M¦ w piłce ręcznej. Polacy musz± wstać

W sobotę o 20.15 drużyna Bogdana Wenty zmierzy się na mistrzostwach ¶wiata z Dani± w meczu, który trzeba wygrać. Będzie piekielnie gor±co i czerwono-biało - od duńskich kibiców z pobliskiej Kopenhagi

Polaków w weekend czeka jeszcze jedno ważne spotkanie drugiej rundy - w niedzielę w niedalekim Lundzie o 20.15 zagrają z Serbi±. Dopiero we wtorek o 18.15 w Malmö zagrają w tej fazie po raz ostatni - z Chorwacją. Najlepsze dwie drużyny "polskiej" grupy awansują do półfinału, przy czym biało-czerwoni są w podwójnie trudnej sytuacji. Ich sobotni rywale mają już na starcie o dwa punkty więcej, no i niemal pewne następne dwa z meczu ze słabszą w tej stawce Argentyną. Ostatnie stwierdzenie dotyczy zresztą również Chorwacji i Serbii, ale dzięki remisowi między sobą w pierwszej fazie grupowej bałkańskie drużyny mają o jeden punkt mniej niż Polska.

To tyle, jeśli chodzi o powagę sytuacji w tabeli.

Jeśli zaś chodzi o stan drużyny po pierwszej porażce w turnieju ze Szwecją 21:24, jest on znacznie poważniejszy. Choć wciąż dobrze rokujący.

Polska drużyna przypomina dziś boksera wagi ciężkiej, który w połowie walki o tytuł mistrza świata musi się podnieść po nokdaunie i bić się dalej.

Na ringu takie trudne powroty zdarzają się nierzadko. W piłce ręcznej również, przy czym już raz właśnie Polacy idealnie odegrali rolę Rocky'ego podnoszącego się z desek po ciężkim ciosie. Dwa lata temu na mistrzostwach świata w Chorwacji wyszli z grupy bez żadnego punktu, zaliczając porażki z Niemcami i z Macedonią. Wtedy w pierwszym meczu drugiej fazy biało-czerwoni pokonali... Danię.

Potem ekipa Wenty wygrała z... Serbią.

Potem była cud-bramka Artura Siódmiaka w ostatniej sekundzie spotkania z Norwegią, a w konsekwencji brązowy medal dzięki zwycięstwu w małym finale - znów z Danią.

Najtrudniejsze w boksie to w trakcie wyczerpującego, ciężkiego pojedynku rozpoznać, skąd nadeszło niebezpieczeństwo, i odpowiednio się na nie przygotować po wyliczeniu do ośmiu - na tym polega klasa pięściarza, tym się uzewnętrznia jego charakter. Ma on w narożniku sekundantów, którzy służą radą, ale w ringu jest sam na sam z przeciwnikiem.

Jak drużyna Bogdana Wenty na boisku.

Jakie rady może dać sekundant Wenta w połowie walki? Jak zmienić grę drużyny w jeden, dwa dni, skoro błędy w jedynym jak dotąd meczu z światowym przeciwnikiem, czyli jedynym miarodajnym, miały charakter indywidualny? Polacy popełnili ich rekordową liczbę, bo aż 16 (Szwedzi 9). Właśnie po takich błędach padają łatwe bramki z szybkich wznowień i kontr. Żeby zdobyć inne bramki, trzeba się naharować jak Łysek na pokładzie Idy.

Po przegranym meczu Wenta powiedział: - Usiądziemy razem i będziemy o tym mówić, mówić, mówić. Obejrzymy mecz, bo jak ktoś nie zobaczy swoich błędów na własne oczy, nie poprawi ich.

Jego i drużyny nadzieja w tym, że nie da się (chyba) rozegrać dwóch meczów, popełniając aż tyle strat, oraz w tym, że gdyby błędów było tyle co zazwyczaj, czyli o połowę mniej, wynik spotkania z gospodarzami byłby inny.

Teraz największą zagadką dla Wenty jest słaba skuteczność ataku, czyli coś, czego jeszcze przed dwoma tygodniami by się nie spodziewał.

Po turnieju noworocznym w Gdyni, po meczach z Czechami, Słowacją i Węgrami sądził raczej, że musi popracować nad obroną, która nie potrafi ze sobą współpracować.

