Listkiewicz stawił się we wrocławskim sądzie ?
Michał Listkiewicz stawił się we wtorek we wrocławskim sądzie, gdzie zeznawał jako świadek w procesie Arki Gdynia oraz Ryszarda F. pseudonim "Fryzjer". Kolejny już raz - ale teraz przed sądem - były szef PZPN podkreślał, że korupcji w ligowym futbolu i ustawianiu spotkań wiedział niewiele. W zasadzie prawie nic. Do sądu wezwany został, gdyż wraz z byłym wiceprezem Eugeniuszem Kolatorem powiadomili kiedyś prokuraturę, że w trakcie meczu Arki z MKS-em Mławą mogło dojść do pewnych nieprawidłowości. Przedstawiciele MKS-u Mławy twierdzili, że sędzia tendencyjnie drukował zawody dla Arki.
- O wszystkim dowiedziałem się z przekazów w mediach - zaznaczał Listkiewicz. - Powołałem trzyosobową komisję i obejrzeliśmy sporne fragmenty meczu. Uznałem, że podyktowany w ostatniej minucie rzut karny dla Arki był słuszny - dodał.
Prowadzący ten mecz arbiter Andrzej K. z Częstochowy jest teraz oskarżonym w procesie o przyjęcie łapówki za ustawienie spotkania. Świadkowie twierdzą, że w czasie meczu wyraźnie sprzyjał Arce, która jednak nie mogła strzelić bramki. W pewnym momencie gry jeden z zawodników gdyńskiego klubu Krzysztof S. miał biec za arbitrem i krzyczeć do niego: "Panie sędzio, to kiedy będzie ten karny?"
Piłkarz S. również zasiada teraz na ławie oskarżonych. Mimo to nadal jest w kadrze Arki.
- Czy mecz Arki z Mławą był dla pana jedynym sygnałem, że w polskiej piłce dochodziło do korupcji, ustawiania meczów, przekupywania sędziów, piłkarzy, obserwatorów? - dopytywał sędział Rodziewicz.
- Były inne przypadki, ale one do mnie nie docierały. Nimi zajmował się wiceprezes Kolator, bo on był od spraw dyscyplinarnych - opowiadał Listkiewicz. - Do mnie dotarł tylko sygnał w sprawie Kujawiaka, czy arbiter zasadnie przerwał mecz z udziałem tego klubu? Obejrzałem później ten pojedynek i uznałem, że sędzia chyba niesłusznie postąpił. (Chodzi o II-ligowy pojedynek Kujawiaka Włocławek z ŁKS-em Łódź, w którym sędzia Zbigniew Rutkowski z Poznania za łapówkę sprzyjał Kujawiakowi i pokazał piłkarzom z Łodzi aż cztery czerwone kartki. W śledztwie arbiter przyznał się do winy, dobrowolnie poddał karze i został skazany na grzywnę i karę więzienia w zawieszeniu - dop. red).
Podczas składania zeznań przez Michała Listkiewicza dochodziło do zaskakujących sytuacji. Tak było, gdy były prezes związku zachwalał w jaki sposób związek przeciwdziała łapówkarstwu. - Teraz antykorupcyjne przepisy ustalone przez PZPN są najsurowsze w Europie - podkreślał Listkiewicz.
Na takie stwierdzenie szybko zareagował prowadzący proces sędzia Rodziewicz, który zapytał: - Wobec tego czy jest pan w stanie wytłumaczyć, jak to możliwe, że arbitrzy, którym wrocławska prokuratura postawiła zarzuty korupcyjne nadal sędziują mecze w ekstraklasie?
Nieco zdeprymowany Listkiewicz przyznał, że rzeczywiście są dwa takie przypadki (dotyczą Marka M. i Marcina W.- dop. red.). - Oni odwołali się od decyzji zawieszających ich jako sędziów i złożyli specjalne oświadczenia, w których zapewnili, że są niewinni. Poza tym podpisali gwarancje finansowe, zobowiązując się do zapłacenia dużego odszkodowania jeśli zostaną skazani za korupcję - tłumaczył. A później - w swoim stylu - odpowiedzialność za takie decyzję zrzucił na inne, niezależne organy PZPN. - Sprawę prowadził Wydział Dyscypliny oraz Trybunał Piłkarski i to one spowodowały, że arbitrzy zostali przywróceni do sędziowania. Co do moralnej oceny tej decyzji nie chciałbym się wypowiadać - dodał.
Jednak sędzia Rodziewicz drążył dalej. - Czy zarząd PZPN nie miał na to żadnego wypływu?
- Miał - pokiwał głową Listkiewicz. - Przegłosowaliśmy decyzję o przywróceniu sędziów z zarzutami.
Pytany o "Fryjzera" Listkiewicz stwierdził, że go zna, ale ich kontakty były sporadyczne. - Nawet nie miałem jego numeru telefonu - podkreślał.
- Jak to się stało, że Ryszard F. został przez PZPN uznany za persona non grata - pytał sędzia Rodziewicz?
- Wnioskodawcą był Zbyszek Boniek, a chodziło o fakt, że pan F. naruszył regulamin związku, gdy przed jednym z meczów zjawił się w szatni sędziów. To było zabronione - przypominał sobie Listkiewicz. I z pewną rezygnacją dodał: - Raczej niewiele to dało, bo kara zakazywała mu tylko funkcjonowania w statutowych organach związku.
- I tylko za to jedno zdarzenie PZPN uznał go za persona non grata - dziwił się sędzia Rodziewicz?
- Nie przypominam sobie dokładnie - tłumaczył się Listkiewicz.
Podczas składania zeznań doszło do kilku komicznych sytuacji. W pewnym momencie sędzia Rodziewicz zapytał Listkiewicza: "Czy pan F. partycypował w przekazywaniu panu jakiegoś sprzetu AGD? .
- Nie, nigdy. Ja w domu nie mam sprzętu Amiki - zanaczył Listkiewicz, a słuchający tych słów rozbawiony "Fryjzer" śmiał się do dziennikarzy.
Odpowiadając na pytania prokuratora były szef PZPN miał duże problemy z przypomnieniem sobie którzy działacze za jego kadencji byli szefami sędziów. Nie odpowiedział jednoznacznie z jakich powodów odchodzili z tej funkcji. - No, składali rezygnację - mówił.
Po wyjściu z sali Listkiewicz odpowiadał jeszcze na pytania dziennikarzy. - Nie byłem zestresowany i powiedziałem całą prawdę. Potem kilka razy podkreślał, żeby dziennikarze bardziej zainteresowali się posłem PO Januszem Palikotem i komisją, której w sejmie przewodzi. Widać było, że były prezes nie przepada za posłem, który kiedyś w studiu TVN 24 próbował mu wręczyć świński ryj.
- Jak jechałem do sądu to taksówkarz w imieniu swojej żony gratulował mi postawy. Taksówkarz podkreślał, że jego żona nienawidzi posła Palikota - zakończył Listkiewicz.
We wtorek w procesie zeznania miała składać Krystyna Stachowiak konkubina Ryszarda F. Kiedy sędzia zapytał ją o zawód, spokojnie odpowiedziała: Fryzjerka, wzbudzając wesołość na sali.
W trwającym rok procesie "Fryzjera" i przedstawicieli Arki Gdynia na ławie oskarżonych zasiada 17 osób - w tym byli klubowi działacze, piłkarz Arki, sędziowie oraz obserwatorzy. Arka miał ustawić prawie 50 meczów i dzięki temu nie spadł z drugiej ligi, a poźniej awansował do I ligi.