Liga Mistrzów. Koniec z wygłupami, czyli poważna misja Pinto

Śpiewał, broił i bił, szatnia Barcelony go uwielbiała, ale na boisku nigdy wiele od Jose Manuela Pinto nie zależało. Teraz przyszło mu wejść w buty bramkarza zespołu walczącego o trzy trofea. Pierwszy ćwierćfinał Ligi Mistrzów z Atletico Madryt we wtorek 20.45 na Camp Nou.

To najintensywniejszy futbolowy serial sezonu. Składa się z sześciu odcinków, we wtorek miniemy dopiero półmetek. Oprócz meczów w LM oba zespoły zagrają jeszcze w ostatniej kolejce, a biorąc pod uwagę, że prowadzące dziś Atletico wyprzedza Katalończyków o punkt, stawką może być mistrzostwo.

Poprzednie starcia nie pomogą wskazać faworyta - wszystkie kończyły się remisami, padły tylko dwa gole. No, może minimalnie lepiej wygląda Barcelona, bo dzięki bramce zdobytej na wyjeździe pokonała madrytczyków w dwumeczu o Superpuchar Hiszpanii.

We wtorek zobaczymy jednak inną Barcelonę. Uboższą. V~ctor Valdes, który od dekady stał między słupkami i przyłożył ręce do wszystkich jej triumfów, tydzień temu zerwał więzadła. Do gry wróci za siedem miesięcy.

Na Camp Nou to sytuacja zupełnie nowa, 32-letni bramkarz wcześniej leczył najwyżej zadraśnięcia, w każdym z ostatnich dziesięciu sezonów zagrał przynajmniej 43 mecze. Klub nie zajmował się szukaniem golkiperów, penetrować obce boiska zaczął dopiero półtora roku temu, gdy Valdés niespodziewanie ogłosił, że nie przedłuży wygasającego w czerwcu 2014 r. kontraktu. Gazety od miesięcy donoszą, że następcą zostanie Marc-Andre ter Stegen z Borussii Moenchengladbach. Ale to będzie dopiero latem, na finiszu walki o trzy trofea (oprócz ligi i Champions League 16 kwietnia zagra finał krajowego pucharu z Realem) Barça odda bramkę zawodnikowi, który tak naprawdę nigdy nie był konkurencją dla Valdesa.

Kariera Pinto w Barcelonie miała się skończyć po kilku miesiącach. W styczniu 2008 r. został wypożyczony na pół roku, bo więzadła zerwał rezerwowy Albert Jorquera. Nie napracował się jako zmiennik Valdesa (zagrał tylko trzy mecze), ale po sezonie zasłużył na transfer do Katalonii. I pewnie niespodziewanie także dla siebie stał się ważną częścią najlepszego zespołu XXI w.

Grał rzadko, ale nie narzekał, tylko dbał o humory innych. Pomagał wchodzącym do zespołu juniorom i przybyszom, zaprzyjaźnił się z klubową starszyzną. Został najbliższym kumplem i powiernikiem Leo Messiego (na ostatnie wakacje zabrali jeszcze Cesca Fabregasa), katalońskie wróble już za czasów Pepa Guardioli donosiły, że Pinto zachowuje posadę, bo chce tego argentyński gwiazdor.

Nie można oczywiście powiedzieć, że 38-letni dziś Hiszpan w ogóle nie przydawał się na boisku. W każdym z czterech ostatnich sezonów grał przynajmniej 13 meczów, bywało, że bronił w El Clasico (Puchar Hiszpanii 2011), bywało, że z nim na boisku Barça sięgała po trofeum (Puchar Hiszpanii 2012). Nigdy nie zbliżył się jednak do galowej jedenastki, nigdy nie zagrał w więcej niż ośmiu spotkaniach z rzędu.

Tak naprawdę Pinto pamiętamy głównie z wygłupów. Kiedyś, widząc nadciągającego piłkarza Kopenhagi, zaczął imitować sędziowski gwizdek. Napastnik dał się nabrać, przerwał akcję, bo uznał, że sędzia sygnalizuje spalonego. UEFA zdyskwalifikowała bramkarza na dwa mecze. Innym razem pokazywał wykonującemu rzut karny piłkarzowi Malagi, że rzuci się w lewą stronę. Tak właśnie zrobił i odbił piłkę, bo strzelec ostrzeżenie zignorował. Wiosną 2011 r. w półfinale LM był rezerwowym, ale dostał czerwoną kartkę, bo rzucił się na obrońcę z Realu Alvaro Arbeloę.

Przyszyty do ławki Barcelony spełnia się poza boiskiem. Gra na pianinie, rapuje, został producentem muzycznym, niedawno założył fundację pomagającą utalentowanym muzykom. Dużo czyta, zwłaszcza książek psychologicznych, jak twierdzi, pomagają mu znieść życie rezerwowego. - Lektura to mój sposób na koncentrację. Przed meczami staram się wypocząć, tak jak wojownicy odpoczywają przed bitwą - mówi Pinto. Wiosną czeka go najbardziej wymagająca i niewykluczone, że ostatnia bitwa w karierze. Kolejnej umowy Barcelona mu nie zaproponowała.

Typują bukmacherzy

Źródło: William Hill

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.