Teraz okazuje się, że polska defensywa, owszem, ma swoje niedociągnięcia, jest mało elastyczna, niełatwo dostosowuje się do ruchliwszych rywali, czasem tworzą się w niej dziury, ale z bramkarzem Sławomirem Szmalem tworzy solidną opokę - Szwedzi mieli w czwartek niższą skuteczność w ataku niż Polacy.

Gdy pytać zawodników o przyczyny czwartkowego niepowodzenia, przesuwają akcenty odpowiedzialności w zależności od formacji, z którą czują się bardziej związani. Obrońcy mówią o kłopocie ze skutecznością w ataku, rozgrywający dodają - trzeba przyznać, że nieśmiało - o lukach w obronie.

Ale wszyscy widzą, że po prostu biało-czerwoni byli w czwartek nieskuteczni, że ogarnęła ich kompletna niemoc w ataku i jeśli się utrzyma, drużyna "zostanie z ananasem", jak mawia Wenta. - Przewagi trzeba wygrywać, a nie przegrywać - stwierdził z przekąsem Marcin Lijewski, kiedy dowiedział się od trenera Daniela Waszkiewicza, że drużyna przegrała 1:6 w trzech okresach gry w przewadze. Że po lewej stronie ataku Polacy - Karol Bielecki i Grzegorz Tkaczyk - trafili zaledwie trzy razy na 12 rzutów. Że biało-czerwoni podjęli jedynie dwie próby zdobycia bramki ze skrzydła, rywale siedem. Że Bartosz Jurecki nie otrzymywał celnych podań w środku koła - tam właśnie Szwedzi mieli najwięcej przechwytów. Że w sumie Polacy oddali aż o dziesięć rzutów mniej niż rywale.

Wydawało się, że Wenta - nawet po kontuzji Michała Jureckiego - będzie miał aż nadmiar wariantów w ofensywie, dysponując trzema bardzo różnymi środkowymi rozgrywającymi (Jaszka, Rosiński, Tkaczyk), dynamicznym obrotowym (Bartosz Jurecki) i dwoma działami dalekiego zasięgu (Bielecki, Lijewski). Okazało się jednak, że brak młodszego Jureckiego jest dojmujący, w arcyważnym meczu wszechstronny Tkaczyk musiał zastąpić Bieleckiego i nie do końca mu to wyszło, Rosiński nie wszedł w ogóle na boisko, a Szwedzi odcięli Jureckiego. Warianty się wyczerpały.

Jak to wszystko doprowadzić do porządku przed następną rundą walki?

Duńczycy grają bardziej technicznie i znacznie szybciej od wielkich Szwedów.

Są skuteczni, bo doprowadzają do rzutów z pewnych pozycji - 70 proc. rzutów kończy się bramką, tylko Francja, mistrzowie olimpijscy, świata i Europy, im dorównuje. Na pozycji obrotowego gra dwumetrowy i stukilowy Jesper Noddesbo z Barcelony - na tej pozycji Duńczycy pudłują zaledwie raz na dziesięć rzutów, zaś sam Jesper na 14 rzutów z szóstego metra pomylił się raz. Na rozegraniu szaleją Mikkel Hansen i Kasper Sondergaard, którzy również porażają skutecznością.

Sondergaard lubi walić bomby w dolne sektory bramki, czyli tam, gdzie nie najpewniej czuje się Szmal. Na 13 rzutów w trzy dolne sektory zauważane przez turniejową statystykę nie spudłował ani razu. Sobotni rywale często przejmują piłkę i ich kontry są zabójcze - dały dotąd 29 bramek w 35 akcjach. Gdyby Polacy popełniliby w sobotę tyle błędów co w czwartek, Duńczycy byliby bezlitośni.

Są doświadczeni - skrzydłowy Lars Christiansen ma 39 lat i za sobą 309 meczów w reprezentacji oraz 1426 bramek, po drugiej stronie 30-letni klubowy kolega braci Lijewskich Hans Lindberg zdobył w tym turnieju 21 bramek.

- Wspólne granie, nie indywidualne harce. Harówka w obronie - daje receptę Wenta. - Turniej teraz się zaczyna.

A biało-czerwoni muszą wstać z desek.

Turniej nabrał rumieńców - Mariusz Siódmiak  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.