Boliwia - Argentyna 6:1, czyli płacz po największej porażce od 51 lat

- Każdy gol Boliwijczyków był jak sztylet wbity w moje serce - powiedział selekcjoner Argentyny Diego Maradona po masakrze jego piłkarzy w La Paz. 1:6 - tyle Argentyna nie przegrała od 1958 roku

Stolica Boliwii leży 3680 m n.p.m., ale rozrzedzone powietrze nie usprawiedliwia blamażu piłkarzy Maradony. Gwiazdozbiór z Messim, Aguero, Tevezem, Mascherano, Gago, Maxi Rodriguezem czy Zanettim został zmieciony z powierzchni ziemi, i to w meczu o punkty eliminacji MŚ. Argentyna spadła na czwarte miejsce w tabeli, ostatnie dające bezpośredni awans do turnieju w RPA. "Lanie historyczne" - napisał dziennik "El Clarin", "La Nacion" wspomina o "epokowym upokorzeniu", tak sprawę traktują też światowe media ("Boliwia zmasakrowała Argentynę" - obwieścił brazylijski "O Globo"). - Nie przegraliśmy przez wysokość - wybąkał kapitan Javier Mascherano, a w ankiecie "El Clarin" tylko 20 proc. czytelników uznało, że to był powód decydujący. Prasa nie może się nadziwić liczbie błędów popełnionych przez piłkarzy takich jak Javier Zanetti, który w kadrze rozegrał ponad 130 spotkań, a w barwach Interu blisko 640!

W La Paz Zanetti zawalił gola na 1:2 w sposób kuriozalny: źle przyjął piłkę w polu karnym, potem sfaulował rywala. Stało się nieszczęście, bo koledzy grali tak samo źle. "Argentyńczycy próbowali grać w piłkę, czym bardzo ułatwili nam sprawę" - komentowało boliwijskie "DT". Ale zdaniem prasy to nieprawda, bo piłkarze Maradony nie grali, ale biegali bezładnie za rywalami, za co zapłacili najwyższą cenę.

Głos zabrał nawet prezydent Boliwii Evo Morales: - Wygraliśmy na wysokości, ale przede wszystkim dzięki wysokim lotom drużyny.

Dotąd za największy blamaż argentyńskiej piłki uchodziła porażka 1:6 z Czechosłowacją na mundialu w 1958 roku. Ówcześni mistrzowie Ameryki Płd. odpadli z turnieju już w fazie grupowej, a złoto zdobyli nielubiani rywale z Brazylii. Gdy piłkarze wrócili do kraju, czekał na nich tłum sfrustrowanych fanów, który obsypał ich monetami.

Inną czarną kartę Argentyńczycy zapisali w 1993 roku, gdy w eliminacjach mundialu reprezentacja przegrała z Kolumbią 0:5, i to u siebie! Tamten mecz oglądał z trybun Maradona, a kibice patrzący na bramki Kolumbijczyków Asprilli i Rincona żądali powrotu Diego do kadry. Zagrał wtedy w barażach z Australią, ale na MŚ '94 został złapany na dopingu i zdyskwalifikowany.

Od tamtej pory dwukrotni mistrzowie świata nie przegrali pięcioma bramkami. Niedawno posadę trenera objął Maradona. Jego drużyna wygrała wyjazdowe mecze ze Szkocją i Francją oraz eliminacyjny z Wenezuelą (4:0). Dlatego nikt nie spodziewał się takiej katastrofy. Rywalem była przecież przedostatnia drużyna w grupie eliminacyjnej. - Ale zagrali fantastycznie - powiedział Maradona. - Co mogę powiedzieć kibicom? Że cierpiałem razem z nimi. To, co się stało, jest nie do pojęcia. Trzeba zacząć wszystko od początku.

Czeski dziennikarz: Czechy jeszcze nie odpadły - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.