokrotna medalistka igrzysk, przedstawicielka MKOl Irena Szewińska. - I znowu mnie wzruszyła. Jak mi dawała medal, powiedziała, że przed igrzyskami mogła sobie wybrać dowolną ceremonię w Whistler, podczas której wręczy medale. Wybrała konkurs na dużej skoczni, bo była pewna, że się spotkamy. To dla mnie zaszczyt - mówił Małysz.
Adam Małysz: Jestem bardzo szczęśliwy. Simon był na tych igrzyskach z innej planety. Na małej skoczni był silny, a na dużej skoczni - jeszcze mocniejszy. Na treningach szczęka nam opadała, że z tak niskich belek był w stanie latać ponad 140 metrów. Wiedzieliśmy od początku, że walka będzie tylko o srebro i brąz. Bardzo się cieszę, że ja je wygrałem. Pokonał mnie skoczek, który był poza zasięgiem.
- Dałem z siebie 100 procent i traktuję te dwa srebra jak złoto. Modliłem się, prosiłem Boga, żeby mnie anioły poniosły jak najdalej, żeby się udało zdobyć medal.
- Moim celem było złoto. I w Salt Lake City, i teraz w Vancouver. Ale z Simonem nie dało się wygrać. Ja się naprawdę strasznie cieszę z tych medali. Myślę, że większość Polaków też jest szczęśliwa i razem ze mną wzruszona. Cieszmy się z tego, co mamy, cztery medale (dwa Małysza, dwa Justyny Kowalczyk) to najlepszy wynik Polski w historii zimowych igrzysk, a jeszcze przecież się nie skończyły.
- Zawiało pod narty i nie chcieli mnie puścić. Myślę, że ktoś tam w górze czuwał nade mną. Byłem w formie i zależało mi na równych warunkach. Ta skocznia jest taka, że jak nawet mały wiatr zawieje, to wszystko się zmienia. Liczyłem, że albo będzie równo, albo wreszcie mi trochę powieje pod narty. I trochę powiało, zarobiłem tyle punktów, że mogłem już być spokojny w drugiej serii. Nie denerwowałem się. Austriacy też mieli wiaterek pod narty, ale nie wytrzymali psychicznie. Nogi im zmiękły.
- Pewnie coś tam mu dają, ale jednak to jego forma była najwyższa. Austriacy koncentrowali się na wiązaniach Simona, a nie na skokach. Ja koncentrowałem się na skokach i dlatego skakałem lepiej.
- Ma wyjątkową technikę wyjścia z progu. Rewolucyjnie mocno idzie do przodu. Dzięki temu nabiera jeszcze prędkości w końcowej fazie lotu i może dodatkowo "odlecieć". Ja trochę inaczej wychodzę z progu, ale też nauczyłem się iść ciałem w przód. Ale nikt nie robi tego tak jak Ammann.
- To był spontan, emocje ze mnie zeszły. Siedziałem na górze i nie słyszałem, ile skoczył Kofler i Schlierenzauer. Publika zareagowała, więc wiedziałem, że daleko. Ale jak wyszedłem z progu, to poczułem, że wiatr ciągnie mnie w dół nad bulą. Z 11. belki niektórych potrafiło już tak wessać. Nawet Ammann mówił, że ten drugi skok był trudny. Wycisnąłem, ile się dało, ale wylądowałem bliżej. Dlatego, jak pojawił się wynik, to eksplodowałem radością. Całowałem narty, całowałem zeskok. No, nie wiedziałem kogo albo co jeszcze mam z tej radości pocałować. Potem śmiali się ze mnie, że z rozpędu o mało nie cmoknąłem kamerzysty, który był obok.
- Oj kapały. I jeszcze pokapią. Ale głównie to mnie brzuch bolał, bo przed kontrolą antydopingową tak się opiłem wody, że myślałem, że pęknę. Co chwila latałem potem do toalety.
- Bo tak jest. Wiele osób powtarzało mi latem, że trenuję za dużo, że Hannu daje za duże obciążenia. Ale zaufałem mu i okazało się, że we wszystkim miał rację. Dziękuję mu, że daje mi możliwość pracy ze sobą. On przywrócił mi radość, ale też ja chciałem przynieść radość jemu tymi medalami i bardzo się cieszę, że się udało. To wielki człowiek i fachowiec. Gdyby tylko mógł, to od rana do wieczora oglądałby i analizował skoki narciarskie.
- Na razie kontrakt jest do końca sezonu. Ale będę chciał, żeby ekipa się nie zmieniła, bo przynosi sukcesy, to po co coś zmieniać?
