Nowy selekcjoner Stefan Majewski: Wiem, że Polak potrafi

- Będziemy dobrze grać w piłkę, to kibice się od nas nie odwrócą - mówi nowy selekcjoner reprezentacji

W czwartek został tymczasowym trenerem reprezentacji. Poprowadzi drużynę w dwóch ostatnich meczach eliminacji mundialu - z Czechami (10 października w Pradze) i Słowacją (14 października w Chorzowie). Dziś ma ogłosić skład sztabu szkoleniowo-medycznego. Asystentem prawdopodobnie zostanie Lesław Ćmikiewicz, z którym pracował m.in. w Amice i Cracovii.

Robert Błoński: Spał pan dobrze po nominacji?

Stefan Majewski: Świetnie. Szkoda, że sam. Żona była tydzień u córki, wróciła dopiero w piątek. Za miesiąc - w okolicy meczów z Czechami i Słowacją - po raz pierwszy zostaniemy dziadkami. Będziemy mieli wnuka.

Bardziej pana stresuje rola dziadka czy selekcjonera?

- Zawsze bardziej niepokoi to, czego nie znamy. Trenerem jestem od wielu lat. Dziadkiem dopiero zostanę, dlatego tym martwię się bardziej. Bo nic o tym nie wiem.

Będzie wnuczek, będą zwycięstwa pana drużyny?

- Tego oczekuję ja i kibice.

Nie doskwiera panu epitet "tymczasowy"?

- Teraz jest tak, ale nikt nie wie, co będzie. Podjąłem się tego zadania, bo naszą drużynę stać na lepszą grę.

Lepszą w porównaniu ze świetnym 2:1 z Portugalią z 2006 roku czy z tą beznadzieją, którą widzieliśmy ostatnio w Mariborze?

- Chciałbym, żebyśmy grali tak jak z Portugalią, wtedy wszyscy byliby zadowoleni.

Leo Beenhakker też chciał, ale nigdy nie powtórzył takiego występu. Powie pan jako trener, dlaczego mu się nie udało?

- Nie chcę zaczynać pracy od krytyki poprzednika. My, trenerzy, musimy się szanować.

Porozmawia pan z poprzednikiem? Choćby o wspomnianym ostatnio przez byłego dyrektora kadry Jana de Zeeuwa pijaństwie po meczu z Irlandią w Chorzowie i przed meczem w Mariborze.

- Porozmawiam, ale tego, co mówił Jan, nie komentuję. Jeśli się zdarzyło, to bardzo źle.

U pana się nie zdarzy?

- Nie wiem, ale nie powinno.

Będzie więc spał pan przy otwartych drzwiach czy siedział w nocy przy windzie?

- Nigdy tak nie sypiam. Zawodnikom powiem, jakie zasady obowiązują i nie zamierzam ich pilnować.

Przyjadą na dwa mecze właściwie bez znaczenia.

- Nie wyobrażam sobie, by przyjechali na zabawę. Ich zaangażowanie i to, co pokażą na boisku, ocenią kibice. Żaden mecz reprezentacji nie jest bez znaczenia. Czy zostanę na stanowisku, czy przyjdzie ktoś inny, ci zawodnicy dalej będą grać dla Polski. Muszą sobie z tego zdawać sprawę. To nie jest tak, że piłkarzowi wszystko wolno. On musi wiedzieć, co robi i musi za to odpowiadać i ponosić konsekwencje.

Ostatni tymczasowi trenerzy reprezentacji - Lesław Ćmikiewicz i Krzysztof Pawlak - kończyli pracę po jednym albo trzech występach. Vicente del Bosque przyszedł do Realu dwa razy tymczasowo, za trzecim - pracował cztery lata i zdobył dwa mistrzostwa Hiszpanii oraz Puchar Europy. Którą drogą pan podąży?

- Chciałbym jak najlepiej dla siebie i innych. Ale nie patrzę dalej niż na mecz z Czechami. To klucz do wszystkiego. Od tego wszystko może się zacząć, ale i skończyć. Stać nas na zwycięstwo i dobrą grę w Pradze. Potem porozmawiamy o tym co dalej.

Na jakiej podstawie pan sądzi, że stać nas na pokonanie Czechów?

- Bo jestem optymistą. Nasi piłkarze potrafią dobrze kopać piłkę. Wiem to.

Jest pan optymistą, ale właśnie straciliśmy szanse na mundial, kluby odpadły z pucharów, nasi zawodnicy za granicą są rezerwowymi...

