Trzecie zwycięstwo Królowej Śniegu

Justyna Kowalczyk zdeklasowała w sobotę rywalki w biegu na 10 km stylem klasycznym! W czwartek rano czeka ją pierwszy start w mistrzostwach świata. Dystans? 10 km stylem klasycznym...

- Fajnie, że polskie media piszą o mnie "Królowa Śniegu". Podoba mi się, ale się nie przyzwyczajam. Polacy często zmieniają zdania. Kiedy w piątkowym sprincie byłam 21., dostałam parę telefonów z pytaniem, czy czasem już się nie skończyłam... - mówi polska biegaczka.

To był niesamowity start Kowalczyk. W sobotę prowadziła od pierwszego do ostatniego metra, stale powiększając przewagę nad rywalkami. Najbardziej niebywała sytuacja miała miejsce na ósmym kilometrze. Kowalczyk wyprzedziła Finkę Virpi Kuitunen, która wystartowała pół minuty przed nią. Kuitunen to zdobywczyni ostatnich dwóch PŚ, triumfatorka ostatniego Tour de Ski. Tymczasem Polka - drugi raz z rzędu - minęła ją jak mercedes furmankę. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce miesiąc temu w Otepää, gdzie Polka także wygrała. Na mecie miała ponad minutę przewagi, utytułowaną rywalkę minęła także w klasyfikacji generalnej PŚ, awansując na trzecie miejsce.

Trasa w Valdidendro była bardzo ciężka. - Na wysokości 1300 metrów nie bardzo jest jak oddychać - mówi trener Aleksander Wierietielny. Niektóre zawodniczki powłóczyły nogami, szły, zamiast biec. Polce dotrzymywała kroku jedynie Włoszka Arianna Follis, ale na mecie była 12 sek za nią.

Kowalczyk wygrała po raz trzeci w sezonie. - Forma przyszła w odpowiednim czasie, Justysia zbiera owoce ciężkiej pracy latem - mówi trener. - Zasuwała tak ciężko, że momentami miała dość absolutnie wszystkiego. Prosiła już o zimę, o starty, żeby skończyła się ta mordęga. Ale teraz mamy efekty tych treningów. Mimo że forma jest dobra, to jednak przed mistrzostwami świata trochę się martwię. Presja wzrośnie, a my nabieramy coraz większego respektu dla rywalek. Na pewno będą przygotowane.

Ostatni "szlif" przed startami w Libercu Polka miała we włoskim Livigno. Tam pracowała nad regeneracją sił, nabierała świeżości, testowała nowe narty (dwie pary do techniki klasycznej, dwie do kroku "łyżwowego"). Ale nie wiadomo, na jakich wystartuje. - Czasem te sprzed pięciu lat lepiej jadą niż nowe. Zobaczymy - mówi trener polskiej biegaczki.

Czy oboje tego chcą, czy nie (a nie chcą) Kowalczyk przyjechała w niedzielę wieczorem do Liberca jako jedna z faworytek. - Mamy nadzieje i obawy - mówi Wierietielny. - Na mistrzostwach czy igrzyskach równie ważna jest forma psychiczna. Justysia wytrzyma presję, a jak coś będzie nie tak, pomożemy. Teraz trzeba nam spokoju, a nie zwiększania ciśnienia. Fajnie, jakbyście pisali o innych dyscyplinach. Trwają mistrzostwa świata w biatlonie [śmiech]. A do nas telefon dzwoni pięć minut po biegu. To nie rzut młotem czy 100 m, że regeneracja następuje po chwili. Przez ponad pół godziny organizm jest maksymalnie eksploatowany. Dochodzi się do siebie pół godziny. Ale ze wszystkim umiemy się zmierzyć.

Kowalczyk nie dość, że awansowała na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, to jeszcze została liderką PŚ na dystansach (w klasyfikacji sprintu jest piąta). W rywalizacji o małą Kryształową Kulę Polka ma 671 punktów (o 30 więcej od Finki Aino-Kaisy Saarinen).

W klasyfikacji generalnej ma 109 pkt straty do Saarinen. - Na Puchar spojrzymy po mistrzostwach świata - obiecuje Wierietielny i z żalem wspomina piątkowy sprint w Valdidendro. Kowalczyk miała czwarty czas w eliminacjach, ale odpadła w ćwierćfinale. O kolejności na finiszu decydowała fotokomórka. - Po pierwsze, to był piątek. Po drugie, trzynastego. Jej rywalkami w ćwierćfinale była m.in. mistrzyni Norwegii i mistrzyni Szwecji w sprincie. Ale już o tym zapomnieliśmy.

Teraz najważniejsze są MŚ w Libercu. W środę ceremonia otwarcia i pierwsze treningi na trasach w Czechach. W czwartek start na 10 km techniką klasyczną. Dwa ostatnie biegi na tym dystansie wygrywała polska Królowa Śniegu z Kasiny Wielkiej.

Zwycięstwa Kowalczyk w PŚ

27.01.2007 (Otepää, Estonia): 10 km stylem klasycznym

22.01.2008 (Canmore, Kanada): bieg łączony (7,5 km klas. + 7,5 km dow.)

17.01.2009 (Whistler, Kanada): bieg łączony (7,5 km klas. + 7,5 km dow.)

24.01.2009 (Otepää): 10 km techniką klasyczną

14.02.2009 (Valdidendro, Włochy): 10 km techniką klasyczną

Mówi Justyna Kowalczyk:

- W telewizji mogło wyglądać, że wygrałam łatwo i bez wysiłku. Tymczasem zmęczona jestem potwornie, nawet telefonu nie miałam w sobotę siły podnieść. Taki start kosztuje mnóstwo siły.

Trasa we Włoszech była, jak dla mnie - na początku długi, płaski podbieg, a później różnie. Najbardziej bałam się ostatnich niespełna trzech kilometrów i mocnych, stromych, ale krótkich podbiegów. Takich nie lubię. Nie chciałam zrobić żadnego głupstwa i się udało. Kiedy doścignęłam i wyprzedziłam Kuitunen, myślałam o tym, żeby utrzymać rytm i technikę. Że zaraz podbieg, potem zjazd. Nasłuchiwałam wieści od innych trenerów.

Zostałam liderką PŚ na dystansach. Oznacza to, że na mistrzostwach świata w biegach interwałowych [zawodniczki startują po sobie w odstępach 30-sekundowych - rb.] zawsze będę biegła przedostatnia. Za mną będzie tylko liderka PŚ Aino-Kaisa Saarinen. W biegach ze startu wspólnego numer się nie liczy, ważne żeby ręce i nogi miały moc.

Teraz najważniejsze zapomnieć o tym, że dwa ostatnie biegi na 10 km klasykiem wygrałam ze sporą przewagą. Finki na pewno wściekną się za te porażki. Saarinen będzie "śnieg gryzła", żeby się zrewanżować. To jest taka, jakby to ująć, bardzo emocjonalna dziewczyna. Longa też za bardzo nie ustępuje, nikt nie wie, w jakiej formie przyjadą Norweżki? Jest jeszcze Ukrainka Szewczenko i Majdić oczywiście. Zawsze również zdarzają się niespodzianki, jaką ja byłam, gdy zdobyłam brązowy medal olimpijski... Około dwunastu biegaczek ma szanse na medale.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.