Czas obudzić Lodowych Wojowników

Aż trzy ośmiotysięczniki zamierzają szturmować uczestnicy rozpoczętej w maju wyprawy Polskiego Związku Alpinistycznego. Ekspedycja zaatakuje Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) oraz Gasherbrumy I (8068 m) i II (8035 m)

Artur Hajzer urodził się w 1962 r. Wspina się od 1976 roku, w górach wysokich od 1982, zdobył pięć ośmiotysięczników, w tym wraz z Kukuczką jako pierwszy zimą wszedł na Annapurnę.

Aneta Żukowska: Dzięki programowi "Polski himalaizm zimowy 2010-2015", który zainauguruje ta wyprawa, będziemy znów triumfowali na najwyższych szczytach?

Artur Hajzer, pomysłodawca i opiekun projektu: W Pakistanie zostało pięć niezdobytych zimą ośmiotysięczników. Do szturmu szykuje się wiele krajów. A przecież to Polacy pod wodzą Andrzeja Zawady w latach 80. zapoczątkowali himalaizm zimowy. Wyprzedziliśmy epokę, nazwano nas "Lodowymi Wojownikami". Wymienię Kukuczkę, Czoka, Berbekę, Pawlikowskiego. Ośmiu pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki dokonali Polacy. Tak przechodzi się do historii. Simone Moro i Denis Urubko tej zimy weszli na Makalu, zabrali nam 9. ośmiotysięcznik. Wiemy o sześciu europejskich wyprawach, które będą atakować niezdobyte zimą szczyty. To nas mobilizuje, góry czekać nie będą.

Klimat lat 80. - kiedy Polacy dokonywali niemożliwego - można jeszcze odtworzyć?

- To był czas heroiczny, Himalaje zdobywano hartem ducha. Teraz jest czas na himalaizm sportowy. Bez treningu nic się nie osiągnie. Gdyby zapytać Krzysztofa Wielickiego, patrona naszego projektu, jak oni trenowali, spadłby ze stołka ze śmiechu. Oni uważali, że nie trening ani dieta, lecz chęć szczera... Teraz musimy inaczej, choćby dlatego, że pakistańskie ośmiotysięczniki są bardziej wymagające.

Kto w Polsce finansuje himalaizm zimowy?

- Sami himalaiści z prywatnych pieniędzy, sponsorzy, bogaci rodzice. Teoretycznie powinien pomóc PZA, który dostaje pieniądze z Ministerstwa Sportu. W praktyce jednak ma tylko na przetrwanie i podstawowe szkolenia w narciarstwie wysokogórskim, speleologii, wspinaczce sportowej i wysokogórskiej. Budżet ten nie wystarczy nawet na jedną wyprawę zimową. Koszty przy trzech osobach mogą dojść do 100 tys. złotych na głowę, przy siedmiu to ok. 60 tys.

Chcę wyselekcjonować i wyszkolić młodych, którzy atakowaliby ośmiotysięczniki zimą. Program rozpisałem na 5 lat, w kwestii założeń dobrze się rozumiemy z PZA. Teraz chodzi o to, by coś się ruszyło. W himalaizmie zimowym byliśmy dobrzy.

Dziś droga powszechnych skojarzeń z himalaizmem podąża w stronę. Martyny Wojciechowskiej.

- Jest dzielna. Pojechała w Himalaje i od razu weszła na Mount Everest, a zdarza się, że dobrzy wspinacze nie dają rady, decydują adaptacyjne zdolności organizmu. Nie można jej odmówić wytrzymałości, samozaparcia. Martyna nie jest i nie uważa się za himalaistkę, korzystała z pomocy fachowców. Ale po zdobyciu Korony Ziemi [najwyższe szczyty kontynentów] jej doświadczenie wzrosło.

Czyli z przysłowiowej Martyny można uczynić profesjonalnego himalaistę?

- Można. Kursy, treningi, wspinanie zimą w Tatrach. Trzeba próbować wysokości i zgodzić się na styl życia. To absorbująca, pożerająca czas dyscyplina. Wyprawa trwa średnio 50 dni, a większość czasu na nizinach poświęcić trzeba na "sprzedaż" tematu i poszukiwanie środków, co akurat Martynie idzie dobrze.

Na szczęście na niej nasze sukcesy się nie kończą.

- Kinga Baranowska jest piąta na świecie pod względem liczby zdobytych ośmiotysięczników wśród pań. Piotr Pustelnik zdobył Koronę Himalajów. Świetnie wspinają się młodzi na niższych, ale ekstremalnie trudnych szczytach himalajskich - Pharilapcha i Malaphulan. Marcin Miotk wszedł na Everest bez tlenu.

Najbardziej znana jest Kinga?

- Bo bliżej jej do czołówki światowej wśród pań niż Pustelnikowi wśród panów. Poza tym jest atrakcyjna dla mediów - kobieta, drobna i sobie radzi w wysokich górach.

Kto należy do czołówki polskich himalaistów?

- ...Z czołówką u nas kiepsko. Świetnie zapowiadał się Piotr Morawski, ale zginął w kwietniu 2009 roku. Kilka osób ma potencjał, system wartości się zmienia, już nie chodzi tylko o pieniądze. Ale mamy dziurę pokoleniową. Po transformacji młodzi zachłysnęli się kapitalizmem, wybrali inne rzeczy. Była moda, były wyprawy komercyjne, kiedy to z pomocą przelewu można było załatwić sobie wejść, jak boża krówka, na himalajski szczyt. Ten szał się kończy. Wartość sportowa tego typu wejść, zazwyczaj "na tlenie", jest wątpliwa. Nie obyło się też bez wypadków, co potwierdziło, że to nie jest bezpieczna zabawa i istnieją lepsze pomysły na urlop.