- Zawodnicy mają umiejętności, nie zapomnieli, jak się gra w piłkę. Problemem jest to, że nie grają na co dzień. Dlatego trudno im cokolwiek pokazać, jeśli występują raz w miesiącu. Jeden-dwóch może nie grać, reszta musi mieć miejsce w klubowej jedenastce.

To za chwilę stanie pan przed dylematem: rezerwowi z zagranicy czy grający ligowcy z Polski.

- Ciężko wybrać. Każdy mecz będzie inny, czasem trzeba będzie dostosować taktykę do stylu rywala i dopiero do niej dobrać piłkarzy. To może ułatwić wybór. U siebie chcemy grać ofensywnie i dobierać taktykę do swoich możliwości, nie patrząc na innych.

Jak zagramy z Czechami? Po swojemu czy wybierze pan zespół, który ma przeciwstawić się taktyce sąsiadów?

- Jeszcze nie oglądałem ich meczów, decyzji nie podjąłem.

Jak pan podchodzi do tych dwóch meczów: nie mam nic do stracenia i wszystko do wygrania czy wszystko do stracenia, a nic do wygrania?

- Gdybym nie widział szansy, by wygrać, nie podjąłbym się tej pracy. Nie zadowolę się przeciętnością, podejmuję się ciężkich wyzwań. To nie jest misja samobójcza. Żeby pracować w sporcie, nie można bać się ryzyka, kalkulować.

Pana pomysł na drużynę na te dwa mecze?

- Żadnych nazwisk nie podam. Muszę przejrzeć, kto w jakiej jest formie.

Przecież pan wie, który polski piłkarz jak i gdzie gra.

- Poza Wisłą i jeszcze jedną drużyną widziałem w tym sezonie na żywo każdy zespół ekstraklasy. Paru zawodników rzeczywiście nie dało się nie zauważyć. Najpierw jednak zastanowię się, jak chciałbym w tych dwóch meczach zagrać. Potem do tej koncepcji dobiorę piłkarzy. W klubie trener ma graczy o określonych predyspozycjach. W kadrze może przebierać. Dopasowuje zawodników do koncepcji. Słuszna jest nazwa selekcjoner, a nie trener. Trenerzy są w klubach.

Zadzwoni pan do 16 szkoleniowców klubów ekstraklasy i zapyta ich o zdanie?

- Tak zrobiłem, kiedy powoływałem kadrę do lat 23. O każdym zawodniku rozmawiałem z jego trenerem klubowym. Tędy droga.

Co pan sądzi o powołaniu na Czechy i Słowację tych, których nie chciał Beenhakker, czyli Kuszczaka, Peszki, Wichniarka, Jelenia, Piotra Brożka.

- Przyjrzę się im. Dla jednego kilkanaście dni to mało, dla innego - wystarczy.

Ma pan zawodnika, bez którego nie widzi swojej kadry?

- Nie odpowiem, bo inny piłkarz mógłby potem mnie spytać, czemu to jego nie wymieniłem.

Powoła pan piłkarzy bez względu na wiek?

- Tak. Liczą się dwa najbliższe mecze i ich aktualna forma. Nie zrezygnuję z nikogo. To ma być kadra najlepszych polskich piłkarzy. Obojętnie, kto ile ma lat.

Jakie mecze obejrzał pan w weekend?

- Byłem w piątek na Legii, a w sobotę we Wronkach na meczu Lecha z Odrą. W niedzielę nie pojechałem na żaden stadion, w sobotę miałem wesele. Wszystkie mecze ligi zobaczę w telewizji.

Zadzwoni pan do zawodników z klubów zagranicznych?

- To oczywiste. Nie powiem do kogo. Żeby kogoś poznać, trzeba dużo z nim rozmawiać.

Ilu zawodników pan powoła?

- Może i 24, ale decyzji nie podjąłem.

Piłkarze narzekają na pana. Że surowy.

- Więcej jest takich, którzy po współpracy ze mną czegoś się nauczyli. Nie ma człowieka, na którego nikt by nie narzekał. Jestem wyrazisty, każdy ma o mnie jakieś zdanie. Tak, wymagam od innych, ale najwięcej od siebie. W sporcie, jeśli ktoś nie chce się wspiąć na wyżyny umiejętności i możliwości, nic nie osiągnie. Wygrywa lepszy, minimaliści nie mają szans.

