W lidze siatkarzy szczyt w Jastrzębiu. Skra nietykalna

W meczu na szczycie w Jastrzębiu mistrzowie Polski z Bełchatowa znów dowiedli, że potrafią wyjść cało niemal z każdej opresji. Pokonanie ich wydaje się coraz mniej realne

Powrót Wlazłego na parkiet ?

 

- Musimy dorosnąć do wygrywania ze Skrą - przyznał po porażce 1:3 trener Roberto Santilli. Ocena włoskiego szkoleniowca może była zbyt surowa, bo sobotni hit PlusLigi zgodnie z przewidywaniami stał na kapitalnym poziomie, na co w dużej mierze zapracowali właśnie gospodarze. Dla mistrzów Europy z Bełchatowa fundowanie kibicom uniesień od dłuższego czasu jest przecież normą.

Już pierwszy set rozpalił publiczność do czerwoności. Był prawdziwym popisem gry obronnej. Gospodarze celowali głównie w libero Skry Piotra Gacka, a goście do ekstremalnych wysiłków w przyjęciu zmuszali przede wszystkim gwiazdę JW Pawła Abramowa.

Na skrzydłach nie było widać większej różnicy w skuteczności, jastrzębianie znacznie lepiej punktowali natomiast w atakach ze środka.

Sporo natomiast było zepsutych serwów. Siatkarze JW oddali w ten sposób rywalom aż dziewięć punktów, ci im tylko o dwa mniej. Obaj rywale podjęli bowiem ryzyko. - W tej sali wygrywa ten, kto ma lepszą zagrywkę i przyjęcie - wbijał do głów swoim zawodnikom trener Skry Jacek Nawrocki.

Trwającego 46 minut pierwszego seta wygrali jastrzębianie 35:33.

Sporym wydarzeniem był powrót Mariusza Wlazłego, który od maja leczył poważną kontuzję kolana. As Skry zmienił na chwilę Francuza Stephana Antigę. - Mariusz przyjechał z rehabilitacji we Wrocławiu przygotowany do gry, bo i tam pracował. Staramy się wprowadzać go powoli. Dzisiaj jeszcze było widać u niego dłuższy brak kontaktu z piłką - rozgrzeszał Wlazłego trener.

Rozbudzone w pierwszym secie nadzieje publiczności miały prawo zupełnie zgasnąć po drugiej partii. Zespół Santillego nadal solidnie przyjmował serwy bełchatowian, ale miał dużo większy kłopot z wyprowadzaniem skutecznych kontrataków.

Wysoki poziom gry w ofensywie utrzymywał tylko Abramow, a w przyjęciu libero Paweł Rusek (86 proc. skuteczność, w tym aż 57 proc. perfekcyjnego odbioru!), stąd decyzje włoskiego szkoleniowca o wprowadzeniu na plac gry Brazylijczyka Pedrinho (za Yudina), Turka Aliego Alp Cayira (za Benjamina Hardy'ego) oraz Sławomira Mastera na rozegranie.

Drugi wystawiający JW miał nawet swoją osobistę chwilę szczęścia, kiedy udało mu się na pojedynczym bloku złapać samego Wlazłego (16:20).

Skra miała jednak w swoich szeregach Marcina Możdżonka oraz Kurka, imponujących efektywnością w ataku, a swoją cegiełkę do wygranej w drugim secie dołożył też Wlazły.

Gospodarze się nie załamali. Początek trzeciego seta przypominał istną kanonadę. 4:0, 7:1, w końcu 12:4! Yudin z Abramowem byli nie do powstrzymania.

Nokaut Skry? Nic podobnego. Na tym polega klasa mistrzów, którzy okrzepli w turniejach najwyższej rangi, że nawet beznadziejne sytuacje potrafią obracać w sukces. W trudnych momentach sprawdza się doświadczenie i spryt Antigi, ale spokojem i wyrachowaniem nie ustępuje mu już młokos Kurek (zdobył 24 punkty). To jego gwoździe, wbijane tuż za siatkę JW, pozwoliły zniwelować straty i wygrać partię do 21.

- Jastrzębie zbyt szybko uwierzyło, że już wygrało seta - mówił z satysfakcją Michał Bąkiewicz. - To nie tak. Wielu z nas nawet nie patrzy na tablicę z wynikiem. Oni zagrali konsekwentnie taktycznie - odpowiadał przyjmujący Jastrzębia Sebastian Pęcherz.

- Za poziom meczu możemy sobie wspólnie z Jastrzębiem wystawić laurkę. A to, co się stało w trzecim secie, zdarza się jeden raz na pięćdziesiąt. Szczęście nam dopomogło - cieszył się Nawrocki.

Pliński dodał: - Wszyscy walczą o tytuł, na Skrze ciąży największa presja. Jak pokazał mecz, odpowiedzialności się nie boimy. A to znaczy, że naprawdę jesteśmy mocni.

Jastrzębski Węgiel - PGE Skra Bełchatów 1:3 (35:33, 19:25, 21:25, 23:25)

JW: Łomacz, Yudin, Abramow, Czarnowski, Hardy, Nowik, Rusek (libero) oraz Pęcherz, Master, Azenha, Cayir.

Skra: Falasca, Kurek, Bąkiewicz, Pliński, Antiga, Możdżonek, Gacek (libero) oraz Wlazły, Wnuk.

Dla "Gazety" i Sport.pl

Mariusz Wlazły, atakujący Skry:

Zaliczyłem krótkie wejścia na parkiet, na dłuższe zwyczajnie nie było jeszcze sił. Mam za sobą dopiero dwa tygodnie treningów. Wiele nie dało się zrobić, moja dyspozycja to wciąż niewiadoma. Fizycznie niby czuję się dobrze, ale przygotowanie do gry nie jest jeszcze takie, jakiego bym sobie życzył. Powoli próbuję dochodzić do siebie w sensie siatkarskim, zwłaszcza technicznie. Fajnie, że dziś potrafiłem trochę pomóc kolegom, cieszy dobra forma drużyny przed zbliżającym się klubowym pucharem świata. Bardzo chciałbym pojechać na ten turniej w Katarze. Będę walczył o miejsce w składzie.

 

Więcej o siatkówce w specjalnym dziale Sport.pl ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.