- Grzegorz Lato zazwyczaj wykorzystuje nadarzającą się okazję, by milczeć. Przycupnął za frazą "nie komentuję" i usiłuje w miarę możliwości podążać za zaleceniami dbających o jego wizerunek specjalistów, którzy postawili na strategię knebla - im rzadziej prezes PZPN się publicznie odzywa, tym lepiej. Kiedy w lipcu temu zadzwoniłem do niego, by półserio zapytać, czy nie warto by zaproponować sparingu Gabonowi (właśnie wyprzedził Polskę w rankingu FIFA), niemal wpadł w panikę. Wykręcał się, kluczył i wciąż powtarzał, że musi zapoznać się ze sprawą, zanim uciął rozmowę bezlitosnym: "Nie będę tego komentował".
- Wreszcie we wtorek prezes zapowiedział cywilizowane pożegnanie z Beenhakkerem. - Podamy sobie na koniec ręce jak biali ludzie - ujawnił swój plan.
Nie podejrzewam szefa PZPN o rasizm. Przeciwnie, przypuszczam, że w razie konieczności mężnie by czarnego do domu wpuścił i poczęstował nawet bananem. W wywiadzie użył tylko zwrotu mocno wrośniętego w język, nad którego sensem nigdy się nie zastanawiał.
- Tak jak nie posądzam go o rasizm, tak nie posądzam go o nadmierną skłonność do bicia się z myślami. A że nie ma naturalnego daru rozpoznawania fraz, których nie wypada używać publicznie (także wśród białych ludzi), wywołuje zażenowanie zawsze, kiedy zawiedzie go instynkt samozachowawczy i prezes przegapi okazję, by milczeć - kontynuuje na blogu Stec.
- Niedawno wydało się, że pod chropawą powierzchownością kryje wrażliwą duszę. Zażądał przeprosin od Moniki Olejnik, która nazwała ludzi związanymi z PZPN prostakami. I zagroził, że o dobre imię (nie tylko swoje) będzie walczył w sądzie. Olejnik niepotrzebnie uogólniła. Gdyby epitetem opatrzyła wyłącznie prezesa, mielibyśmy szansę na pasjonującą łamigłówkę - ustalanie, czy Lato prostakiem jest, czy mimo wszystko nie.
O innych wpadkach Laty - na blogu Rafała Steca ?