Kolarstwo górskie: Jak szedłem po trasie mistrzostw świata

Prawda jest taka, że na kręte, pokryte głazami i stromymi uskokami wąziutkie alejki trasy w australijskim parku Stromlo nikt o zdrowych zmysłach nie wyjedzie. Ja właściwie po nich szedłem. Z młodzieżową mistrzynią świata

Wiedziałem, jak bardzo jest tam niebezpiecznie. To Tam, gdzie najlepsza polska kolarka spadła na głowę z półtorametrowej skały, tam, gdzie prysły jej marzenia o złotym medalu mistrzostw świata. Chciałem jednak sprawdzić, co czuje człowiek, który siedzi na rowerze i patrzy na skalne czeluści, będąc wpiętym w pedały. Kiedy zmęczenie sięga zenitu, a serce bije (w moim przypadku) 193 razy na minutę.

- Jesteś pewny? - spytała Ola.

- Jestem - odpowiedziałem.

Zaczęliśmy wjeżdżać. Ja i 22-letnia Ola Dawidowicz, od środy najlepsza zawodniczka na świecie w kategorii młodzieżowców. Kobieta nie do zdarcia, która dwa dni przed swoim wyścigiem na pełnej prędkości spadła z rowerem kilka metrów w dół, lądując pionowo głową w ziemię. - Cholernie bolała mnie głowa, gdyby nie kask, nie wiem, co by było - mówiła później i pokazywała fioletowe od krwiaków biodro i ramię. Trener i dziennikarze obserwujący upadek zamarli z wrażenia. A ona pozbierała się, wsiadła na rower i... znów spadła. Wyścig przejechała jednak bezbłędnie, bez żadnego urazu psychicznego.

Miałem do dyspozycji jeden z najlepszych na świecie rowerów górskich - rama Scott Scale, osprzęt Shimano, opony Geax, amortyzatory SID - nic lepszego nie można sobie wymarzyć. Ten sam, na którym Maja miała w sobotę pojechać po złoto. Z nr. 5 na kierownicy, odrapany z lakieru, by dojść do najniższej możliwej wagi - 8,1 kg. Maja pożyczyła mi również swój kask.

- Tu nie wjeżdżaj, prowadź rower, tak będzie bezpieczniej - krzyczała Ola na najbardziej stromym podjeździe. Nachylenie - ponad 20 proc.! Na szosie zdarza się to niezwykle rzadko. Ona sama po prostu wsiadła na rower i pojechała.

Przy zjazdach zasada jest prosta - odblokowany amortyzator, środek ciężkości za siodełkiem, właściwie trzeba przenieść tyłek i szorować nim o kręcące się tylne koło. Wszystko łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, kiedy trasa usłana jest ostrymi głazami.

- Emocje, wyścig, adrenalina, wtedy wykonujesz wszystko automatycznie. Ja już tak mam. Nie tracę głowy, kiedy zabuksuje mi tylne koło, wiem, kiedy i jak je podrzucić, żeby znów złapało przyczepność - opowiada mistrzyni świata.

Ola w wyścigu, w którym zdobyła młodzieżowe mistrzostwo świata, pokonywała każdą z 7,5-km rund średnio w blisko 21 minut. Mnie wczoraj zajęło to 75 minut. I już nawet nie chodzi o to, że na niektórych odcinkach jest tak stromo, że nie da się jechać. Po prostu każdy normalny człowiek na to nie pójdzie. Bo albo ma na tyle wyobraźni, że w krytycznych momentach przy karkołomnych zjazdach zawsze będzie sprowadzał rower, albo jest na tyle nierozsądny, że pójdzie na zabój i zrobi sobie wielką krzywdę.

- Nikt bez przygotowania technicznego, nie mówiąc już o kondycyjnym, nie pokona tej trasy, nie schodząc z roweru - mówi krótko Ola.

Właściwie jedynym momentem, kiedy mogłem dotrzymać kroku Oli, tzn. jechać za nią, były zjazdy o niewielkim nachyleniu. A i tak nie obyło się bez wywrotek, pościeranych kolan czy poharatanych rąk.

Dojeżdżamy w końcu do kamienia, z którego tak fatalnie upadła Maja. Właściwie nie wiadomo, co tam zrobić. Stajesz, patrzysz, trudno zeskoczyć stamtąd bez roweru, a co dopiero z ramą pod pachą, nie mówiąc już o zjeździe. Na feralnej skale spędziłem z pięć minut. Dopiero trener kadry Andrzej Piątek pokazał mi, gdzie najlepiej postawić nogę, by nie zrobić sobie krzywdy.

Przez dwa głębokie na półtora metra rowy nawet nie śmiałem skakać.

- To nie jest zła trasa. Owszem, jest wymagająca, ale poza skałą, na której rozbiła się Majka, wszystko da się przejechać - mówi Ola. - A i tę skałę da się pokonać. Ja się przełamałam i zjeżdżałam. Choć przyznam, że na pierwszym treningu stałam przed nią i zastanawiałam się, jak ją wziąć.

To mówi Ola, która jest młodzieżową mistrzynią świata. Tysiące kibiców stojących na trasie, a także znakomita większość zawodniczek, które przyjechały do Australii na mistrzostwa świata, jest innego zdania.

Ja też.

Piątek: Bilans daje satysfakcję - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.