Adam Małysz: Skoczkowie w Engelbergu poukładali klocki

- Widziałem, że forma naszych skoczków jest wypracowana, wytrenowana, przygotowana. Zobaczyłem stabilizację, znowu istniejemy w skokach i tak powinno pozostać. Nasze skoki się odrodziły - mówi w rozmowie ze Sport.pl Adam Małysz.

Robert Błoński: Jak ocenisz konkursy w Engelbergu?

Adam Małysz: Gorzej niż w pierwszych startach w Skandynawii już być nie mogło. Odrodziły się nasze skoki. W Szwajcarii zobaczyłem, że wszystkie klocki układanki wróciły na swoje miejsce. A na początku nic nie działało. Zaczęło się od strojów. Były za dobrze dopasowane, niewygodne, krępujące ruchy. To potem miało znaczenie przy pozycji najazdowej, a z tego wynikał błąd na progu i złe odbicie. Z tego brały się kłopoty psychologiczne. Nikt mi nie będzie mydlił oczu, ale atmosfera - przy takich wynikach - musiała być fatalna. Teraz kombinezony mają lepsze, no i dobrze, że Kamil pojechał do Ramsau, potrenował i są efekty.

Jaki w ogóle jest ten sezon?

- Moim zdaniem dziwny. Wszyscy sądzili, że po lecie, w którym Austriaków nie było na skoczniach, ich drużyna nie będzie się liczyła. Ja wiedziałem, że oni się czają. Mają niesamowite zaplecze, jak tylko któremuś z liderów się nie wiedzie, natychmiast jadą trenować i w Pucharze Świata startują zastępcy. Młodzi idą szeroko, szturmują czołówkę, jak Słoweniec Hvaly, medalista mistrzostw świata juniorów. Nie do końca podoba mi się regulamin, obniżanie belki startowej. Ten system nie jest dopracowany.

W sobotę Kamil Stoch był drugi. Przegrał z Andreasem Koflerem o 0,1 pkt. Austriak dostał 1,5 pkt więcej za swój skok. Sprawiedliwie?

- Kofler to wielki stylista, pięknie wylądował, naprawdę nie było do czego się przyczepić. Kamil miał nienaganną sylwetkę w locie, ale przy lądowaniu zrobił taki jakby "przyruch" i może dlatego sędziowie odjęli punkty. To były dobre skoki Kamila, ale jeszcze nie super, jeszcze widzę rezerwy. W porównaniu z początkiem sezonu postęp jest jednak olbrzymi.

Engelberg tak odmienił drużynę?

- Nie. To nie tak, że skocznia jest wyjątkowa i nagle ktoś zaczyna odlatywać. Widziałem, że forma naszych skoczków jest wypracowana, wytrenowana, przygotowana. Zobaczyłem stabilizację, znowu istniejemy w skokach i tak powinno pozostać. To nie był jednorazowy wybryk. Teraz zespół ma półtora tygodnia przerwy, a później Turniej Czterech Skoczni i trzy konkursy w Polsce. Mordercza dawka, ale kto dobrze skakał w Szwajcarii, ten z czystą głową i dobrym nastawieniem pojedzie do Niemiec. Inni będą się martwić i zastanawiać, co zrobić, jak i gdzie trenować... Łukasz Kruczek tego zmartwienia nie ma.

W Engelbergu błysnął nie tylko Kamil Stoch. W sobotę punkty zdobył Klimek Murańka, a Dawid Kubacki był dziesiąty.

- Uważałem, że dla Klimka wyjazd na PŚ jest przedwczesny. Trzeba pilnować jego formy i szanować ją, bo ze względu na wadę wzroku Klimek mało trenował latem. Trzeba być ostrożnym, żeby wytrzymał do marca. Na Turniej pewnie pojedzie, ale gdyby zaczął skakać słabiej, trzeba będzie wycofać go do trenowania. Dawid wreszcie przeniósł skoki z lata na zimę. Lata bardzo wysoko, ale w drugiej fazie szybko traci prędkość w powietrzu. Gdyby odbijał się bardziej do przodu, frunąłby dalej.

Komentujesz skoki w Eurosporcie. Fajna przygoda?

- Trudna, choć z każdym konkursem czuję się swobodniej. Niestety, mam mało czasu, żeby poopowiadać o poszczególnych zawodnikach. Nim skończę wątek, już jedzie następny. Jako zawodnik, który coś w tej dyscyplinie osiągnął, nie bawię się w statystyki. Oceniam skok, wychwytuję błędy i mówię, co skoczek mógł zrobić lepiej.

Kiedy jedziesz na rajd Dakar?

- 2 stycznia, a to oznacza, że po raz pierwszy od 17 lat spędzę sylwestra w domu. Nie wiem, co będzie. Wszystko zostawiam żonie, Izie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.