- Wszystkim, którzy mówili, że to nie jest sport dla starych ludzi, udowodniłem, że jak się chce, to można osiągać cele. Spójrzcie na mnie: miałem plan, trzymałem się go, i udało się dojść do medalu. A łatwo nie było, bo w moim wieku musiałem trenować więcej i ciężej niż młodzi. Jak jesteś młody, to ciągle się rozwijasz, ulepszasz. W moim przypadku ciężko było o ulepszanie, trzeba było wyciągnąć maksimum z tego, co we mnie zostało. Bardzo trudne zadanie.
- Wierzyłem, że się uda. Motywacja w sporcie jest najważniejsza. Pamiętam, jak kiedyś Otylia Jędrzejczak opowiadała, że nie ma motywacji, że nie chce jej się. Nie chciałem znaleźć się w takim punkcie. Dlatego czerpałem motywację, skąd tylko się dało. Przede wszystkim od kibiców, którzy we mnie wierzyli.
- Mówiłem po konkursie na normalnej skoczni, że będzie mi lżej skakać, ale wcale nie było. Było trudniej. Na treningach ani razu nie byłem w trójce, warunki były niekorzystne. Nie zanosiło się na ten medal. Wiedziałem, że będę musiał skoczyć perfekcyjnie. Stres był niesamowity. Od samego rana modliłem się o te warunki, żeby były równe.
- Niejeden powie, że nie powinienem się tak czuć, bo nie mam olimpijskiego złota. Ale ja wiem, że był tu jeden taki "gościu", z którym wygrać się nie dało. Musiałby być jakiś niezmierny przypadek, żeby on nie skoczył tak daleko.
- Może. Ktoś mi powiedział, że najwyżej podskoczyłem na podium. To też coś (śmiech).
- Bardzo pomogli. Słyszałem okrzyki miejscowych, ale też grupy z Gdańska, Radomia. Moi kibice są wszędzie, a z tym dmuchaniem, to mam nadzieję, że się telewizory nie poprzewracały od tego. Pomogło wszystko. Myślę, że ludzie nie tylko dmuchali, ale się też modlili za mnie. Dziękuję.
- Nie uwierzyłbym. Mimo wszystko nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Nie spodziewałem się, że Austriakom spadnie forma na same igrzyska. Oni ponieśli porażkę w indywidualnych startach. Dwa brązowe medale to nie jest to, po co przyjechali. Ale też niepotrzebnie zajmowali się wiązaniami Ammanna. Na początku sezonu trwała dyskusja o ich cudownych kombinezonach, a okazało się, że nie były takie cudowne. Po prostu nie trafili z formą na igrzyska.
- Gratulowaliśmy sobie. Simon cieszył się, że został najbardziej utytułowanym skoczkiem w historii. Pobił rekord Nykänena, bo Fin przecież też ma cztery złota, ale jedno z nich w drużynie, a Simon wszystkie indywidualnie.
Simon pobił jednak Nykänena przede wszystkim osobowością. To skromny chłopak, który koncentruje się na swojej pracy i sporcie. A Matti to był wielki talent, ale miał duże problemy z alkoholem.
- Obawiam się, że Ammann to się może na koszulki najwyżej zamienić (śmiech).
- Ja wszystkie medale chce trzymać u siebie w galerii. Ale może jakaś mennica polska zrobi prezent Hannu?
- Był niezmiernie szczęśliwy. Po kąpieli stałem i czekałem na samochód, żeby jechać na dekorację. Nagle Hannu wszedł do pokoju i powiedział "za 10 minut na dole, rozgrzewka w siatkówkę i idziemy na siłownię". Osłupiałem. Hannu potrafi strzelić żartem, ma poczucie humoru, nigdy nie był sztywniakiem. Na serio - oczywiście dał mi wolne popołudnie i całą niedzielę. Nie mam słów do tego człowieka. Aż się nie chce wierzyć, że pochodzi z Finlandii.
- Nigdy nie był typowym Finem. Zawsze umiał żartować. Jak gramy w siatkówkę i wyjedzie mi jakieś superzagranie, to Hannu powtarza: "Adam, jak zwykle miałeś farta". Zgrywa się, że ja to niby wszystko przypadkowo odbijam, drażni się ze mną. Lubię to. I odbijam piłeczkę. Jak Hannu coś dobrze zrobi, to mówię "Hannu, jak zwykle miałeś farta". Uzupełniamy się.
- Hannu to optymista, ale często wie, co mówi. Po MŚ w Sapporo powiedział, że atakujemy zwycięstwo w klasyfikacji generalnej PŚ. Do Jacobsena było wtedy 360 pkt straty, wydawało się, że nie da się, ale Hannu wiedział, co mówi. Może teraz też wie (śmiech).
- Chciałbym w ogóle zobaczyć te mistrzostwa, bo jeszcze ich nie mamy (śmiech). Skakać już tam na pewno nie będę. Chętnie pomogę przy promocji, organizacji. Zakopane powinno mieć taką imprezę.
Najciekawsze wpisy dziennikarzy Sport.pl, naszych korespondentów w Vancouver - Super-blog Vancouver ?