Nie obawia się pan reakcji kibiców na Stefana Majewskiego?

- Bez względu na to, co napiszą o mnie media, kadra zawsze miała, ma i będzie mieć kibiców. Oni się nie odwrócą od drużyny. Chcą widzieć dobrze grającą reprezentację Polski. Jeśli zobaczą, będą ją wspierać.

Ale kibice chcą mieć gwarancje, że na ławce jest selekcjoner, który tę kadrę odpowiednio wybierze, zmotywuje, przygotuje taktycznie itd... Pana zdaniem, Stefan Majewski, to gwarantuje?

- Kibic wie, że przed pierwszym meczem nie wolno nikogo oceniać. Dlatego mówiłem o kluczowym znaczeniu pojedynku z Czechami.

Pan będzie miał pięć dni i sześć-siedem treningów, by przygotować zespół.

- Wiem. Prawdziwi kibice nie odwrócą się od drużyny, kadra ich przyciąga. Nie boję się przed meczem. Jestem przekonany, że reakcja kibiców będzie pozytywna. Kluczem do tego będzie gra zespołu. Dobry mecz ludzie docenią i pomogą. Czasu na przygotowanie zespołu, by grał tak jak tego chcę, zostało niewiele. Ale, co dla jednego za mało, drugiemu wystarczy. Przecież wielu z tych piłkarzy, których powołam, grało bądź gra dobrze w piłkę. Tego się nie zapomina. Ja mam z nich wydobyć to, co najlepsze. Niech pokażą to na boisku. Wiem, że potrafią.

Będzie pan szukał kolejnych piłkarzy z polskim rodowodem, ale bez naszego paszportu?

- Będę szukał najlepszych. Jeśli jest szansa, że można komuś dać paszport i on wzmocni kadrę, należy to zrobić.

Obraniak jest wzmocnieniem kadry?

- Tak. Właśnie zagrał całe spotkanie przeciwko Valencii w Lidze Europejskiej, występuje w lidze francuskiej. Znaczy, że coś potrafi.

Będzie pan zamykał treningi przed dziennikarzami?

- Nie mam problemów z mediami, a one nie mają ze mną. Nie chcę, żeby dziennikarze kręcili się po hotelu, ale znajdziemy rozwiązanie, które zadowoli obie strony.

Przyjedzie pan na zgrupowanie ze swoim słynnym laptopem?

- Co znaczy "słynnym"? Kiedy kilkanaście lat temu wspomniałem, że go mam i z niego korzystam, większość się śmiała. Teraz każdy trener ma laptopa.

Trenerowi Smudzie służy do stawiania szklanki z herbatą.

- Ale przynajmniej ma. Oczywiście, że na zgrupowanie przyjadę z laptopem.

Sylwetka: Stefan Majewski

Brązowy medalista mistrzostw świata w 1982 roku - w meczu o trzecie miejsce strzelił gola Francuzom, a prowadzona przez obecnego wiceprezesa PZPN Antoniego Piechniczka Polska wygrała 3:2. Piechniczek i Grzegorz Lato - kolega z tamtej srebrnej reprezentacji - zdecydują do końca roku, kto poprowadzi kadrę podczas Euro 2012 na boiskach Polski i Ukrainy.

17 września Majewski został tymczasowym selekcjonerem reprezentacji Polski. W styczniu skończy 54 lata. Do 1978 r. związany był z klubami bydgoskimi, zimą 1978 r. trafił do Legii. W debiucie ze Śląskiem Wrocław strzelił dwa gole. Po pięciu latach w Warszawie, w 1984 roku, wyjechał do RFN, gdzie grał w Kaiserslautern. Karierę skończył w II-ligowym Freiburgu.

W kadrze debiutował 30 sierpnia 1978 r. Na MŚ w Hiszpanii wystąpił we wszystkich siedmiu meczach. W drużynie narodowej rozegrał 40 meczów, strzelił cztery bramki.

Jako trener pracował m.in. w Polonii Warszawa, Amice, Zagłębiu Lubin, Świcie Nowy Dwór, Widzewie i Cracovii. Bez większych sukcesów. W połowie lat 90. w Polonii wysłał piłkarzy do pracy w sklepie, a dzień przed występem w I lidze dyskwalifikował za grę w amatorskich szóstkach. W Amice odsunął od drużyny Ryszarda F. "Fryzjera" herszta mafii, która ustawiała wyniki całej ligi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.