Kajetan Kajetanowicz wygrał Rajd Rzeszowski. Pierwszy triumf w ME w sezonie

Kajetan Kajetanowicz (Ford Fiesta R5) triumfował w Rajdzie Rzeszowskim, to jego pierwsza wygrana w tym sezonie w cyklu ME i trzecia w tym rajdzie w karierze. Drugi z rzędu tytuł rajdowego mistrza Europy coraz bliżej.

Choć w piątek rywale zrobili wiele, by Kajetanowicz mógł w sobotę w miarę pewnie zmierzać do mety po zwycięstwo, to namieszać postanowiła pogoda. Po niemal tygodniu upałów i piekącego słońca, nad Podkarpaciem pojawiły się gęste chmury, przez które nie mógł się przedrzeć żaden promyk słońca. A do tego z nieba kapało. W jednym miejscach była to mżawka, w innych tego deszczu było nieco więcej, ale były też suche fragmenty. Dobór opon i panowanie nad autem okazały się kluczowe.

-Byliśmy przygotowani na to, że zmienne warunki dopadną nas już od samego rana. Mieliśmy dylemat, czy zmieniać opony czy nie. Ślizgaliśmy się na niektórych fragmentach, wydawało nam się, że nie jedziemy szybko, ale później okazywało się, że czas był bardzo dobry - mówił Kajetanowicz po porannej pętli.

-Plan powinien być rozsądny. Postaram się pojechać szybko, ale będę podejmował mniejsze ryzyko. To nie jest łatwe, bo druga pętla jest już bardziej zabrudzona, też nie wiemy, jaka będzie pogoda, z której chmury spadnie deszcz i w którym miejscu - dodawał.

Popołudniu plan realizował konsekwentnie. Nogi z gazu nie zdjął, na drugiej pętli czasy przejazdów miał lepsze niż na pierwszej, ale nieco bardziej "cisnęli" rywale, dlatego licznik wygranych odcinków specjalnych zatrzymał się na ośmiu. Po 13. odcinku Kajetanowicz wysiadł z auta, otworzył szeroko drzwi i razem z pilotem Jarosławem Baranem wskoczyli na dach swojego auta. Cieszyli się z pierwszego zwycięstwa w sezonie.

-To niesamowite uczucie, zwycięstwo. Wygrywanie z Bryanem to wielka przyjemność, bo to mistrz na asfaltach. Dla nas to był perfekcyjny weekend. Wygraliśmy wiele odcinków, ale ważniejsze jest to, że wygraliśmy rajd. To bardzo ważne punkty dla nas, bo naszym planem jest obrona tytułu - mówił na mecie Kajetanowicz. Polak jest zdecydowanym liderem rajdowych mistrzostw Europy, ale tytułu jeszcze nie ma w garści. Na to trzeba poczekać przynajmniej do kolejnej rundy - Rajdu Barum.

Małe dramaty za plecami Kajetanowicza

Walkę z Kajetanowiczem w sobotę odpuścił Bryan Bouffier (Citroen DS3 R5). Francuz, który trzy razy był mistrzem Polski, a Rajd Rzeszowski wygrywał wcześniej już cztery razy, podczas ostatniego dnia nie mógł się "dogadać" z samochodem. Narzekał na przyczepność, po pierwszej pętli żywiołowo dyskutował z inżynierami z firmy Michelin, która dostarcza mu opony. Popołudniu było lepiej, wygrał trzy odcinki specjalnej, ale ogromnej straty odrobić nie mógł (przegrał o 46 sekund). A do tego drżał w drodze do serwisu, bo miał problem z układem chłodzenia. Z auta wyciekał płyn, razem z pilotem Xavierem Panserim zakleili dziurę gumą do żucia, a potem dolewali wody, byle dojechać do mety. Bo rajd jest ukończonym wtedy, gdy wjedzie się na rampę na ceremonialnej mecie.

Trzecie miejsca dla Grzegorza Grzyba (Ford Fiesta R5), dla którego priorytetem w sobotę była jazda bez błędów, bo rajd jednocześnie zaliczany jest do klasyfikacji rajdowych mistrzostw Polski, których Grzyb jest liderem. I to się udało, mimo problemów z autem na ostatnim odcinku specjalnym.

Jadący za nim Jakub Brzeziński (Ford Fiesta R5) od szefów swojego zespołu dostał zakaz pogoni za rywalem, miał bronić czwartego miejsca w ME i drugiego w MP. I to się nie udało Na ostatnim odcinku specjalnym Rajdu Rzeszowskiego Brzeziński popełnił błąd, spóźnił się z hamowaniem i uderzył w betonowy murek. Stracił blisko 40 sekund do zwycięzcy i czwarte miejsce na rzecz Łukasza Habaja (Ford Fiesta R5).

Mistrz Polski z 2015 roku gonił rywali od pierwszego dnia. Wszystko przez błąd już na drugim zakręcie piątkowej pętli, który sprawił, że Habaj przestał liczyć się w walce o końcowe zwycięstwo. Tempo utrzymał solidne (w sobotę był drugi lub trzeci na oesach), piął się w górę klasyfikacji generalnej i na drugiej sobotniej pętli wyprzedził Tomasza Kasperczyka (Ford Fiesta R5) i Brzezińskiego. Obaj nieco pomogli, bo popełniali błędy - Jestem zadowolony z mojej jazdy. Daliśmy z siebie wszystko - mówił na mecie Habaj.

Piąty triumf Chuchały w ME

Wojciech Chuchała w piątym starcie w tym sezonie w ME w klasie ERC-2 odniósł piąte zwycięstwo. Kierowca Subaru Imprezy STi N15 miał do pokonania tylko jednego rywala, był to Węgier Tibor Erdi i przyszło mu to naprawdę łatwo. Chuchała za siebie oglądać za bardzo się nie musiał, bo Węgier stratę na koniec rajdu miał dwucyfrową i nawet przez moment nie jechał tempem choć troszkę zbliżonym do Polaka.

Chuchała swoją jazdą imponował, kilka razy pokazał kierowcom jadącym w dużo lepszych autach klasy R5, że i w leciwym Subaru można jechać szybko. Szybka, ale i strategiczna jazda dały Chuchale świetne siódme miejsce w klasyfikacji generalnej.

Pięć zwycięstw w rajdowych ME jeszcze nie gwarantuje tytułu w klasie ERC-2. Matematyczne szanse ma jeszcze Włoch Giacomo Scattolon, którego w Polsce zabrakło, ale musiałby wygrać trzy pozostałe rajdy w sezonie i liczyć na to, że Chuchała tych punktów zbyt wiele nie pozbiera.

-Mam nadzieję, że uda mi się wygrać wszystkie starty w tym sezonie. Ważne dla mnie jest także to, że udało nam się jechać tempem zbliżonym do szybszych kierowców - mówił Chuchała.

Rajdowe ME kierowcom nie dadzą wiele wypoczynku. Już za trzy tygodnie kolejna asfaltowa próba - Rajd Barum. Więcej przerwy mają kierowcy startujący tylko w mistrzostwach Polski - oni ścigać się będą dopiero we wrześniowym Rajdzie Nadwiślańskim.

39 niezwykłych sportowych ciekawostek! [KLIKNIJ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA