Jacek Krzynówek: Spragniony jestem grania jak nie wiem co

- Jest co świętować. Zostałem wyzwolony z wolfsburskiej niewoli i mam nadzieję, że moje drogi z panem Magathem już nigdy się nie zejdą - mówi ?Gazecie? Jacek Krzynówek

Krzynówek przechodzi do Hannoveru

Po miesiącach siedzenia na ławce rezerwowych albo na trybunach w poniedziałek 33-letni skrzydłowy reprezentacji Polski odszedł z Wolfsburga do Hannoveru za pół miliona euro. Podpisał półtoraroczny kontrakt.

Robert Błoński: Dawno nie słyszałem pana tak zadowolonego.

Jacek Krzynówek: Bo wreszcie jest co świętować! Cieszę się bardzo, moja gehenna w Wolfsburgu się skończyła. I to dosłownie za pięć dwunasta. Okoliczności transferu były dramatyczne.

To będą mocne słowa, ale zostałem wyzwolony z wolfsburskiej niewoli i mam nadzieję, że moje drogi z panem Magathem już nigdy się nie zejdą. Więcej nazwiska tego człowieka nie wypowiem, bo to byłaby dla niego reklama. Ale obiecuję wywiad, w którym o nim opowiem. Teraz za bardzo się cieszę i przeżywam odejście do Hannoveru, żeby mącić sobie nim głowę. Poza tym jadę autem, nie chcę się denerwować.

Hannover kupił pana w poniedziałek, bo... w niedzielę sprzedał do Zenitu St. Petersburg Węgra Szabolcsa Husztiego.

- Przychodzę na jego miejsce. Kojarzę Węgra, ma podobną charakterystykę do mojej. Też wykonuje stałe fragmenty lewą nogą. Rozmawiałem z trenerem Hannoveru Dieterem Heckingiem. Opowiadał, że w niedzielę do późna zastanawiał się, kogo kupić w miejsce Węgra. W poniedziałek rano zadzwonił do Wolfsburga z konkretną ofertą, po godz. 15 podpisałem kontrakt, który wszedł w życie po badaniach lekarskich. Okazało się, że z moim operowanym kiedyś kolanem nie jest źle. Zresztą skoro wytrzymało cztery okresy przygotowawcze u niego [Magatha], to nie miałem żadnych obaw. W nowym zespole dostałem numer 20.

Miejsce w składzie Wolfsburga stracił pan wiosną 2008 roku...

- Ale problem zaczął się wcześniej, kiedy tylko on [Magath] został trenerem i dyrektorem Wolfsburga, czyli 1 lipca 2007 r. Zmieńmy temat, nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Już myślałem, że będę musiał zostać w Wolfsburgu, że nikt mnie nie kupi. Była oferta z Legii, ale wątpię, by on zgodził się na moje odejście za darmo. Miałem jeszcze pół roku kontraktu. Gdy Hannover się zgłosił, zastanawiałem się pięć minut.

Pół miliona euro to całkiem sporo.

- Widocznie tyle jestem teraz wart dla Hannoveru. Może cena przekonała go, żeby mnie w końcu puścił? Może od początku chodziło mu tylko o kasę? Podczas przygotowań zagrałem tylko 45 minut z Mainz. Strzeliłem gola, dostałem wysoką ocenę. I co z tego? Byłem widocznie za dobry na Wolfsburg i oczekiwania tego człowieka. Z każdym, oprócz jego jednego, żyłem w Wolfsburgu dobrze. Widocznie ktoś na górze spojrzał i zdecydował: niech już ten Krzynówek się nie męczy i idzie gdzieś indziej.

Zadebiutuje pan w niedzielę z Energie?

- Bardzo bym chciał. We wtorek o 14 byłem w nowym klubie, o 15 trenowałem. Problemów z aklimatyzacją nie mam. Język znam, ludzi również.

Była jeszcze oferta Legii. Konkretna?

- Bardzo poważna, zaproponowano mi świetne warunki. Zostałem w Bundeslidze, bo uznałem, że to korzystniejsze dla mnie pod względem sportowym i finansowym. Legii dziękuję za zainteresowanie i ogromną wolę sprowadzenia mnie na Łazienkowską. Liczę na wyrozumiałość i na to, że w Warszawie mnie nie skreślą. Może jeszcze kiedyś nasze drogi się zejdą? Wiem, że w transfer do Legii było zaangażowanych sporo osób. Nie ma co gdybać, czy przyszedłbym do Warszawy, jeśli nie zgłosiłby się Hannover. Innych ofert nie miałem. Chciała mnie Hertha, ale chyba "ten człowiek" miał kiedyś zatarg z Dieterem Hoenessem [dyrektor Herthy] i mnie tam nie puścił.

Co na to rodzina? Kiedyś mówił pan, że koniecznie chce wracać, bo żona i córka są w Polsce...

- Rozmawiałem z Anetą wiele razy. Decyzja była trudna, ale wybór należał do mnie. Do domu będę miał raptem 40 kilometrów dalej niż z Wolfsburga. Trasę znam świetnie, więc nie zabłądzę.

Będzie pan mieszkał w Wolfsburgu?

- Wyprowadzam się. Spod stadionu w Hanowerze do mojego obecnego domu jest 105 km. Za dużo, by codziennie dojeżdżać. Do końca lutego chcę mieszkać bliżej Hanoweru.

Hannover jest 12. w Bundeslidze. Spadek raczej mu nie grozi, ale strata do miejsca gwarantującego europejskie puchary też jest raczej nie do odrobienia.

- To średniak, ale oczekiwania i możliwości są wyższe. W pierwszej rundzie aż sześciu czy siedmiu zawodników z podstawowej jedenastki było kontuzjowanych. A i tak mamy tylko siedem punktów mniej niż Wolfsburg, który w dwa lata wydał na transfery 80 mln euro. Potencjał Hannover ma, nie jest tak słaby jak jego miejsce w tabeli. Na inaugurację rundy pokonał Schalke, teraz trzeba wygrać z Cottbus.

Zna pan piłkarzy z nowej drużyny?

- Z Mikiem Hanke grałem w Wolfsburgu, z Hanno Balitschem jeszcze w Leverkusen, a przeciwko Amerykaninowi Cherundolo grałem tak często, że... też się znamy. Dogadam się ze wszystkimi.

A trener Hecking?

- Może wreszcie odlepiona zostanie ode mnie etykietka, że w Bundeslidze ceni mnie tylko jeden szkoleniowiec: Klaus Augenthaler. Gdzie on pracował, tam i ja grałem. Liczę na dobrą współpracę z Heckingiem. Wie, czego chce, widzi mnie w składzie, liczy na mnie. Rozmawialiśmy trochę przez telefon, potem w cztery oczy. Będzie dobrze.

W poniedziałek leci pan do Portugalii na zgrupowanie reprezentacji i mecz z Walią. Wreszcie będzie pan miał dobre wiadomości dla Leo Beenhakkera.

- Już się ucieszył, bo dzwoniłem, by powiedzieć mu o transferze. Skończą się rozmowy, że kadra to dla mnie jedyna okazja do gry. Przynajmniej jeden problem trener Beenhakker ma z głowy.

Spojrzał pan w kalendarz Bundesligi?

- Teraz gramy z Cottbus, potem bodaj ze Stuttgartem.

W przedostatniej kolejce Hannover zmierzy się z Wolfsburgiem.

- O tym jeszcze nie myślę. Na razie jestem spragniony grania z każdym. Spragniony jak... nie wiem co.

Ruszyła Bundesliga. Więcej w specjalnym serwisie na Sport.pl - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.