Mamy przełom w himalaizmie?

- Na wschodzie i na zachodzie. Lata 90. i początek XXI wieku to była posucha. W zasadzie żadna ekipa na świecie nie zbliżała się do wspinaczy lat 80. Jeśli ktoś zrobił nową drogę albo wszedł na ośmiotysięcznik zimą, to było wielkie halo. Teraz znowu ludzie widzą, że nie wszystko jeszcze zdobyto.

Pana program cieszy się dużym zainteresowaniem?

- Gdy Zawada organizował zimową wyprawę na Mount Everest, rozesłał do klubów wysokogórskich zapytanie i zgłosiło się 70 doświadczonych himalaistów. Ja mam 25, z czego siedmiu ma inne cele na ten rok, a sześć osób z powodu słabego wykazu przejść umieściłem w rezerwie. Na pierwszą wyprawę jedzie 12 osób. Program zakłada, że każdego lata będzie odbywał się obóz-wyprawa treningowa na wysokości ośmiu tysięcy, który wyrównywałby szanse i poziom.

Czy na świecie ktoś jeszcze robi podobne treningi na ośmiotysięcznikach?

- Są związki sportowe przygotowujące młodych. I to nie są wzory zachodnie, którymi tak zachwycamy się w Polsce. Dziś najlepsi są Kazachowie. Urubko, wychowanek Wielickiego, zaszczepił ideę himalaizmu zimowego w kraju. Trenuje grupę na koszt armii cały rok. Niedługo prowadzi 11 młodych na Gasherbrumy. W czołówce są Korea Płd. i Japonia. Wysyłają masę młodych. Na Zachodzie aktywne są: Hiszpania, Włochy, Francja, Niemcy i Wielka Brytania.

Rosjanie mają świetnych wspinaczy, pieniądze, robią dużo wypraw i są dobrzy jak Kazachowie. Przy czym to nie inwestycja w młodych, lecz odcinanie kuponów. Dzisiaj himalaizm to tam sprawa narodowa, koncerny dają pieniądze, wsparcie partia Jedna Rosja. Np. himalaista, który jedzie na wyprawę, dostaje zwrot utraconych zarobków. Rosjanie odrabiają lata komunizmu, gdy nikt ich w Himalaje nie wypuszczał.

Baranowską dofinansowuje PZA?

- Tak, z dotacji celowej Ministerstwa Sportu. Kinga ma też stypendium sportowe. To ważne, bo ma szansę zdobyć Koronę Himalajów (14 ośmiotysięczników). Byłby to sukces i nawiązanie do tradycji Wandy Rutkiewicz i jej koleżanek.

Wcześniej nie miała wsparcia, ponieważ nie robi przełomowych dróg, a takie wejścia chce wspomagać związek?

- To skomplikowane. Paniom daleko do poziomu panów, dopiero skompletowały Koronę Himalajów, czego panowie dokonali w 1986 roku. Kobiece wejście na ośmiotysięcznik to nadal wydarzenie. O Kindze zrobiło się głośno, kiedy wchodziła na piąty i okazało się, że nie ma na zapłacenie prądu w mieszkaniu. A przecież promuje polski himalaizm! Na szczęście jej pozycja pozwala pozyskać sponsorów. Jest pod tym względem jedyna. Himalaizmowi niełatwo o sponsorów. Nie tylko w Polsce, ale i W Europie. Brak liderów, jakimi byli Kukuczka i Reinhold Messner. Ich wyścig napędzał koniunkturę.

Co jest wyczynem w męskim himalaizmie?

- Tzw. łańcuchówki, czyli wchodzenie na kilka szczytów, co doprowadzi do tego, że ktoś wejdzie na 14 ośmiotysięczników w rok. Od 20 lat różni się do tego przymierzają. Wyczynem są także wejścia szybkościowe. Można już zejść poniżej 20 godzin od wyjścia z bazy do zejścia. Ale takich wspinaczek mamy jedną, dwie na rok. Stać na to 10-12 wspinaczy.

A w Polsce?

- Jest narybek. Chcę ich wyszkolić. Najważniejsze, by mogli jeździć w wysokie góry. Gdy Morawski jechał na na K2, był w ekipie wspomagającej, ale czołówka się poddała, i został przez lidera przesunięty do grupy atakującej. Choć wyprawa celu nie osiągnęła, to dla Morawskiego była to trampolina do kariery. Ktoś mu podał dłoń. Tak trzeba robić.

W zaproszeniu na konferencję "Himalaizm a kultura" Instytut Adama Mickiewicza szczycił się tym, że himalaizm był przez dwie dekady naszą specjalnością i jest skondensowaną ilustracją naszych cnót narodowych. Może więc himalaizm to już tylko piękna historia?

- Trzeba się zastanowić, czy wystarczą nam dokonania z lat 80., którymi chwalimy się na świecie, czy też wspinamy się dalej.

Wyprawy na Nanga Parbat i Gasherbrumy I i II są pierwszymi w ramach programu "Polski himalaizm zimowy 2010-2015". Tego lata odbędą się jeszcze: wyprawa na dwa siedmiotysięczniki w górach Tien Szan (cztery osoby), na K2 (jedna osoba) i udział reprezentacji PZA w zawodach biegowo-alpinistycznych na najwyższy szczyt Europy "The Elbrus Race".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.