LM siatkarzy - Koszmar przełamany

W meczu grupy D Ligi Mistrzów siatkarzy PGE Skra Bełchatów wygrała w Łodzi z VfB Friedrichshafen 3:0 (25:22, 25:21, 25:21). Mistrzowie Polski nie zwalniają tempa. Na półmetku rozgrywek grupowych prowadzą w tabeli najtrudniejszej grupy. Z kompletem punktów

Udało się - mówił po meczu szczęśliwy Daniel Pliński, środkowy mistrza Polski. Jego drużyna nie tylko wygrała ważny mecz, ale pokonała chyba najbardziej niewygodnego przeciwnika. "Czarny koszmar Skry" - w Bełchatowie mówiono o zespole z Friedrichshafen. Dwa lata temu Niemcy dwukrotnie nie pokonali, a zbili Skrę też w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Najlepsza polska drużyna w dwóch meczach zdobyła tylko 122 punkty. Wiosna rozbili ją w dwóch sparingach.

Nic dziwnego, że w ekipie z Bełchatowa obawiano się tego spotkania bardziej niż rozegranego dwa tygodnie wcześniej z Trentino. - Jak wygramy pierwszego seta, to będzie dobrze - zapowiadał na Marian Stankiewicz, który od kilkudziesięciu lat pracuje w Skrze. Miał rację. Gospodarze wyszli na boisko bardzo zmobilizowani, ale i mocno spięci. Widać to było choćby po liczbie pomyłek. W pierwszym secie oddali rywalom aż dziesięć punktów, co tej drużynie przydarza się rzadko.

Ale w tym sezonie atutem Skry jest zagrywka. Dwa asy w secie to nie jest może rewelacyjny wynik, lecz przyjęcie na poziomie 30 proc. - a takie miało VfB - uniemożliwia rozgrywającemu rozgrywanie. Dlatego Lukas Tichacek nie mógł korzystać ze swojej najgroźniejszej broni - gry ze środkowymi. Bełchatowianie przewagę osiągnęli już przed pierwszą przerwą techniczną, a jej ojcem był Mariusz Wlazły. Konkretnie zaś jego zagrywka. Kapitan Skry miał kłopoty w ataku, ale od czego są Michał Winiarski i Bartosz Kurek.

W drugiej partii przewaga mistrzów Polski była znacznie wyraźniejsza. Widać, że bełchatowscy siatkarze trochę się rozluźnili. Choć nie grali aż tak dobrze, jak dwa tygodnie temu z Trentino, to wystarczająco, żeby poradzić sobie z Friedrichshafen. Goście także niczym wielkim nie imponowali, wręcz przeciwnie, popełniali wiele błędów w ataku. - Bo czuli wielką presję - tłumaczył trener Jacek Nawrocki.

W jego zespole w ataku rozszalał się Wlazły, który w drugiej partii miał 83-procentową skuteczność. Gdyby nie przestój w środkowej części i strata czterech punktów z rzędu, goście zostaliby rozbici.

To pokazuje jednak siłę drużyny z Bełchatowa, która potrafiła sobie poradzić nawet bez trudnej zagrywki. W drugim secie siatkarze z Niemiec przyjmowali ponad dwa razy lepiej niż w pierwszym (78 proc.!). Poza tym znacznie poprawili zagrywkę. Jednak po przeciwnej stronie siatki znakomicie radzili sobie ci, którzy - jak się wydawało - mieli być słabszymi elementami w przyjęciu. Kurek rzucał się do atomowych serwów jakby miał 20 cm wzrostu mniej (ma 205). A ogromne możliwości demonstrował beniaminek w zespole gwiazd - Paweł Zatorski. 20-letni wychowanek klubu z meczu na mecz spisuje się lepiej. Sprawił, że w Bełchatowie już zapomniano o tak dobrym libero, jakim jest Piotr Gacek.

- Właśnie dobre przyjęcie zadecydowało o naszym sukcesie - cieszył się Zatorski. - Rozegrałem w tym sezonie kilka słabszych spotkań, ale to może zdarzyć się nie tylko 20-latkowi, ale najlepszym na świecie. Teraz jedziemy do Niemiec z takim samym nastawieniem jak teraz: wygrać.

Rewanż zostanie rozegrany już w niedzielę. Już tylko kataklizm może odebrać Skrze awans do kolejnej rundy.

Tabela:

Trzecie zwycięstwo Skry w LM - tak relacjonowaliśmy na żywo ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.