Czy Anita Włodarczyk wróci do trenera?

- Poróżniliśmy się, ale nawet małżeństwa się kłócą. Teraz karty rozdaje Anita. Jestem gotów pracować z nią dalej i gwarantuję medal igrzysk w Londynie - mówi Czesław Cybulski, były trener Anity Włodarczyk. Młociarka się zastanawia

Cybulski doprowadził Szymona Ziółkowskiego do złota olimpijskiego i mistrzostwa świata. Do lipca trenował Anitę Włodarczyk, ale w atmosferze konfliktu rozstali się. - Moja wygrana to zasługa trenera Cybulskiego. Pracowałam według jego planów - przyznała jednak po mistrzostwie świata poznańska młociarka.

O możliwym powrocie do treningów z Cybulskim mówi tak: - Muszę się zastanowić. W końcu jednak postanowić coś muszę, bo w takim sporcie nie można być samoukiem. Nie wyobrażam sobie pracy bez trenera, to wykluczone. Ktoś zatem być musi. Czy może to być trener Cybulski? Wkrótce podejmę decyzję.

Włodarczyk: Pomogła mi Kamila Skolimowska Radosław Nawrot: Najlepsza na świecie zawodniczka w rzucie młotem i, jak się uważa, najlepszy trener młociarski. Czy naprawdę nie możecie razem pracować?

Czesław Cybulski: - Możemy. Rozstaliśmy się pokłóceni, ale nawet w małżeństwie bywają kłótnie. Choć między mną a Anitą bywało różnie, nie wykluczam, że będziemy dalej współpracować. To zależy jednak tylko od niej.

To Anita powinna zadzwonić?

- Ona rozdaje karty. Jej kariera jest w jej rękach.

Podobno dzwoniła do pana po konkursie.

- Myli się pan. To ja dzwoniłem z gratulacjami. Życzyłem jej 100 lat zdrowia i startów. Nawiasem mówiąc, po naszym rozstaniu dzwoniłem jeszcze do Anity 4 sierpnia. Powiedziałem, że powinienem przygotowywać ją dalej do mistrzostw. Podziękowała, powiedziała, że sobie poradzi.

I poradziła sobie.

- Spisała się wspaniale. Anita ma znakomitą technikę, ale też nad nią pracowaliśmy intensywnie. W Cetniewie mieliśmy po trzy treningi dziennie - techniczny już o godz. 7.15, potem od godz. 10 były rzuty i jeszcze siłownia po południu. Praca, jaką wykonała Anita, była katorżnicza i musiała zaowocować.

Sama Anita mówi jednak, że długo bez trenera pracować się nie da.

- To prawda, bo trener jest nie tylko od planu treningu. Jest od witamin, psychologii, od wszystkiego.

Dlaczego się pokłóciliście?

- Katorżnicza praca rodzi napięcia i konflikty. Kiedy przychodzą wielkie wyniki, zawodnik traci pokorę. Wydaje mu się, że jest pępkiem świata. Nie chce, by go traktować jak dziecko, i mądrzy się. Tak było z Szymonem Ziółkowskim, ale on był w końcu mistrzem olimpijskim i mistrzem świata. Anita jeszcze nie była. Dlatego powiedziałem jej: "Ty jeszcze jesteś nikim, a już się rzucasz". No i pokłóciliśmy się.

A to nie w panu jest coś takiego, co powoduje konflikty? Najpierw Ziółkowski nie wytrzymał, teraz Włodarczyk.

- Jestem bardzo trudny, bo mam ogromne wymagania. A na dodatek jestem całkowicie bezkompromisowy. Jeśli jednak chcemy zadziwiać świat, to pracujmy, a nie udawajmy, że pracujemy. Wymagam tej pracy w pełnym wymiarze, nawet gdy zawodnik źle się czuje. Owszem, jeśli dziewczyna ma kaszel, to możemy wprowadzić trening zastępczy. To jednak nie zawodnik decyduje o tym, kiedy i jak trenujemy. Jestem zwolennikiem systemu kaprali. Moim kapralem jest prezes związku i jego słucham. Natomiast kapralem dla zawodnika jest trener. Dwóch rządzić na treningu nie może. Owszem, zawodnik może mieć swoje pomysły, ale on tylko czuje, a trener widzi.

Zatem aby Anita wróciła do pracy z panem, musi te warunki zaakceptować.

- No, tak. Ja mogę wziąć następnych zawodników. Mam już takich dwóch chłopaków, którzy moim zdaniem są zdolni rzucać 80 m. To Paweł Fajdek i Wojtek Kondratowicz. Jednocześnie nie mogę jednak prowadzić więcej niż dwóch czy dwoje.

Jeśli Anita już teraz bije rekord świata, to do czego jest zdolna w przyszłości?

- Może być pierwszą kobietą, która przekroczy 80 m. Ma wszelkie predyspozycje. W Berlinie wyróżniała się techniką. Wiele dziewczyn przyjechało tam nieprzygotowanych i rzucały jak na mityngu. Jak młociarka z rekordem życiowym po siedemdziesiąt kilka metrów może rzucać na mistrzostwach świata poniżej 70?! Taka Tatiana Łysenko na przykład...

Ona była zdyskwalifikowana za doping.

- Owszem, ale gdyby pracowała tak katorżniczo jak Anita Włodarczyk, też rzucałaby 77-78 m. Ma bowiem ku temu warunki.

To znaczy?

- Wzrost i długie ramiona. Ramiona to podstawa - to wiadomo już z fizyki dla klasy VI.

A zatem to dopiero początek kariery Włodarczyk?

- Kiedy rozpoczynaliśmy pracę, założyliśmy triumf dopiero na igrzyskach w Londynie w 2012 r. Po drodze miały być tylko przystanki - w Berlinie, Barcelonie [tam odbędą się przyszłoroczne mistrzostwa Europy] czy na kolejnych mistrzostwach świata w 2011 r. w Korei. Mogę zagwarantować, że jeśli będziemy dalej pracować, triumf w Londynie będzie.

Owacyjne powitanie Włodarczyk w Polsce - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.