Żużlowa ekstraliga z wielkimi kłopotami

Polską Enea Ekstraligą wstrząsają skandale, kluby coraz bardziej się zadłużają, niektóre nie płacą pensji zawodnikom. Ale to wciąż najlepsze rozgrywki na świecie. Enea Ekstraliga startuje w sobotę, tytułu broni SPAR Falubaz Zielona Góra, który zacznie sezon od meczu z Azotami Unią Tarnów.

Na stadionie w Zielonej Górze zakończył się poprzedni sezon. Falubaz wygrał finał z Unibaksem Toruń walkowerem 40:0, bo główny sponsor torunian Roman Karkosik zabronił swoim żużlowcom jazdy. Miliarder zareagował tak, bo jego drużyna była osłabiona przez kontuzje czołowych zawodników (m.in. Tomasza Golloba), a rywale oraz władze ligi nie chciały się zgodzić na przełożenie spotkania. Decyzja Karkosika wywołała skandal. Toruński klub został ukarany milionem złotych grzywny, rozpocznie też sezon z ośmioma ujemnymi punktami.

Drugi skandal, który wstrząsnął polskim żużlem, wywołał zmagający się z ogromnymi problemami finansowymi Włókniarz Częstochowa. W poprzednim sezonie od maja nie wypłacał pensji najlepszemu zawodnikowi Emilowi Sajfutdinowowi. W sumie był mu winien milion złotych. Umówił się z Rosjaninem, że do końca listopada zapłaci mu 300 tys. złotych. Nie zapłacił i... ukarał Rosjanina. Kazał mu wpłacić 200 tys. złotych - tłumaczył, że to grzywna za: niestawienie się na dwa mecze ligowe, ujawnienie informacji dotyczących kontraktu oraz naruszenie dobrego imienia i wizerunku klubu. Sajfutdinow nie wystartował w obu spotkaniach, bo czuwał przy umierającym ojcu. Władze Włókniarza doskonale o tym wiedziały. Wysłały nawet zawodnikowi kondolencje po śmierci taty, ale stało się to, zanim klub próbował uniknąć spłacenia długów. Teraz Sajfutdinow jest żużlowcem Unibaksu i czeka na pieniądze.

Długi wobec zawodników ma nie tylko klub z Częstochowy. Z ośmiu zespołów ekstraligi tylko Unibax oraz Falubaz nie mają problemów ekonomicznych. - Niestabilna sytuacja finansowa w polskim żużlu narastała w ostatnich latach - mówi prezes prowadzącej rozgrywki spółki Speedway Ekstraliga Wojciech Stępniewski, który wcześniej był szefem Unibaksu. - W 2007 roku budżet klubu z Torunia na pensje zawodników wynosił 3,5 miliona złotych - dodaje.

W tym sezonie Unibax musiał zebrać trzy razy więcej, by zapłacić gwiazdom. Były szef Włókniarza Marian Maślanka mówi, że siedem lat temu cały budżet jego klubu wyniósł 2,5 miliona złotych.

Teraz tyle trzeba zapłacić jednemu żużlowcowi, a w drużynie jeździ siedmiu ludzi. Oczywiście 2,5 mln zł to stawka tylko dla najlepszych. Każdy klub w Polsce chciałby mieć w składzie przynajmniej jednego takiego lidera. Inaczej nie da się ściągnąć kibiców na stadion. Kluby obiecują więc coraz większe pensje, choć ich na to nie stać. Niektóre się zadłużają, inne - nie wypłacają pensji regularnie.

Żużlowa liga ratuje się przed popadaniem kolejnych klubów w spiralę zadłużenia, wzmacniając nadzór nad finansami. Największe problemy przeżywają drużyny z Częstochowy i Gdańska. Włókniarz i Wybrzeże otrzymały od władz ekstraligi tzw. licencje nadzorowane. Musiały przedstawić program naprawczy.

Faworyci są znów ci sami: Falubaz i Unibax, choć zespół z Torunia zaczyna z ośmioma ujemnymi punktami. Ma jednak większy problem. Karkosik już ogłosił, że to ostatni rok, w którym sponsoruje żużel. "Ludzie, którzy zdecydowali się na finansowe wsparcie polskiego żużla, są de facto traktowani jak bankomaty - mają wypłacać pieniądze, ale nie powinni zabierać głosu" - tak wytłumaczył swoją decyzję.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live

Copyright © Agora SA