Vendee Globe: 10 w skali Beauforta, 36 godzin bez snu, 36 godzin choroby morskiej

Porywy wiatru 100 km na godz., fale ogromne - taką depeszę przysłała Samantha Davies z jachtu ?Roxy? w środku walki ze sztormem tuż po starcie regat Vendee Globe. - 36 godzin bez snu, 36 godzin choroby morskiej, wszystko zwymiotowałem. Pierwszy raz coś takiego przeżyłem - dodał lider i stary wilk morski Jean-Pierre Dick.

Podstolik żeglarski triumfuje w "Gazecie Wybiorczej" ?

W niedzielę 30 samotników wyruszyło z wandejskiego portu Les Sables d'Olonne w podróż dookoła świata bez zawijania do portu. W najtrudniejszym teście - rozgrywanym po raz szósty Vendee Globe - pokonają 24 tys. mil morskich, wezmą lewą burtą przylądki Dobrej Nadziei, Leeuwin, Horn. Po opłynięciu Antarktydy wrócą na Atlantyk i do Les Sables d'Olonne po osiemdziesięciu kilku dniach żeglugi. Pierwszemu zwycięzcy - z 1989 roku - Tituanowi Lamazou zajęło to 109 dni. Ostatniemu triumfatorowi Vincentowi Riou - 83 dni. Niektórym uczestnikom pokonanie trasy zajmuje niemal pół roku. W edycji z 1989 roku Jean-Francoise Coste wrócił do portu po 163 dniach.

Jeszcze jednak jacht "Roxy" nie wyszedł z Zatoki Biskajskiej, kiedy uderzył weń sztorm. - To klasyczny listopadowy sztorm w tym rejonie. Vendee Globe jest wielkim sportowym wyzwaniem, sztorm jego częścią. Regaty trwają - skomentował beznamiętnie ich szef Philippe de Villiers.

Franka Dietzsch walczy z bólem i o czwarty tytuł mistrzowski ?

Sztorm wzmagał się z każdą godziną. W niedzielę w nocy żeglarze mówili o wietrze o sile 6 w skali Beauforta (prędkość ok. 12 m/s) i 3-4-metrowych falach. W poniedziałek donosili o 10 w skali Beauforta, czyli o prędkości ok. 29 m/s (ponad 100 km/godz.) i 6-9-metrowych falach. - To prawdziwa bitwa. Naprawdę brutalnie rzuca łodzią - brzmiał e-mail Jeremie Beyou.

Trzy łodzie straciły maszty, dziewięciu żeglarzy wróciło do portu, aby dokonać napraw. Jacht znanego szwajcarskiego żeglarza Bernarda Stamma zderzył się z kontenerowcem, który podobno nieoczekiwanie zmienił kurs, gdy żeglarz samotnik wyliczał trasę na mapie pod pokładem. Wszyscy wrócili na trasę - zgodnie z przepisem, że można ponownie wystartować, o ile powrót do Les Sables d'Olonne nie zajmie więcej niż 10 dni.

We wtorek sztorm zelżał i czołówka wypłynęła na pełny ocean po minięciu Cape Finisterre. - Jestem całkowicie wyczerpany. Przebyliśmy piekło - stwierdził prowadzący w wyścigu Dick na jachcie Paaprec-Virbac 2.

Andy Roddick wycofał się z Masters Cup z powodu kontuzji kostki ?

Śmiałkowie dysponują 18-metrowymi łodziami przystosowanymi do samotnej żeglugi. Jeśli siła wiatru i jego kierunek się zmieniają, muszą nieustannie - i w ekstremalnych warunkach - uwijać się przy żaglach. W Vendee Globe nie można być pilotowanym przez wynajętych routerów (fachowców, którzy na podstawie danych pogodowych wyznaczają najbardziej optymalny kurs), wszyscy mają do dyspozycji tę samą prognozę z biura France Meteo oraz satelitarny system lokalizacji gór lodowych, nieodzowny na południowym oceanie. Biskaje bowiem mogą być zaledwie preludium do wydarzeń podczas okrążania Antarktydy.

To tam w edycji z 1996 roku zginął w gwałtownym sztormie Kanadyjczyk Gerry Roufs - po nim ani po jego jachcie Groupe LG2 nie znaleziono nawet śladu. To tam lider Yves Parlier zderzył się z górą lodową, zaś australijska marynarka wojenna wyciągnęła z morza Thierry'ego Duboisa i Tony'ego Bullimore'a, który spędził cztery dni uwięziony pod wodą, w dryfującej do góry dnem łodzi. I tam na swoją Legię Honorową od Francji zasłużył Anglik Pete Goss, który zawrócił, aby ratować bliskiego śmierci Francuza Rafaela Dinellego.

Dinellego, który zamieszkał w Les Sables d'Olonne i dziś próbuje szczęścia w Vendee Globe po raz czwarty.

Copyright © Agora SA