Osiem biegów do końca. Sikora: Puchar Świata? Będzie ciężko

- Nie chcę specjalnego trenera od strzelania. To nic nie da. Strzelam gorzej, bo... szybciej biegam, to cała filozofia. Muszę się przyzwyczaić - mówi ?Gazecie" Tomasz Sikora, lider PŚ

Sikora: Wirtualnie nie jestem już liderem ?

Kadra polskich biatlonistów wyleciała wczoraj do Kanady. Już w środę na olimpijskiej trasie w Whistler Sikora ma rywalizować w biegu na 20 km, a w piątek w sprincie na 10 km.

Polak ma szansę na pierwszą w karierze Kryształową Kulę za Puchar Świata. W klasyfikacji generalnej wciąż jest liderem i wyprzedza o 23 pkt Ole Einara Bjoerndalena. Ale przez kilka dni był przeziębiony. Tylko dwa razy normalnie trenował.

Do końca sezonu zostało osiem biegów indywidualnych, można w nich zdobyć aż 480 pkt (zwycięstwo w PŚ daje 60).

Jakub Ciastoń: Jak to się stało, że przeziębił się pan?

Tomasz Sikora : Zmęczenie organizmu. Po mistrzostwach świata w Korei przez 32 godziny byłem w podróży i przyplątał się wirus. Niemal tydzień nie mogłem normalnie trenować, co najwyżej chodziłem na nartach.

Choroba może odbić się na formie?

- Oby nie. Po przeziębieniu został już tylko ostry katar i kaszel. Ostatnio czułem się już w miarę dobrze. Martwię się, że przerwa od MŚ była już dość długa. Praktycznie nie miałem żadnych szybszych treningów ani zawodów. Mam nadzieję, że choroba niczego mi nie zakłóciła. Gdybym po MŚ mógł normalnie trenować, o dyspozycję biegową byłbym spokojny, a tak... jest niepewność.

Lecicie do Kanady na trzy dni przed zawodami. Norwegowie są już w Whistler od dziesięciu dni. Co z aklimatyzacją? Nie popełniacie błędu?

- Z trenerem Romanem Bondarukiem uznaliśmy, że zawody w Kanadzie potraktujemy "z marszu". Nie chcieliśmy się w pełni aklimatyzować w Kanadzie, bo za chwilę wracamy. W Whistler będą dwa biegi indywidualne, w Norwegii trzy. Uznaliśmy, że starty w Europie są ważniejsze. Norwegowie mogą mieć potem problem, bo w Kanadzie jest osiem godzin różnicy czasu, a zaraz po Trondheim lecimy do Chanty-Mansyjska na Syberię. Dla Norwegów to będzie w sumie aż 12 godzin różnicy. Moim zdaniem nasz pomysł jest lepszy. Zresztą do Kanady pojechałbym, nawet gdybym był tak poważnie chory, że nie mógłbym startować. Chcę zapoznać się z trasami, na których za rok będę rywalizował na igrzyskach.

Bjoerndalen nie odpuści PŚ? Wygrał cztery złote medale MŚ, pobił rekord zwycięstw Stenmarka w PŚ. Może już starczy...

- Nie odpuści. Chce zdobyć kolejną Kryształową Kulę. Zresztą w ostatnich trzech zawodach PŚ nigdy nikt nie odpuszcza. Ważniejszych startów już po prostu nie ma. Nikt nie oszczędza energii, tylko walczy na maksa.

Uda się wygrać z Bjoerndalenem?

- Ciężko będzie. Wirtualnie nie jestem już liderem PŚ. Żeby zwyciężyć, to ja muszę gonić Bjoerndalena i uzyskiwać od niego lepsze wyniki. Mało kto pamięta bowiem o przepisie, że na koniec sezonu odlicza się punkty z trzech najgorszych startów, a to premiuje Bjoerndalena. Norweg trzy razy w ogóle nie wystartował i nie straci punktów. Ja stracę za trzy najgorsze biegi, i to całkiem sporo [73 pkt]. Sytuacja wyjściowa nie jest więc różowa, ale będę ostro walczył do końca.

Jaką wybierzecie strategię, czy jest możliwe, że teraz pan odpuści jakiś start?

- Być może nie będę biegał w sztafetach. Zobaczymy na miejscu, jak będę się czuł.

Co pan powie o trasach, gdzie rozstrzygnie się walka o PŚ. Lubi je pan?

- I tu jest problem, bo znam tylko trasę w Chanty-Mansyjsku. Pasuje mi, w poprzednim sezonie wygrałam tam na 15 km. O Kanadzie i Trondheim nie umiem nic powiedzieć. W Norwegii zazwyczaj na koniec sezonu były zawody w Oslo, ale teraz ten obiekt jest w remoncie.

Jak na spokojnie ocenia pan MŚ, które zakończyły się 22 lutego?

- Mistrzostwa w Korei były dla mnie słabe, nie ma się co oszukiwać. Moim zdaniem kluczowy był sprint na 10 km, gdy popełniliśmy błąd, decydując się na pierwszą grupę startową. Warunki na trasie były potem dużo lepsze. Biegło mi się znacznie trudniej i odbiło się to potem na strzelnicy, bo się za bardzo spieszyłem.

Piętą achillesową było strzelanie. Być może kosztowało to nawet trzy złote medale.

- Dużo o tym myślałem. Zawsze źle mi się strzelało w trudnych warunkach, przy silnym wietrze, a w Korei wiało cały czas, więc chyba to było decydujące. Ja po prosty jestem typem zawodnika, który musi mieć idealne warunki do wysokiej skuteczności strzeleckiej.

Może powinien pan zatrudnić specjalnego trenera od strzelania?

- Nie zgadzam się. Strzelanie w biatlonie, a strzelectwo to są dwie kompletnie różne dyscypliny. U nas strzela się przy totalnym zmęczeniu, trzeba uspokoić rozdygotany puls i strzelać szybko. W strzelectwie jest dużo czasu na wyciszenie i koncentrację. Ja strzelam do pięciu tarcz, przenoszę muszkę, w strzelectwie jest ta sama tarcza. Oni muszą trafić w dziesiątkę, nam wystarcza ósemka. Różnice są ogromne.

Bjoerndalen ma trenera od strzelania...

- Ale to jest normalny trener biatlonowy, taki sam specjalista jak mój szkoleniowiec Roman Bondaruk.

Kiedyś nie pudłował pan aż tak często. Umiecie zdiagnozować, co się rozregulowało?

- Strzelam teraz gorzej, bo znacznie szybciej biegam. To cała filozofia. Znacznie szybszy bieg w jakiś niezauważalny sposób przekłada się na precyzję. Widocznie mam mniej pewną rękę. Bjoerndalen kilka lat temu też strzelał katastrofalnie, gdy był w szczycie formy biegowej. Wygrywał wtedy nawet w narciarskim PŚ, ale w biatlonie często nie dawał rady, bo zaliczał po pięć-sześć pudeł.

Nie da się nic z tym zrobić?

- Od początku powtarzam, że sam jestem zaskoczony, że biegam tak szybko. To dla mnie nowa sytuacja. Muszę się do tego po prostu przyzwyczaić. Być może z czasem wytrenuję lepsze strzelanie przy tak mocnym biegu.

Klasyfikacja PŚ

Pozostałe zawody

Rosyjscy kibice grozili śmiercią szefowi biatlonowej federacji - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA